Podbeskidzie. Strzelają, aż miło

Pięć razy w tym sezonie Podbeskidzie uraczyło swoich kibiców czterema bramkami w jednym meczu.


Od kilkunastu dni zarówno sztab szkoleniowy Podbeskidzia, jak i piłkarze bielskiego zespołu, podkreślają, że nie zamierzają oglądać się za siebie. To słuszna koncepcja, bo „góralom” – bez względu na to, co wczoraj wydarzyło się w Grodzisku Wielkopolskim, gdzie Warta Poznań mierzyła się z GKS-em Tychy – trzy punkty zdobyte w dzisiejszym meczu z Odrą Opole wystarczą do awansu do ekstraklasy. Bielszczanie sobie na coś takiego zasłużyli, a ostatni mecz – w Jastrzębiu Zdroju – jedynie spotęgował to wrażenie. Podbeskidzie zrobiło z GKS-u… sieczkę. Wygrało „na pewniaka” i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Zarówno trener Krzysztof Brede, jak i piłkarze bielskiej drużyny, w swoich wypowiedziach dalecy są od euforii.

– Kluczem do sukcesu meczu w Jastrzębiu była cierpliwa gra. Od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że sytuację będą. I były. Fajnie, że udało nam się je wykorzystać. Dlatego wygraliśmy ten mecz pewnie – powiedział Bartosz Jaroch, prawy obrońca drużyny spod Klimczoka.

Nie muszą się oglądać

Do meczu z GKS-em, zresztą jak do wszystkich poprzednich, „górale” przygotowani byli wręcz wzorowo.

– Mieliśmy przygotowane materiały dotyczące tego, jak Jastrzębie grało w poprzednich meczach. Po ich analizie wyciągnęliśmy wnioski. I przez cały mecz staraliśmy się realizować nasze założenia – podkreślił Jaroch, który dodał, że nie zamierza się skupiać nad tym, jak zagrają w trwającej kolejce rywale.


Przeczytaj jeszcze: Aleksander Komor: Wszystko było pod kontrolą


– Wszystko zależy od nas. Na nikogo nie musimy się oglądać. Mam nadzieję, że dziś wszyscy razem będziemy się cieszyć na własnym stadionie – powiedział defensor bielskiego zespołu. On doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jego zespołu – pod Klimczokiem – ograć wręcz nie sposób. Wystarczy spojrzeć na tabelę I ligi, a konkretnie na mecze u siebie. W tym sezonie Podbeskidzie wygrało na własnym stadionie 12 z 15 rozegranych spotkań. Jedynym zespołem, który w Bielsku-Białej wygrał, był… GKS 1962 Jastrzębie. Dwie inne drużyny, czyli GKS Tychy i Puszcza Niepołomice, pod Klimczokiem remisowały. Niezwykle ciekawie wygląda jednak rozkład strzelonych przez bielszczan goli na własnym stadionie.

Otóż aż 38 bramek, z 60 strzelonych w tym sezonie, Podbeskidzie zdobyło w Bielsku-Białej. Pod tym względem, licząc do wczoraj – przed rozpoczęciem 32. serii gier w I lidze – „górale” nie mają sobie równych. Mało tego, był tylko jeden mecz, wspomniany z Jastrzębiem, w którym Podbeskidzie nie strzeliło gola u siebie. Zdecydowanie jednak więcej było spotkań, kiedy bielszczanie strzelali bramki wielokrotnie. Bo właśnie u siebie wygrywali: 4:1 ze Stalą Mielec, 4:0 z GKS-em Bełchatów, 4:1 z Zagłębiem Sosnowiec, 4:0 z Wigrami Suwałki i 4:2 z Radomiakiem. A prawdziwym fachowcem od zdobywania goli na Stadionie Miejskim przy ul. Rychlińskiego jest Karol Danielak.

Odpowiedzialność w każdy calu

To rzadka zależność, ale najskuteczniejszy w tym sezonie piłkarz Podbeskidzia 10 z 12 zdobytych goli strzelił w Bielsku-Białej. Tymczasem Marko Roginić, który zdobył o jednego gola mniej od Danielaka, sześć razy trafiał do siatki na stadionie drużyny przeciwnej, a „tylko” pięć goli strzelił w Bielsku-Białej. Równowaga pozostaje jednak zachowana. Chorwacki napastnik, m.in. trafił w Opolu jesienią, konkretnie mecz rozgrywany był pod koniec października i Podbeskidzie wygrało 2:0. Roginić wpisał się na listę strzelców jako drugi w kolejności, pierwszego gola strzelił bowiem Rafał Figiel. Odra nie miała w tym spotkaniu zbyt wiele do powiedzenia. Zresztą Podbeskidzie przyzwyczaiło w tym sezonie do tego, że potrafi przeciwnika zdominować. A gdy to się nie udaje, co wielokrotnie podkreślał prezes klubu z Bielska-Białej, jeżeli nie da się meczu wygrać, to trzeba go zremisować.

Zupełnie słusznie piszemy o tym, że Podbeskidzie strzela sporo goli, ale też świetnie broni. Przed dzisiejszym spotkaniem ma dokładnie o połowę mniej goli straconych, aniżeli strzelonych. Spora w tym zasługa Martina Polaczka. Prezes Kłys, nie oszukujmy się, zainwestował przed rozpoczęciem bieżącego sezonu w bramkarza. Według nieoficjalnych informacji Polaczek zarabia w Bielsku-Białej 5 tysięcy euro miesięcznie i jest to jeden z najwyższych kontraktów w klubie. Niemniej jednak Podbeskidzie doskonale zdaje sobie sprawę z tego, za kogo płaci. Mierzący niemal dwa metry wzrostu Słowak, szczególnie po wznowieniu rozgrywek, prezentuje się znakomicie. W sobotę, chwilę po tym, jak „górale” objęli w Jastrzębiu-Zdroju prowadzenie 2:0, Polaczek popisał się znakomitą interwencją po strzale Damiana Tronta. Piłka zmierzała do siatki tuż przy słupku, a mimo to słowacki golkiper zdołał trącić ją końcówkami palców i sparować na rzut rożny. To była wybitna interwencja i dowód na to, że jeżeli „przód” w bielskim zespole zawiedzie, to na to, co dzieje się „z tyłu” można liczyć.


Na zdjęciu: Podbeskidzie za siebie nie zamierza się oglądać. Awans to rzecz, którą pod Klimczokiem świętować będą hucznie.
Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus


Róbmy swoje

– Wiadomo, że walczymy o cenne trzy punkty. Mam nadzieję, że na mecz z Odrą Opole będę już gotowy – powiedział jeszcze przed meczem w Jastrzębiu Zdroju Łukasz Sierpina, skrzydłowy i kapitan Podbeskidzia, który – trochę nieoczekiwanie – został zastąpiony, dodajmy całkiem udanie, przez Mateusza Sopoćkę.

– Spokojnie, nie spieszmy się. Grajmy i róbmy swoje. Wygrywajmy mecze i dopisujmy punkty, a przyszłość pokaże swoje. Teraz musimy się skupić na meczu z Odrą Opole. Gorąco zachęcam kibiców, aby przyszli na ten mecz. Może się bowiem okazać, że to spotkanie da nam to, o co walczymy w tym sezonie – podkreślił kapitan Podbeskidzia, którego – w przypadku absencji – zastępował Bartosz Jaroch.