Podbeskidzie. Wrócić na zwycięską ścieżkę

Podbeskidzie niepokonane jest od siedmiu spotkań, ale trzy ostatnie mecze zremisowało. Jak pokazują pewne wyliczenia wygrywać jednak, u siebie, musi.


10 zwycięstw, 2 remisy i jedna porażka. Oto domowy – imponujący, dodajmy – bilans Podbeskidzia w tym sezonie. Zespół spod Klimczoka pokonał na własnym terenie: Stal Mielec, Olimpię Grudziądz, Miedź Legnica, GKS Bełchatów, Sandecję Nowy Sącz, Zagłębie Sosnowiec, Wigry Suwałki, Chojniczankę Chojnicę, Wartę Poznań i Bruk-Bet Termalikę Nieciecza.

Po jednym punkcie z Bielska-Białej wywiózł GKS Tychy i Puszcza Niepołomice, a jedyną drużyną, która ograła Podbeskidzie na stadionie tego klubu był GKS Jastrzębie. Do rozegrania pozostały „góralom” cztery mecze przed własną publicznością. Jutrzejszy ze Stomilem Olsztyn, a także z Radomiakiem Radom, Odrą Opole i Chrobrym Głogów. W trakcie przerwy w rozgrywkach pisaliśmy o tym, że awans robi się u siebie.

Co to – w przypadku Podbeskidzia – oznacza? Otóż to, że do zdobycia na własnym terenie pozostaje 12 punktów. Dodając je do aktualnego dorobku drużyny trenera Krzysztofa Bredego wychodzi 65 „oczek”. W pięciu ostatnich sezonach tylko raz zdarzyło się, aby drużyna, która zdobyła więcej punktów nie awansowała bezpośrednio do ekstraklasy.

Takim zespołem, w sezonie 2014/15 była Wisła Płock, która mimo 69 zdobytych punktów zajęła trzecie miejsce w tabeli i musiała ustąpić miejsca Zagłebiu Lubin (77 punktów) i Bruk-Betowi Termalice Nieciecza (73).

Każdy punkt jest ważny

16 czerwca wspomniana Puszcza Niepołomice przerwała imponującą serię sześciu zwycięstw Podbeskidzia na własnym stadionie. Nadal jednak „górale” trwają w passie siedmiu meczów u siebie bez porażki. Jastrzębie wygrało w Bielsku-Białej 19 listopada zeszłego roku. W niedzielę minie od tego dnia 221 dni.

– Zagramy u siebie, z kibicami i wierzymy, że pomogą nam w odniesieniu zwycięstwa – mówi Kacper Gach, lewy obrońca Podbeskidzia, który jedna doskonale zdaje sobie sprawę z pewnej prawidłowości. – Znajdujemy się w takiej sytuacji, że wszystkie drużyny mobilizują się na konfrontacje z nami.


Czytaj jeszcze: Słowacki strażnik twierdzy


Każdy chce urwać punkty liderowi. Ale my cały czas solidnie pracujemy. Każdy mecz kosztuje nas sporo roboty i seria siedmiu spotkań bez porażki jest tego najlepszym dowodem – podkreślił gracz drużyny spod Klimczoka. Warto jednak podkreślić, że po 24 rozegranych kolejkach Podbeskidzie rzadko remisowało.

Tylko czterokrotnie dzieliło się punktami z rywalami, podczas gdy następnie zremisowało trzy mecze z rzędu. Kacper Gach nie robi jednak z tego tragedii. – Każdy punkt szanujemy, bo może się okazać bardzo ważny – podkreśla lewy obrońca Podbeskidzia.

Cytowany piłkarz jest jednym z tych, który odegrał znaczącą rolę w zremisowanym 1:1 meczu w Tychach, choć wszedł na boisko dopiero po przerwie. Ale – zdaniem Krzysztofa Bredego – wykazał się taką postawą, jakiej przed spotkaniem oczekiwał szkoleniowiec od całego zespołu.

Podumać nad roszadą?

Marko Roginić, środkowy napastnik Podbeskidzia, strzelił w tym roku jednego gola. Ważnego, dodajmy, bo było to zwycięskie trafienie w starciu przeciwko Bruk-Betowi. Niemniej jednak znów powracają wątpliwości, co do skuteczności chorwackiego napastnika.

W 2020 roku zawodnik ten zaliczył 7 występów w I lidze. Na boisku spędził 620 minut i jedna bramka nie przysparza mu powodów do chwały. Oczywiście wszyscy znają i doceniają charakterystykę tego zawodnika. Roginić, jak mało który napastnik, mocno zasuwa w defensywie. W trakcie jednego spotkania potrafi stoczyć kilkanaście, nierzadko twardych pojedynków. Niemniej jednak napastników rozlicza się za bramki, a tych Chorwatowi nieco brakuje.

Dlatego nic w tym dziwnego, że niektórzy zastanawiają się, czy Podbeskidziu nie przydałaby się zmiana na szpicy. Dumania te są o tyle uzasadnione, że w ostatnim meczu inny z bielskich napastników, czyli Kamil Biliński, strzelił swojego premierowego gola. Potrzebował, aby dokonać tej sztuki, zdecydowanie mniej czasu, aniżeli Roginić, bo łącznie tej wiosny spędził na murawie 118 minut.

Gdyby porównać obie wymienione liczby, to nie byłoby wątpliwości, który z zawodników powinien wyjść na murawę jutro w wyjściowym zestawieniu. Ale trener Brede przyzwyczaił do tego, że zmieniać nie lubi. Nie miał zresztą w tym sezonie zbyt wielu powodów na to, aby to robić. A wyżej wymieniony powód nie jest aż tak mocny, aby opiekun Podbeskidzia się pod nim ugiął.



Liczą na trzy tysiące

Do wczoraj, do godzin popołudniowych, Podbeskidzie sprzedało na jutrzejsze spotkanie ok. dwa tysiące biletów. Sprzedaż, oczywiście wyłącznie internetowa, potrwa do rozpoczęcia meczu, dlatego organizatorzy spodziewają się, że na spotkaniu ze Stomilem pojawi się ok. trzech tysięcy sympatyków futbolu.

Przypomnijmy, że Podbeskidzie, w związku z zaleceniami, może wpuścić na trybuny dokładnie 3740 widzów. Nie wszyscy chętni zatem będą mogli obejrzeć mecz z trybun. Przypomnijmy, że przed przerwanie rozgrywek frekwencja na bielskim stadionie sięgała pięciu tysięcy. Jednocześnie warto podkreślić, że klub apeluje o to, aby kibice przychodzili na mecz stosunkowo wcześnie, co zdecydowanie usprawni wpuszczanie ludzi na teren obiektu.

Bramy stadionu otwarte zostaną o godz. 13.40, a więc na 1,5 godziny przed rozpoczęciem spotkania. Przy wejściu na stadion, a także podczas przemieszczania się na nim, obowiązkowe jest noszenie maseczki. Zdjąć ją można dopiero w momencie zajęcia swojego, precyzyjnie wyznaczonego miejsca. Stosować należy się do wyraźnych komunikatów spikera. Obowiązkowa jest również dezynfekcja rąk przy wejściu, a także podczas wyjścia ze stadionu.

Klub prosi również o zachowanie dwumetrowej odległości i przypomina, że w momencie wejścia na stadion każdy kibic akceptuje regulamin imprezy masowej w specjalnym reżimie sanitarnym. Wszelkie te informacje, w czytelnej, graficznej formie znajdują się na stronie internetowej klubu. Nie trzeba ich szukać, bo w momencie wejścia na stronę są doskonale widoczne.



Na zdjęciu: Marko Roginić, w tym roku, spędził na boisku 620 minut i strzelił jednego gola. Taka sztuka zajęła Kamilowi Bilińskiemu minut 118.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus