Podbeskidzie. Zwycięstwa budują

Piłkarze Podbeskidzia Bielsko-Biała po wygranym sparingu z Zagłębiem Sosnowiec otrzymali krótkie wolne. Wczoraj wrócili już do zajęć.


Za ekipą spod Klimczoka pierwszy sparing tego lata, a w najbliższych dniach kolejne treningi, by jak najlepiej przygotować się do pierwszoligowego sezonu. Wygrana z Zagłębiem Sosnowiec 1:0 na pewno poprawiła nastroje w zespole.

– Często mówi się, że nie przywiązujemy wagi do wyników meczów kontrolnych, ale zwycięstwo zawsze cieszy – powiedział Mirosław Smyła, opiekun bielskiej drużyny.

– Rezultaty budują pewność siebie i ze zwycięstwa z Zagłębiem Sosnowiec bardzo się cieszymy. A przede wszystkim z postawy zespołu, w wielu momentach, szczególnie w ofensywie. Optymizmem napawa nas jednak odpowiedzialność zespołu za grę defensywną. To bowiem taki element, który szwankował. Każdy z zawodników musi czuć odpowiedzialność za swoją pozycję i mieć świadomość, że gra dla zespołu, a nie dla siebie – zaznaczył szkoleniowiec ekipy spod Klimczoka.

Trener Smyła podkreślił, że jego podopieczni stanęli na wysokości zadania, choć byli po intensywnym tygodniu, a warunki atmosferyczne sobotniego meczu nie należały do najłatwiejszych.

– Było widać w tym pierwszym sparingu właśnie tę odpowiedzialność z tyłu, a także ciekawe rozwiązania z przodu. Po tygodniu ciężkiej pracy i na ekstremalnym zmęczeniu wszyscy zawodnicy dali radę i wybiegali ten mecz. Zawiodła nas skuteczność, ale na ten moment można to wytłumaczyć. Otóż ten element buduje się na świeżości i jestem przekonany, że ten moment jeszcze przed nami – powiedział szkoleniowiec „górali”. Warto podkreślić, że w minioną sobotę bielszczanie, podczas 120 minut na boisku, próbowali wielu rozwiązań taktycznych. M.in. testowali warianty z trzema i czterema obrońcami.

– Ćwiczymy to od dłuższego czasu. Mamy takie zestawienie personalne, które preferuje takie rozwiązania. Daje to efekty, szczególnie w ofensywie. Ale organizacja gry w defensywie, kompaktowe ustawienie zespołu, musi funkcjonować. Zawsze jest tak, że wart jesteś tytle, ile twoje najsłabsze ogniwo. A my musimy mieć to ogniwo… bardzo mocne – zaznaczył opiekun zespołu spod Klimczoka.

Mirosław Smyła jest zadowolony z faktu, że – na razie – nie musi się martwić o kontuzje. Wprawdzie w meczu z Zagłębiem zabrakło Kacprów: Wełniaka i Gacha, ale ich absencje nie będą zbyt długie.

– Podczas obozu było nas 29, a docelowo nawet 30 zawodników. Procentowo zawsze zdarzą się jakieś urazy. Nie było w pierwszym sparingu również Maksymiliana Sitka, który poczuł problem w mięśniu czworogłowym. Na szczęście, poza lekkim stanem zapalnym, nic poważniejszego się nie stało. Za 2-3 dni zawodnik będzie wracał do treningu. W przypadku Gacha i Wełniaka również chodzi o drobne urazy mięśniowe. Mam nadzieję, że za kilka dni wszyscy będą zdrowi. Martwiłbym się, gdyby moi piłkarze doznali urazów mechanicznych, typu kolano, czy staw skokowy. Po sparingu z Zagłębiem musieliśmy wysłać Mateusza Wypycha na kontrolę Achillesa, który się „odzywa”. Szkoda mi go, bo chce pracować i bardzo solidnie podchodzi do swoich obowiązków. Wierzę, że w perspektywie najbliższych dni wszystko się u niego unormuje i będzie mógł się skupić na treningu – zapewnił trener Podbeskidzia, który po sobotnim spotkaniu wysłał swoich podopiecznych na króciutkie urlopy, które wczoraj dobiegły końca.

– Po ciężkiej pracy, jaką wykonaliśmy w ubiegłym tygodniu, trzeba było odpocząć. To naturalna kolej rzeczy i bardzo ważny moment. Głupi odpoczynek nic nie daje. Zawodnicy otrzymali wytyczne, jak spędzić ten wolny czas. We wtorek spotkaliśmy się na siłowni, a od środy pracujemy w Dankowicach. W sobotę rozegramy sparing z Ruchem Chorzów, a następnie przeprowadzimy dwa mikrocykle startowe. Wszystko toczy się bardzo szybko, ale tak musi być – uśmiecha się szkoleniowiec „górali”.


Na zdjęciu: Mirosław Smyła (w środku) jest zadowolony z tego, że okres sparingowy jego drużyna rozpoczęła od zwycięstwa.
Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus