Podsumowanie sezonu – GKS Tychy. Jest dobrze, a może być lepiej

W 16 meczach GKS Tychy zdobył w rundzie jesiennej 27 punktów. Nie dograł wprawdzie pierwszej rundy i nie można powiedzieć, że drużyna Artura Derbina jest na półmetku, ale i tak dał się poznać jako zespół należący do czołówki tabeli.


Przypomnijmy, że latem nowy trener, budujący nowy zespół, miał bardzo mało czasu na przekazanie zawodnikom swojej filozofii gry i początek był trudny. Pucharowa porażka z Wisłą Płock oraz bezbramkowy remis na inaugurację ligowej batalii, a także porażka 0:3 w wyjazdowym meczu z Zagłębiem Sosnowiec zaniepokoiła tych najmniej odpornych sympatyków tyskiego klubu. Wtedy jednak okazało się, że trener potrafi szybko analizować, wyciągać wnioski i wie jaką drogą należy iść. Świadczą o tym cztery kolejne mecze bez porażki, w tym wyjazdowe zwycięstwo 2:0 z Arką Gdynia, po którym chyba za szybko sami zawodnicy uwierzyli, że proces budowy już został zakończony.

O tym, że piłka uczy pokory przekonali się już 4 dni później przegrywając 0:1 na swoim boisku z Koroną Kielce po bardzo słabym występie. I znowu można powiedzieć, że sztab szkoleniowy szybko wyciągnął odpowiednie wnioski, bo przyszła kolejna seria – tym razem – pięciu spotkań bez porażki. Została ona przerwana porażką na swoim boisku z Miedzią Legnica, po której znowu tyszanie zanotowali serię trzech spotkań bez porażki. Mają więc na koncie 7 zwycięstw i 6 remisów oraz 3 porażki.

Podsumowując rundę zwykle mówi się o punktach, które „uciekły”. Tyszanie takie stracone oczka, które mocno poprawiłyby ich dorobek zgubili w Bełchatowie remisując 1:1 mecz, w którym już w 10 minucie wyszli na prowadzenie, ale nie potrafili zakończyć kolejnych akcji przypieczętowaniem zwycięstwa. Na 3 punkty zapracowali także w zremisowanym 1:1 meczu na swoim boisku z Puszczą Niepołomice, bo podyktowany przez sędziego rzut karny dla gości w 73 minucie podyktowany został „z kapelusza”. Zagranie Bartosza Szeligi, o ile w ogóle kwalifikowało się na odgwizdanie ręki, miał bowiem miejsce przed linią pola karnego.

Najważniejsze jednak po tej rundzie jest to, że można stwierdzić, że między zawodnikami i trenerem Derbinem jest chemia. Nawet trudne decyzje, które podejmował szkoleniowiec obroniły się, a zmiana po wygranym meczu z Widzewem Łódź, czterech zawodników z wyjściowej jedenastki okazało się taktycznym majstersztykiem, bo 3 dni po boju, w którym GKS Tychy odrobił stratę z początku i spotkania i sięgnął po zwycięstwo 2:1, świeża krew odprawiła z kwitkiem wypoczętą Odrę Opole.


Czytaj jeszcze:  Koniec rundy jesiennej

Nic więc dziwnego, że rozpędzeni tyszanie chcieli pojechać do Łodzi i w ostatnim zaplanowanym na ten rok meczu pokonać ŁKS oraz umocnić się w szpicy. Z powodu pandemii ta sztuka się jednak nie udała i wyraźnie było czuć niedosyt w tyskiej szatni, z której zawodnicy 11 grudnia rozjeżdżali się na urlopy. Wrócą z ich 7 stycznia, a do tego czasu, ba nawet do 20 lutego, bo na ten dzień został wyznaczony termin przełożonego meczu z ŁKS-em, w tabeli nic się nie zmieni. Nie zmieni się jednak także nastawienie, z którym tyszanie zakończyli rundę jesienną – zawartą w krótkim stwierdzeniu: Jest dobrze, ale może być lepiej.


Plus

W całym poprzednim sezonie GKS Tychy tylko w 5 spotkaniach nie stracił gola. Natomiast w 16 meczach rundy jesiennej Konrad Jałocha 6 razy zachował czyste konto. Gra defensywna tyszan na pewno nie jest jeszcze perfekcyjna, ale organizacja gry obronnej Artura Derbina daje efekty. W poprzednim sezonie tyszanie w 16 meczach stracili 24 gole, czyli o 10 więcej niż w tegorocznej rundzie jesiennej i przegrali 6 spotkań, a teraz 3. To jest więc fundament, na którym kibice budują nadzieję na lepszą wiosnę i zrealizowanie celu jakim jest zajęcie przez tyski zespół miejsca w szóstce.

Minus

To był zimny prysznic. W drugiej kolejce tyszanie zanotowali słaby występ i po katastrofalnym ostatnim kwadransie, w którym stracili trzy gole, trener Artur Derbin wychowany jako piłkarz i trener w Sosnowcu mógł się czuć rzucony przez Zagłębie na kolana. „Podejmowaliśmy zbyt dużo złych decyzji. Nie potrafiliśmy utrzymać piłki na połowie przeciwnika. Nie byliśmy w stanie wygrywać tak zwanych drugich piłek. Blado wypadliśmy. Nic praktycznie nam nie wychodziło, włącznie ze stałymi fragmentami gry.” – podsumował grę swoich podopiecznych szkoleniowiec tyszan.


Strzelcy (22): 5 – Lewicki, 4 – Biel, 3 – Grzeszczyk, 2 – Paprzycki, 1 – Moneta, Nedić, Nowak, Połap, Steblecki, Szeliga, Wołkowicz. Samobójcza – Mikulec (Resovia).


Fot. Dorota Dusik