W dobrą stronę…

Niebawem przyjdzie czas gdy reprezentacja Polski w hokeju na lodzie będzie się spotykać z silniejszymi rywalami.


Kilka lat temu związkowi działacze podpisali umowę o współpracy z federacjami krajów nadbałtyckich i cyklicznych turniejach w ramach Euro Ice Hockey Challenge. Wówczas różnica między reprezentacją Polski, a Litwą czy Estonią nie była zbyt duża. Minęły trzy sezony biało-czerwoni, choć nie grają w optymalnym składzie, wyraźnie górują nad rywalami. Turniej O Puchar Niepodległości na Stadionie Zimowym w Sosnowcu tylko to potwierdził.

Sprawdzian zaplecza

W kuluarach imprezy pojawiały się głosy nad sensem gry z tymi reprezentacjami, które występuję na trzecim poziomie rozgrywkowym. A tymczasem trener Robert Kalaber nie ma żadnych wątpliwości i przekonuje, że to jest świetna okazja, by sprawdzić wielu potencjalnych kandydatów do reprezentacji.

– Dmucham na zimne i wiem, że do mistrzostw świata jest jeszcze sporo czasu i może się wiele wydarzyć – mocno akcentuje słowacki szkoleniowiec. – W reprezentacji było ośmiu zawodników, którzy wywalczyli awans do elity, ale było też wielu młodych oraz kilku debiutantów. Ten turniej to inwestycja w przyszłość.

– Początkowo też trochę kręciłem nosem na naszych rywali – uśmiecha się były szef szkolenia PZHL, a teraz ekspert TVP Sport, Tomasz Rutkowski. – Potem jednak doszedłem do wniosku, że to właściwy ruch trenera Kalabera. To było łagodne wejście w niezwykle ważny sezon międzynarodowy. W naszej reprezentacji występuje wielu hokeistów w dojrzałym sportowo wieku (Kolusz, Wajda, Kruczek – przyp.red.) i mogliby nie wytrzymać takiej dawki spotkań ligowych oraz w reprezentacji. Pewnie będą mieli okazję sprawdzić swoją formę w kolejnych meczach. Przecież niebawem przyjdzie spotykać się z silniejszymi przeciwnikami.

Sporo pozytywów

Biało-czerwoni wyraźnie górowali i trener Kalaber chwalił swoich podopiecznych za zaangażowanie oraz dobrą realizację zadań taktycznych. Owszem, zdarzały się błędy, ale przecież one są wkalkulowane w każde widowisko sportowe.

– W czasie tego turnieju było sporo pozytywów – mocno podkreśla Rutkowski. – Przede wszystkim mieliśmy po raz kolejny przekonać o wysokich umiejętnościach Alan Łyszczarczyk, bo to był jego turnieju. W ligowych spotkaniach nie był tak błyskotliwy tak jak na tafli Stadionu Zimowego. Najwyraźniej nastąpił jakiś przełom i, mam nadzieję, że teraz będzie wiodącą postacią swojego zespołu. Mocny akces do reprezentacji zgłosił Patryk Krężołek, grający stabilnie, odpowiedzialnie i skutecznie. Jego śladem podążył Dariusz Wanat, który może konkurować o miejsce w niższych formacjach. Podobał mi debiutant Oliwier Kurnicki, obdarzony dobrymi warunkami fizycznymi, który w defensywie miał wsparcie doświadczonego Pawła Droni.


Czytaj także:


– Bartłomiej Jeziorski zaprezentował dobrą skuteczność, ale to nie jest nowość, bo przecież on już w poprzednim był w wysokiej dyspozycji. Miałem okazję przyglądać się treningom kadry, która pracowała nad powtarzalnością schematów gry. I dobrze im to wychodziło podczas meczów. Nasi zawodnicy muszą sobie zdawać sprawę, że nie ma miejsca na indywidualne popisy. W mistrzostwach świata indywidualista natychmiast spotka się z reakcją rywala. I wówczas rzeczywistość dla dla niego może się okazać brutalna. A w czasie turnieju mieliśmy okazję okazję oglądać takie „popisy”.

Awans do światowej elity sprawił, że całe środowisko się zintegrowało i zawodnicy się zmobilizowali, by rywalizować o miejsce w reprezentacji. Reprezentacja w mistrzostwach świata w Czecha będzie liczyła 25 zawodników, w tym trzech bramkarzy i na kilku pozycjach będzie trwała rywalizacja niemal do chwili wyjazdu. Na bezpośrednie przygotowania do MŚ kadra będzie liczyła 28 hokeistów z tego grona wyłoni się reprezentacja, która będzie rywalizowała w Ostrawie. Trener Kalaber ma wiele pewniaków, ale pod warunkiem, że będą prezentowali odpowiednią formę na finiszu rozgrywek ligowych. Teraz kadrowicze wracają do ligowej rywalizacji, zaś w połowie grudnia biało-czerwoni zagrają w Klagenfurcie z Austrią oraz Węgrami. A więc rywalami zdecydowanie silniejszymi niż Estonia czy Litwa.


Na zdjęciu: Bartłomiej Jeziorski (z przodu) podczas turnieju w Sosnowcu zdobył pięć goli.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus