Przegrane remisy

Na początek rundy rewanżowej w Łodzi humory minorowe.


Znanym zjawiskiem w futbolu jest „zwycięski remis”, dzięki któremu drużyna w dramatycznych okolicznościach wywalcza awans albo mistrzowski tytuł. Dwa kolejne mecze Widzewa, rozgrywane przy własnej widowni, zakończyły się remisami, ale tym razem były to remisy przegrane. Trudno chwalić zespół, że zdobył dwa punkty, skoro stracił aż cztery, mając w obu meczach przewagę.

Za niskie bramki?!

Gol Dominika Kuna w 78 minucie meczu z Jagiellonią był zasłużoną nagrodą za grę Widzewa. Trudno też powiedzieć, że zabrakło sił w końcówce – wyrównująca bramka to skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, bo piłka, której po dośrodkowaniu nie zdołał opanować Bartosz Bida, trafiła w obrońcę Martina Kreuzrieglera i wpadła do bramki. Gol samobójczy, ale kompletnie nieświadomy, bez żadnego czynnego udziału winowajcy, zniweczył cały wysiłek zespołu.

Trener Janusz Niedźwiedź nie ma o to pretensji do swoich zawodników, choć przyznaje:

– Remis to dla nas porażka. Drużyna jest w dobrej formie, gramy ofensywnie, stwarzamy sytuacja bramkowe. Mecz był pod kontrolą, ale końcowy efekt zniweczyła chwila dekoncentracji – zaznacza.

Jakub Letniowski z kolei, który nie wykorzystał drugiego rzutu karnego w tym sezonie – strzelił w poprzeczkę, chciałby jak najszybciej zapomnieć o tym pechu: – No cóż, trzeba to niepowodzenie wziąć na klatę, jak najszybciej zapomnieć o tym strzale i nie dręczyć się wyrzutami sumienia przed następnym meczem – mówi.

Zauważyć warto, że spudłowana jedenastka może kosztować Letniowskiego miejsce w wyjściowym składzie na piątkowy mecz z Lechią – na jego miejsce dybie rwący się do gry Dominik Kun, który po raz drugi pokazał się z dobrej strony jako jego zmiennik.

Po meczu z Pogonią, dwa słupki i poprzeczka, żartowaliśmy, że bramki na widzewskim stadionie są za niskie i za wąskie. W spotkaniu z Jagiellonią to się potwierdziło – słupek Terpiłowskiego i poprzeczka Letniowskiego, a z tym wymiarami bramki, to nie ma się z czego śmiać. Wie o tym były piłkarz ŁKS, a potem także Widzewa Dariusz Podolski, który kiedyś trafił w „sztangę” z dystansu, a potem okazało się, że podczas renowacji murawy na pole bramkowe nasypano za dużo ziemi i rzeczywiście bramka stała się niższa…

Sanchez na celowniku

Kibice Widzewa z niepokojem nasłuchują wieści o ewentualnym transferze Jordi Sancheza.

– Nie chcemy, by Jordi nas opuszczał – zapewnia dyrektor sportowy Widzewa Tomasz Wichniarek (kuzyn Artura, byłego piłkarze Lecha i Widzewa też), ale przyznaje, że do klubu napływają oferty zainteresowanych. Sanchez nie grał w meczu z Jagiellonią, co wzmogło niepokój i wywołało nowe spekulacje. Klub ogłosił jednak, że był to drobny uraz i w poniedziałek napastnik Widzewa trenował z kolegami. Nie było też Mate Milosa, który wspierał żonę przy porodzie. Wszystko poszło dobrze i w Gdańsku będzie okazja do „kołyski”. Trzeba tylko zdobyć bramkę.

W meczu z Jagiellonią najbliżej powodzenia był Bartłomiej Pawłowski, rozgrywający dwusetny mecz w ekstraklasie. Choć jest łodzianinem, debiutował się na tym poziomie w sierpniu 2010 w Jagiellonii właśnie, a później grał jeszcze w Widzewie, Lechii, Zawiszy, Koronie, Zagłębiu Lubin, Śląsku, by znów znaleźć się w Widzewie. Do tych 200 meczów wypada też jednak doliczyć występy na drugim poziomie: 8 spotkań w barwach GKS Katowice jesienią 2011 roku i 10 meczów w jeszcze I-ligowym Widzewie w poprzednim sezonie oraz cztery występy w barwach Śląska w meczach Ligi Konferencji Europy i osiem w hiszpańskiej ekstraklasie, gdy był zawodnikiem Malagi (z golem strzelonym Realowi Valladolid). Wszędzie dobrze, ale w Widzewie najlepiej – w tym zespole przeżywa obecnie drugą piłkarską młodość.

Mecz Widzewa z Jagiellonią zapisze się w historii ligi, jako spotkanie rozgrywane najpóźniej. Ponieważ trzeba było uprzątnąć ze śniegu boisko, mecz rozpoczął się dopiero o godz. 21, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Daleko jednak do rekordu z meczów reprezentacji: spotkanie młodzieżowych drużyn Polski i Anglii w 1996 roku w Wolverhampton zaczęło się dopiero o godzinie 23, bo szukano na widowni bomby, którą ktoś miał podłożyć


Na zdjęciu: Dominik Kun dobija się do wyjściowego składu Widzewa.
Fot. Adam Starszyński/Pressfocus.pl