Ruch Chorzów. Sceptycy zmieniają optykę

Liga jest długa, to dopiero początek – tonuje nastroje trener Ruchu po kolejnym świetnym występie swojego zespołu, dającym awans na pozycję wicelidera.


Piątkowy wieczór przyniósł kibicom Ruchu znakomitą wiadomość: okazało się, że ich drużyna na tle jednego z faworytów II ligi jest w stanie prezentować się równie dobrze, co w poprzednich meczach. I nawet sceptycy, tonujący nastroje, że z wcześniejszych sześciu kolejek nie ma jeszcze co wyciągać daleko idących wniosków, skoro rywalami nie byli przedstawiciele czołówki, muszą powoli zmieniać optykę, spoglądać na rzeczywistość bardziej optymistycznie.

Skoro w każdym z siedmiu spotkań „Niebiescy” byli lepsi, a w trzech zremisowanych na najwyższą notę zasługiwał bramkarz przeciwnika, to trudno już mówić o przypadku, szczęściu, terminarzu, dyspozycji dnia. Okazało się, że beniaminek z Cichej jest na tyle silny, by natychmiast walczyć o drugi z rzędu awans.

Jest co poprawiać

– Liga jest długa, to dopiero początek – studzi nas trener Jarosław Skrobacz. – Staramy się coś w każdym meczu dołożyć; jakiś procent, ułamek, by wyglądać lepiej. Jako zespół cały czas chcemy funkcjonować lepiej, czas pracuje dla nas. Stale poznajemy swoje zachowania na boisku, bo gramy nowym dla większości zawodników ustawieniem. Jest sporo do poprawy – przekonuje szkoleniowiec „Niebieskich”.

W piątkowy wieczór zdali test. Nie tylko pokonali dotychczasowego wicelidera, ale też pierwszy raz po awansie stanęli przed koniecznością odrabiania strat, bo to rywale objęli prowadzenie. Chorzowianie udźwignęli ten ciężar, byli w stanie narzucić swój styl i atakować z taką samą pasją, co z zespołami nieco słabszymi niż Chojniczanka.

Bez kurtuazji

– Mówię to bez żadnej kurtuazji, że wygraliśmy z najlepszym zespołem z grona tych, z jakimi mierzyliśmy się dotychczas – potakuje trener Skrobacz. – Początek meczu był w naszym wykonaniu fatalny i mogło się to skończyć bardzo źle. Całe szczęście, że Chojniczanka nie wykorzystała tego okresu na tyle, na ile mogła, bo gdybyśmy po 10 minutach przegrywali 0:2, to pretensje moglibyśmy mieć tylko i wyłącznie do siebie. Strach, nerwy…

Później zaczęło to wyglądać z naszej strony lepiej. Chojniczanka ma jednak w składzie ogromną jakość, dlatego momentami była w stanie wypracowywać sobie sytuacje. Mecz był bardzo wyrównany. Wygraliśmy, a nie potrafiliśmy wygrać wcześniejszych spotkań, w których mieliśmy ogromną przewagę.



Tak to bywa. Teraz mamy 3 punkty i cieszymy się z tego – przyznaje szkoleniowiec Ruchu, choć z jego stwierdzeniem o „bardzo wyrównanym meczu” nie do końca możemy się zgodzić. To jego podopieczni byli częściej przy piłce, wykreowali więcej okazji, oddali znacznie więcej strzałów (i strzałów celnych), egzekwowali więcej rzutów rożnych, a współczynnik „goli oczekiwanych” analitycznej firmy InStat też przemawiał na ich korzyść (1,78 do 1,48).

Szczepanowi się należało

Wszystkich przy Cichej ucieszyć musiało też długo oczekiwane przełamanie napastników. Daniel Szczepan wrócił do wyjściowego składu (tydzień wcześniej w Grodzisku Mazowieckim od 1 minuty grał Michał Biskup) i wreszcie zdobył pierwszą bramkę dla Ruchu. Głową, po rzucie rożnym, z małą pomocą bramkarza Chojniczanki. Kilku lepszych okazji w tej rundzie nie wykorzystał. Teraz pewnie liczy, że worek się rozwiązał.

– Nie chcę nikogo oceniać indywidualnie, ale myślę, że Szczepan zagrał bardzo dobre zawody. Walczył, wygrywał pojedynki, przede wszystkim ze Damianem Byrtkiem, czyli stoperem wysokim, silnym. Daniel tę walkę podjął, zostawił mnóstwo zdrowia na boisku, ta bramka jak najbardziej mu się należała i na pewno pomoże mu mentalnie – mówi Jarosław Skrobacz. Przed jego zespołem kolejny mecz na szczycie: w sobotę w Kaliszu, z KKS-em prowadzonym przez jego wodzisławskiego krajana Ryszarda Wieczorka.



Na zdjęciu: Tomasz Foszmańczyk (z lewej) grał przeciw Chojniczance z werwą godną młodzieniaszka, a nie 35-letniego rutyniarza, będąc jednym z motorów napędowych chorzowskiej maszyny.
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus