Skończmy mówić o tej presji

Katowiczanie na dwie kolejki przed finiszem sezonu na zapleczu ekstraklasy mają punkt przewagi nad otwierającą strefę spadkową Bytovią. To właśnie z nią zagrają za tydzień przy Bukowej. Jutro zaś – wyjazdowe spotkanie z Wartą Poznań.

Najważniejszy od 10 lat

– Szczerze? Meczu z Wartą raczej się nie obawiam. Bardziej tego z Bytovią. Jeśli w ten weekend nie udałoby się zapewnić utrzymania, to może być różnie. Ciężar gatunkowy takiego spotkania z bytowianami byłby bardzo duży; największy od dawien dawna. Ostatnim równie ważnym meczem był chyba ten przed dziesięcioma laty w Jastrzębiu, kiedy 90 minut decydowało o tym, czy się utrzymamy. A Bytovia mimo wszystko będzie miała mniej do stracenia, chłopaki przyjechaliby do nas na większym luzie.

Przed sezonem wycofał się sponsor, nie było wiadomo, czy w ogóle przystąpi do rozgrywek. Tam ze spadkiem trzeba było się liczyć, a my mieliśmy przecież zupełnie inne plany. Wierzę, że wygramy w Poznaniu, a wynik spotkania Bytovii z Chrobrym ułoży się pod nas i nie będziemy musieli drżeć. Zwłaszcza że nie przemawia za nami niemoc, jaka dotknęła zespół w domowych meczach – analizuje Kamil Cholerzyński.

Wyjazdowo najlepsi

GKS wygrał w tym sezonie przy Bukowej tylko raz – w sierpniu z Wigrami Suwałki. Potem w roli gospodarza nie potrafił zgarnąć pełnej puli 13 razy z rzędu. Zupełnie inne wyniki katowiczanie osiągają w delegacjach, gdzie ich bilans to 7 zwycięstw, 2 remisy i 7 porażek.
– To, że z Wartą zagramy w Poznaniu, jest więc… atutem. Sprawdziłem to nawet: w tym roku w całej lidze lepiej od GieKSy na wyjazdach punktuje tylko ŁKS. Nie wiem, skąd się to bierze, że nie potrafimy wygrać na Bukowej. Może stadion nie jest jakiś rewelacyjny, ale murawa – co jest bardzo istotne – zdecydowanie sprzyja grze w piłkę. Być może w głowach chłopaków jest już jakaś blokada. Gdy nie wygrywasz któryś kolejny raz, to potem już nie idzie – zaznacza „Kufel”, wielki kibic GKS-u.

Dudek uważa, że liga jest szalona

Nasz rozmówca przez lata bronił barw GieKSy, ale tak niechlubnej domowej serii sobie nie przypomina. – Zdarzało się, że nie wygraliśmy u siebie czterech meczów, lecz były też momenty, kiedy o Bukowej mówiło się jak o twierdzy. Tak było za trenera Moskala, gdy wygrywaliśmy tu wiele spotkań. Wtedy ten stadion był naszym sprzymierzeńcem – wspomina Cholerzyński. Od tamtej pory frustracja w kibicach, bezskutecznie wypatrujących powrotu do ekstraklasy, zdążyła jednak znacznie wzrosnąć.

Nic strasznego się nie dzieje

– Ale nie demonizujmy. Utarło się, że w Katowicach jest presja. Ona stała się wręcz mityczna. Gdy powtarza się coś tysiąc razy, to można nawet wmówić, że czarne jest białe, choć być może faktycznie zawodnicy, którzy wcześniej nie grali w większych klubach, muszą na początku dostać chwilę na aklimatyzację. Pamiętam zaciąg zawodników z Niecieczy. Oni mieli ogromny problem, po jednym z meczów bali się wyjść z szatni, co mogło mieć przełożenie na ich grę. Coś w tym jest, że zawodnicy, którzy w swoich poprzednich – mniejszych – klubach prezentowali naprawdę wysoki poziom, tu sobie nie radzili. Nie tłumaczyłbym tego jednak jakąś niebotyczną presją. Jeśli tylko mogę, chodzę na każdy mecz.

Mimo słabego sezonu i kiepskich wyników, nic strasznego się nie dzieje. Nie było wizyt kibiców na treningach. Dlatego nie mówmy, że to wina otoczki. Czasem tak po prostu jest, że złapiesz niechlubną serię i trudno się przełamać – zaznacza „Kufel”, który w sobotę wraz z Gwarkiem Tarnowskie Góry uda się na bój o III-ligowe punkty do Kluczborka, ale mecz GieKSy w Poznaniu ma zamiar obejrzeć. – Zaczyna się o 12.15, więc pewnie będzie kolidował ze zbiórką, ale na pewno uda się zerknąć. Koledzy mają zasubskrybowaną telewizję na mobilnych urządzeniach, dlatego będzie możliwość obejrzenia GKS-u – przyznaje nasz rozmówca.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ