Skra osiągnęła cel

Po remisie gwarantującym częstochowianom utrzymanie na zapleczu ekstraklasy nie otwierano szampanów.


Choć remis w piątkowym meczu ze Stomilem Olsztyn zagwarantował Skrze utrzymanie na zapleczu ekstraklasy, po ostatnim gwizdku sędziego na stadionie w Bełchatowie częstochowianie nie otwierali szampanów. Ba, nawet nie za bardzo się cieszyli…

– To moja wina – mówi trener beniaminka spod Jasnej Góry, Jakub Dziółka.

– Po pierwsze nie jestem zbyt dobry z matematyki i powiem szczerze, że przed meczem ze Stomilem nie robiłem wyliczeń, co może nam dać remis, bo nie chciałem też zaprzątać tym głowy zawodników, żeby nie kalkulowali i nie byli minimalistami. Po drugie wyszliśmy na boisko po to, żeby wygrać, bo tak nastawiamy się przed każdym meczem i dlatego po bezbramkowym remisie nie mieliśmy powodów do radości. Nawet na sobotnim treningu nie mówiliśmy o tym. Powiem szczerze, że dopiero w niedzielę wieczorem, na koniec wolnego od piłki dnia, zacząłem sobie liczyć warianty „małych tabelek” drużyn, które mogłyby się na mecie sezonu zrównać z nami punktami i jakkolwiek bym liczył, wychodziło, że 37 punktów oznacza spełnienie naszego tegorocznego celu minimum. Zarówno w układzie z czterema zespołami, czyli Zagłębiem Sosnowiec, Puszczą Niepołomice i Stomilem Olsztyn, które jeszcze mogą nas dogonić jak i w każdej innej konfiguracji trójkowej i dwójkowej jesteśmy „nad kreską”. Dlatego po poniedziałkowym treningu spotkałem się z prezesami żeby… porozmawiać o następnym sezonie. Na razie jednak rozmawialiśmy o kwestiach organizacyjnych, które musimy poprawić, a sprawy drużyny zostawiliśmy sobie na kolejne spotkania.

Roszada w bramce

To podejście najlepiej świadczy o tym, że częstochowianie chcą ten sezon zakończyć na swoich zasadach walcząc w każdym meczu o jak najlepszy wynik.

– Po rundzie jesiennej, w której nastawiliśmy się na zdobywanie punktów, wiosną próbowaliśmy grać „ładnie”, ale długo nie potrafiliśmy wygrać i znaleźliśmy się blisko strefy spadkowej – przypomina szkoleniowiec częstochowian.

– Dlatego na finiszu wróciliśmy do tego, co przynosiły efekty w I rundzie i tak chcemy już grać do końca sezonu, żeby zdobyć jak najwyższe miejsce w tabeli. Zawodnicy są na to przygotowani. Najlepszym przykładem na to, że każdy czuje się tej drużynie potrzebny jest Nikodem Sujecki. Po 2 kolejce wypadł ze składu i znalazł się w cieniu doświadczonego Mateusza Kosa, który bronił znakomicie, pomagał zespołowi, notował „zera z tyłu” i na półmetku rozgrywek został nawet wybrany najlepszym bramkarzem I ligi. Nasz 19-latek pracował jednak wytrwale i gdy Mateusz został ukarany czerwoną kartką zajął jego miejsce. Można nawet powiedzieć, że dzięki jego interwencjom wygraliśmy z GKS-em Tychy odnosząc pierwsze w tym roku zwycięstwo i pierwszy raz w rundzie wiosennej nie straciliśmy gola. Dlatego, choć Mateusz już odpokutował swoją kartkową karę, na mecz ze Stomilem znowu w wyjściowym składzie znalazł się Nikodem i drugi raz zanotowaliśmy „zero z tyłu”.

Filar obrony i ataku

Przykład bramkarskich roszad nie jest jednak odzwierciedleniem reguł panujących w zespole Skry. Adam Mesjasz, czyli filar obrony, a jednocześnie najlepszy strzelec zespołu, wrócił bowiem do gry od razu po zakończeniu kartkowej pauzy. Teraz w podobnej sytuacji znajduje się Mariusz Holik, który w meczu z tyszanami został ukarany czwartą w tym sezonie żółtą kartką i po spotkaniu ze Stomilem Olsztyn ma już znowu pełne prawo gry.

– Każdy przypadek jest inny – wyjaśnia opiekun częstochowian.

– Sujecki wskoczył do składu i wywalczył sobie miejsce między słupkami, więc Kos musi teraz czekać. Mesjasz jest filarem naszej gry obronnej, a Holik… boryka się z urazem i trudno w tej chwili powiedzieć, czy na nasz przedostatni mecz w tym sezonie z Puszczą Niepołomice będzie gotowy do gry.

W najlepszym składzie

– Na pewno jednak w piątkowy wieczór zagramy w najlepszym na ten moment składzie. Spodziewamy się trudnego meczu, bo nasi przeciwnicy walczą o utrzymanie i motywacji im nie brakuje. Oglądałem ich sobotni występ w Tychach i mogę też dodać, że umiejętności także mają sporo. Musimy więc zagrać najlepiej jak potrafimy i walczyć o pełną pulę, ale to nie znaczy, że rzucimy się do ataku. Zagramy uważanie i ostrożnie w defensywie, jednak postaramy się większy nacisk położyć na ofensywę, grając odważnie, ale nie głupio. Pewne już utrzymanie daje nam swobodę, ale nie możemy być nieodpowiedzialni, bo chcemy zdobyć jak najwięcej punktów – kończy Jakub Dziółka.


Na zdjęciu: Trener Skry Jakub Dziółka cieszy się, że jego zespół osiągnął już cel minimum w tym sezonie.
Fot. Tomasz Kudala/PressFocus