Sympatie rozłożone po połowie

Kluby z Zabrza i Częstochowy sporo łączy, czy to nazwiska piłkarzy czy trenerów z przeszłości. Jednym z zawodników, który grał i w Górniku i w Rakowie był Janusz Bodzioch.


Oficjalna strona górniczego klubu kilka dni temu przypomniała osoby, które odcisnęły swoje piętno na jednym i drugim klubie. Tą długą listę otwiera jedna z wielkich nadziei polskiej piłki w latach 80. Krzysztof Kołaczyk. Rodowity częstochowianin z Górnikiem dwa razy sięgnął po mistrzostwo Polski. Gdyby nie nadmierna eksploatacja młodego organizmu, to tych sukcesów miałby na koncie z pewnością dużo, dużo więcej. Potem w trudnych chwilach jako prezes ratował Raków. Nie można też nie pamiętać o osobie obecnego selekcjonera Jerzego Brzęczka.

Jednym z pierwszych, który grał i tutaj i tam był Janusz Bodzioch. – Do ekstraklasy trafiłem późno, w wieku 28 lat. Jesienią 1993 rozegrałem siedem meczów w barwach Górnika. Mieliśmy wtedy skład na mistrza Polski, bo w zespole było sześciu wicemistrzów olimpijskich, a do tego Heniek Bałuszyński, Piotrek Jegor, Rysiek Kraus.

To była bardzo mocna ekipa, a sam byłem w życiowej formie. Niestety, kontuzja naderwania mięśnia dwugłowego w meczu z Wartą Poznań wszystko skomplikowała. Leczyłem się ponad pół roku, żeby po tym, jak Raków wywalczył awans do ekstraklasy grać tam przez 3,5 roku. Pamiętali mnie tam, bo wcześniej przed Górnikiem byłem właśnie w klubie z Częstochowy – opowiada 55-letni dzisiaj Bodzioch.

Na kogo stawia w dzisiejszym spotkaniu? – Powiem tak, moje sympatie są podzielone na pół, bo mam ogromny sentyment i do Górnika i do Rakowa. Trudno jednoznacznie wskazać faworyta. W Częstochowie zbierają efekty dobrej i konsekwentnej pracy trenera Papszuna, który cieszy się pełnym zaufaniem właściciela klubu. Do tego jest prezes Cygan, z którym miałem przyjemność pracować razem w GKS Katowice. Wszystko się tam dobrze zazębia i układa.


Czytaj jeszcze: Zgarnęli wszystkie nagrody

Podobnie jest zresztą w Zabrzu. Mało kto się spodziewał, że trener Brosz w tym sezonie tak wszystko poukłada, że jego zespół będzie się tak dobrze prezentował. Jak w przypadku trenera Papszuna też ma za sobą kilka lat pracy w jednym klubie i jak widać to popłaca. Kandydata do wygranej w sobotę wolę jednak nie wskazywać – mówi z uśmiechem Janusz Bodzioch, który zobaczy mecz na Stadionie im. Ernesta Pohla na żywo.

– Mimo, że tych meczów w Górniku nie mam za wiele, to jednak w klubie z Zabrza pamiętają o byłych zawodnikach i otrzymuję zaproszenia na ligowe spotkania. Chwała prezesowi Czernikowi za takie zachowanie. Dzięki temu na meczach w Zabrzu jestem dosyć często – podkreśla.


ZWIĄZANI Z RAKOWEM I Z GÓRNIKIEM

Oprócz Krzysztofa Kołaczyka, Jerzego Brzęczka, Janusza Bodziocha, także wielu innych graczy grało w obu klubach, żeby wymienić choćby takich piłkarzy, jak Piotr Malinowski, Mariusz Przybylski i Mateusz Zachara. Sporo graczy z Zabrza przenosiło się do Częstochowy, jak Marek Kołtko, Andrzej Jarkiewicz, Bogdan Pikuta, Mateusz Bukowiec czy Błażej Radler. I w Górniku i w Rakowie grali też Artur Płatek i Przemysław Oziębała. Nie można też oczywiście zapomnieć o Tomaszu Losce, który bramkarskie szlify zdobywał pod Jasną Górą. A trenerzy? Tutaj wymienić można choćby dwa mocne czy bardzo mocne nazwiska, Władysława Szaryńskiego, który pracował w roli szkoleniowca Rakowa na początku lat 90., a także samego Huberta Kostki, który prowadził częstochowian w sezonie 1996/97.


Hit bez kibiców

Tego trzeba żałować! W normalnych warunkach na meczu Górnik – Raków byłby komplet 23 czy 24 tys. fanów. Tak jednak nie będzie, a hitu jesieni na żywo nie zobaczy niestety żaden kibic. To konsekwencja decyzji podjętych przez rząd. Fanów przez jakiś czas, miejmy nadzieję, że jak najkrócej, znowu nie będzie na stadionach, a ligowe mecze bardziej będą przypominały sparingi niż grę o stawkę. Górnik dwa razy przerywał sprzedaż biletów na mecz z liderem. Tydzień temu i teraz. Ostatecznie na Stadion im. Ernesta Pohla i tak żaden z kibiców nie wejdzie.


Na zdjęciu: W lipcu Górnik pokonał u siebie Raków aż 4:1. Jak będzie w sobotnie popołudnie?

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus