Szansa w kontrach i stałych fragmentach gry

W tabelce za sześć ostatnich kolejek (od ostatniego weekendu września) Podbeskidzie zajmuje pozycję wicelidera, zdobywając w nich 12 goli (niemal tyle, ile GieKSa w całej rundzie). Klucz do ewentualnego dobrego wyniku katowiczan przy Rychlińskiego tkwić więc będzie w uszczelnieniu defensywy gości. Udało się to w pucharowym meczu z Jagiellonią (120 minut na 0:0 i zupełnie niepotrzebny karny w doliczonym czasie dogrywki), udało się też w I połowie w Bytowie.

„Wahadło” – nowe doświadczenie

W obu tych przypadkach ekipa z Bukowej grała w ustawieniu 1-5-4-1. W spotkaniu ligowym – pod „kartkową” nieobecność Wojciecha Lisowskiego – obok Jakuba Wawrzyniaka i Rafała Remisza rolę stopera pełnił Adrian Frańczak; „wahadłowymi” byli zaś Tymoteusz Puchacz i Kacper Tabiś. – Ten drugi – pewnie po raz pierwszy w życiu. Owszem, to nowe doświadczenie dla niego, ale przecież w dzisiejszej piłce, nawet będąc piłkarzem ofensywnym, trzeba też umieć zachowywać się w defensywie – przypomina Dariusz Dudek.

– W pierwszej połowie faktycznie graliśmy defensywnie, przede wszystkim nie chcieliśmy stracić bramki – mówił w rozmowie z klubowymi mediami Jakub Wawrzyniak. – To się udało, lecz po tym, co wydarzyło się w drugiej połowie, nie było sensu się bronić.

GieKSa defensywna? Na dłużej – odpada

Po stracie gola rzeczywiści sposób gry GKS-u zmienił się na „bardziej klasyczny”: czwórką defensorów w linii (Frańczak przesunięty na prawą stronę). – I to w tej części meczu strzeliliśmy dwie bramki – zaznacza szkoleniowiec katowiczan. Zdecydowanie zresztą – przynajmniej w samych założeniach – opowiada się za takim właśnie ustawieniem. – To z trzema stoperami jest bardzo defensywne. Ja sobie takiej gry GieKSy na dłużej nie wyobrażam. Zdecydowanie bliższa jest mi ofensywa – deklaruje. Ale i przyznaje, że… być może w pewnych momentach tego sezonu (a raczej tego roku) wykorzystywać jeszcze będzie pomysł piątki graczy w tyłach.

Zalety cierpliwości

Czy także w Bielsku-Białej? Tego zdradzić wprost nie chce. Z uznaniem wszakże wypowiada się o rywalach. – Działacze Podbeskidzia mieli cierpliwość; Krzysiek Brede dostał zaufanie i czas na poukładanie drużyny oraz wyegzekwowanie od piłkarzy konkretnych zadań. I od kilku tygodni bielszczanie prezentują się z meczu na mecz coraz lepiej – analizuje najbliższego rywala swych podopiecznych.

– Zwłaszcza jako kolektyw, choć mają i w swych szeregach indywidualności – dodaje opiekun ekipy z Bukowej, wymieniając nazwiska Valerijsa Szabali czy Łukasza Sierpiny. Niewykluczone więc, że – przynajmniej w pewnych fazach meczu – zobaczymy katowiczan skupionych raczej na obronie i szukających szansy w kontrach. Albo… w stałych fragmentach gry, które przecież w Bytowie przyniosły im dwa gole.

 

 

Na zdjęciu: Kacper Tabiś (z lewej) miał w Bytowie więcej niż zwykle zadań defensywnych. Jaka rola przypadnie mu w potyczce z Podbeskidziem?

 

Porachunki z „Lismenem” w tle

W ub. sezonie Krzysztof Brede i Dariusz Dudek potykali się dwukrotnie na pierwszoligowych stadionach. I wyszli w tych starciach na remis: jesienią „Dudkowe” Zagłębie przegrało u siebie z „Bredową” Chojniczanką 1:3, ale w rewanżu w Chojnicach zwyciężyło 2:0. Patrząc na końcową tabelę (dwa punkty przewagi sosnowiczan nad ekipą z Pomorza), to drugie starcie nazwać „kluczowym” w walce o awans. Ciekawostką zaś niech będzie fakt, że w owym zwycięskim dla sosnowiczan meczu jedną z bramek zdobył dla nich… Wojciech Lisowski (obecnie w GKS-ie), trafiając do własnej siatki. Czy i dziś ucieszy Dariusza Dudka, przyprawiając zarazem o ból głowy Krzysztofa Brede?