To jest czarna magia

Rozmowa z Markiem Koniarkiem, byłym znakomitym napastnikiem GKS-u Katowice i Widzewa Łódź.


Wybiera się pan w niedzielę na mecz?
Marek KONIAREK: – Na pewno! Jeśli mnie wpuszczą… (śmiech).

Z jakimi nadziejami przyjedzie pan na Bukową?
Marek KONIAREK: – Mecze GKS-u z Widzewem kojarzą mi się z tym, że zawsze padały bramki. Wyniki bywały wysokie. 3:1, 4:1, 4:3… Podejrzewam, że teraz też trochę goli zobaczymy, choć trudno o wskazanie faworyta. Żadna z drużyn nie prezentuje tego, co jesienią. Wykorzystała to Łęczna. Wydawało się nie do pomyślenia, że na 4 kolejki przed końcem sezonu znajdzie się na 1. miejscu i w dość komfortowym położeniu, ale złapała serię. GKS punktuje gorzej, a Widzew robi to, co… w poprzednim sezonie.

Pamiętam, gdy przyjechaliśmy do Łodzi z Rozwojem Katowice. Choć był listopad, mogłem wtedy praktycznie gratulować awansu, a potem przyszło 10 remisów z rzędu i przegrana walka o I ligę. Wiem, że teraz sytuacja jest gorąca, wokół klubu było trochę zamieszania, mówiło się o zmianie trenera. To nie sprzyja dobrej atmosferze.

Kto na papierze jest silniejszy?
Marek KONIAREK: – Porównując te dwie drużyny, personalnie większe nazwiska ma Widzew, ale one wszystkiego nie załatwią, co zresztą kolejny raz się potwierdza. Ta drużyna umie zagrać dobry mecz – podobnie jak GKS. Może po zwycięstwie w Toruniu katowiczanie złapią jakiś oddech. Gdyby tam nie wygrali, byłoby już bardzo trudno myśleć o bezpośrednim awansie.

Teraz? Jest wielka nadzieja. GKS gra u siebie, wygrywając wskakuje na 2. miejsce. Podejrzewam, że w pierwszej połowie nikt się nie odkryje. Widzew nie musi wygrać, choć gdyby tak się stało, to w kwestii bezpośredniego awansu byłoby już posprzątane. Łodzianie będą się starali trzymać ten punkt różnicy, remis ich urządza.

Jeśli wynik będzie na styku, to im bliżej końca meczu, tym mocniej GieKSa będzie musiała się odkryć. Wiele będzie zależało od dyspozycji dnia i tego, kto będzie lepiej wyglądał fizycznie, mocniej jeździł na tyłku. Z tym różnie bywa.

Można odnieść wrażenie, że jednym i drugim wiosną brakuje pary w płucach?
Marek KONIAREK: – Polkowice grały ciężki mecz z Widzewem. Dzień po GieKSie, bo w niedzielę, a to ma wielkie znaczenie, skoro następną kolejkę masz w środę. Spodziewałem się, że na Bukowej siądą fizycznie, bo 3 dni wcześniej zapieprzali z Widzewem tak, że szok, jakby walczyli o awans. Myślałem, że tego nie wytrzymają i GKS w drugiej połowie przeciśnie ten mecz na swoją korzyść. Wyszło inaczej.

Rywale grali dobrze, podobali mi się, a GieKSa… Nie chcę krytykować, bo dobrze jej życzę, ale nic się nie kleiło. Większość zawodników się w tym meczu męczyła. Gdy dobrze się czujesz, to prezentujesz się inaczej. W tamtym meczu było zbyt wiele gry do tyłu, do boku, za dużo zwalniania akcji, podjeżdżania pod „szesnastkę” i braku pomysłu, co dalej. Nie było człowieka, który by nogę przyłożył.

Dlatego dobrze, że tak szybko przyszło przełamanie na Elanie. Na Widzew będzie dużo większa mobilizacja. Jedni i drudzy wiedzą, o co chodzi. To mecz wielkiej rangi. Mówimy o punktach, ale w końcówce sezonu może też mieć znaczenie bezpośredni bilans. GKS ma dobry wynik z Łodzi, 1:1, dlatego przy zwycięstwie uzyska tak jakby dodatkowy punkt. Ta wygrana może być za 4, a nie za 3!

W Łodzi wiele mówiło się o zwolnieniu Marcina Kaczmarka. Przed meczem w Siedlcach okazało się, że działacze rozmawiają z Leszkiem Ojrzyńskim. Jak takie zamieszanie odbija się na drużynie?
Marek KONIAREK: – Nigdy nie wpływa to pozytywnie. Gdy grałem w piłkę, sam przechodziłem takie momenty. Część szatni jest wtedy za tym, by trener został, a część niezadowolonych – by nastąpiła zmiana. Różnie się to między zawodnikami wtedy układa, nie jest to dobre.

Nie zdarzyło mi się przeżyć takiego zamieszania, które przyniosłoby dobre skutki. Jasne, że zdarza się, że przyjdzie ktoś nowy i coś zaskoczy, ale w ciągu kilku dni nikt nie zrobi niczego wielkiego – zwłaszcza teraz, w okresie, gdy praktycznie do końca sezonu będzie się grało co 3 dni. Odnowa, rozruch przedmeczowy, pomeczowy – cóż wielkiego może zrobić tu trener? Tylko pogadać z chłopakami. Zmiana szkoleniowca to normalna rzecz, ale na pewno nie w takim momencie sezonu.

Czyli Widzewowi należy życzyć spokoju?
Marek KONIAREK: – Piłkarsko ta drużyna jest OK, ale coś w niej zawodzi. Czytałem, jak wszyscy w Łodzi podbudowywali się wygraną z rezerwami Lecha. OK – wyciągnęli z 0:2 na 3:2, ale to przecież nic wielkiego. Stracić dwie bramki u siebie z takim rywalem… W Polkowicach Wolsztyński strzela 3 gole – i one nie dają nawet punktu. Coś jest nie tak. To, co momentami Widzew wyprawia w obronie, to czarna magia.

Wygląda na to, że GKS albo Widzew zagra w barażach o awans. Brak tego awansu byłby katastrofą dla jednych i drugich…
Marek KONIAREK: – To wszystko przypomina ostatnie sezony. GieKSie przecież do awansów nie brakowało wiele. Symbolem były porażki z Ruchem czy Kluczborkiem po bramce z połowy boiska, aż wreszcie spadek. Rok temu „hitem” był nawet nie tyle sam mecz z Bytovią i spadek po golu bramkarza w doliczonym czasie gry, co fakt, że GKS do takiego meczu dopuścił.

Zastanawiam się, jakby to było, gdyby sezon toczył się normalnie. 17 tysięcy ludzi to dla Widzewa dodatkowy zawodnik. Skoro teraz wchodzi 4500, to jest to jakaś strata. Oglądałem Bundesligę i po wznowieniu rozgrywek padało sporo zaskakujących wyników, które moim zdaniem przy pełnych trybunach by nie padły.

Czy Borussia przegrywałaby u siebie do zera z Mainz czy Hoffenheim w obecności 80 tysięcy kibiców? Śmiem wątpić. Drużyny słabsze radziły sobie bez publiczności jakby ciut lepiej od faworytów. Na grunt II ligi trudno to przełożyć, ale po wirusie też lepiej punktują ci z dołu niż z góry.

Odbiły się Polkowice, mocno pnie się Skra, a o bezpośredni awans walczy tylko trójka. Łęczna ma 3 punkty przewagi. Jak na 4 kolejki przed końcem, to sporo. Jeśli wygra z Pogonią, a w Katowicach będzie remis, to jedną nogą będzie już w I lidze. GKS kalendarz ma niełatwy, skoro jedzie jeszcze do Stalowej Woli czy Siedlec.

W ostatnich latach klub nie osiągnął żadnego sukcesu. Kibice obawiają się spektakularnej powtórki.
Marek KONIAREK: – W Katowicach ciągle myślało się o ekstraklasie, o awansie, a nagle znaleźliśmy się w II lidze. To zaskakujące, skoro w klubie niczego nie brakuje, wszystko jest poukładane. Kolejne drużyny jakoś nie potrafią zaskoczyć. Na palcach jednej ręki można by wyliczyć ważne mecze z ostatnich lat rozstrzygnięte na korzyść.

Rewolucja goni rewolucję. Żaden zespół nie był tu budowany dostatecznie długo, by mógł zacząć się marsz w górę. W klubie sami muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego tak jest. Trener Górak i dyrektor Góralczyk to doświadczeni fachowcy i wierzę, że będzie im dane to zmienić. Oni wiedzą, o co w piłce chodzi.


Czytaj jeszcze: Wyjazdowe przełamanie GieKSy


Nawet gdy nie awansują bezpośrednio, to jeszcze są baraże, choć wiadomo, że lepiej byłoby ich uniknąć. Różnie bywa. Powtarza się na przykład w kółko, że taka Olimpia nie chce awansować, ale potem jedzie z pięcioma młodzieżowcami w składzie do Łęcznej i okazuje się, że przegrywa tam po błędzie bramkarza, a wcale nie musiała. Elblążanie podobali mi się, braki nadrabiali ambicją, bieganiem. Dlatego baraże naprawdę nie będą łatwe.

Na sam koniec nawiążmy jeszcze do innego bliskiego pańskiemu sercu katowickiego klubu, czyli Rozwoju.
Marek KONIAREK: – Fajnie, że zgłosili się do IV ligi. Zagra tam młodymi chłopakami, których poprowadzi Tomek Wróbel, mający umiejętności nie tylko na papierze czy przy tablicy, ale ciągle też na boisku. Wielkich oczekiwań oczywiście mieć nie można. Rozwój będzie najmłodszą drużyną, ci chłopcy będą musieli ponieść porażki, zapłacić frycowe, by nabrać doświadczenia i obycia w seniorskiej piłce. Ale zwycięstwa też przyjdą. Jestem o tym przekonany.


Na zdjęciu: Marek Koniarek ma nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mu dane emocjonować się meczami GieKSy z Widzewem, których stawką będą ekstraklasowe, a nie II-ligowe punkty…
Fot. Rafał Rusek/PressFocus