Trudny moment „Niebieskich”

Po Ruch – Korona. Nie tak miał być po meczu chorzowian z kielczanami na Stadionie Śląskim.


Jeżeli po poprzednich ligowych meczach z Radomiakiem i Widzewem nie było zbyt wesoło, tak po spotkaniu z kielczanami nastroje w chorzowskiej ekipie są jeszcze bardziej minorowe. – Musimy sobie z tym poradzić – mówi trener Jan Woś po Ruch – Korona.

Nie było pomysłu

Końcówka rundy jesiennej to okres, w którym Ruch miał zacząć odrabiać dystans do ligowej konkurencji. „Niebiescy” już pod wodzą trenera Wosia zremisowali z Radomiakiem oraz przegrali z łodzianami. W niedzielnym meczu z Koroną zwycięstwo wymknęło im się z rąk w przedostatniej akcji. I już w doliczonym czasie gry. – Bardzo mi przykro z powodu tego co się stało. W szatni po meczu wszyscy byli załamani. Tak jak w przerwie było sporo sportowej złości. Tak po spotkaniu dominował smutek i żal do siebie. Nie potrafiliśmy dowieźć korzystnego wyniku do końca – mówił po meczu szkoleniowiec.

Zostawiając na boku okoliczności w jakich piłkarze Korony doprowadzili do wyrównania, to trzeba zaznaczyć, że remis w tym spotkaniu jest wynikiem sprawiedliwym. Ruch w drugiej połowie przez ponad 40 minut prowadził i nie wydawało się, że chorzowianom może stać się jakakolwiek krzywda. W I połowie „Niebiescy” jednak nie mieli pomysłu na grę. Schodzących do szatni piłkarzy żegnały gwizdy. – Przed przerwą zupełnie nie realizowaliśmy założeń na ten mecz. Przeciwnik był od nas lepszy, nie pozwalał nam na nic. Druga połowa pokazała jednak, że potrafimy grać w piłkę, że potrafimy stwarzać sobie sytuacje. Największy żal, że wcześniej nie zakończyliśmy tego meczu drugą bramką. To by nam pomogło. Stało się jednak coś przykrego – to jeszcze raz trener Woś.


Czytaj także:


Po Ruch – Korona. Kłopot z młodzieżowcem

Po meczu z Koroną trudno szukać większych pozytywów. Na pewno takim jest fakt, że do gry wraca duet, który w meczu z Widzewem w poprzedniej kolejce ujrzał czerwone kartki, czyli Szymon Szymański i Konrad Kasolik. Na wielkie brawa zasługuje także Łukasz Moneta, który pokazuje jak przewrotny może być futbol. Kilka miesięcy temu był w Ruchu na zesłaniu. W niedzielę był współautorem bramki, a także kilku groźnych sytuacji. – Rzetelną pracą w rezerwach i grą w drugiej drużynie pokazał, że to miejsce w drużynie mu się należy – zaznacza Jan Woś.

Na pewno trenerzy Ruchu muszą się zastanowić nad obsadą pozycji młodzieżowca. Od czasu nieobecności Tomasza Wójtowicza dwa mecze w pierwszym składzie zagrał Kacper Skwierczyński. W Łodzi jego niedoświadczenie i brak ligowego ogrania aż tak mocno nie rzucał się w oczy. W niedzielę, również po jego błędach, gracze Korony stwarzali najwięcej zagrożenia. Na II połowę młody zawodnik już nie wyszedł. – Musimy grać tym co jest najlepsze – mówił trener Woś pytany o ewentualne uwzględnianie w składzie młodzieżowców na kolejne spotkania.

Mental i psychika

Chorzowianie mimo trudnej sytuacji nie tracą nadziei na utrzymanie. Wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że remisy nie zapewnią gry w ekstraklasie na kolejny sezon. Ruch na zwycięstwo w elicie czeka najdłużej ze wszystkich drużyn, od drugiej kolejki. – To na pewno bardzo trudny moment dla nas wszystkich, gdy musisz wygrywać. Każdy z nas zostając piłkarzem czy też trenerem wiedział jednak na co się pisze i co go czeka. Zdecydowaliśmy się na ten zawód. Szkoda mi tych chłopaków, teraz szczególnie. Ich zaangażowanie w meczu z Koroną nie poszło w tym kierunku, jaki by wszyscy chcieli. Szkoda mi kibiców, bo czekają cały czas na trzy punkty. Jest ciężko, ale musimy sobie z tym poradzić, taki zawód sobie wybraliśmy.

– Wierzę, że z obecnym sztabem trenerskim Ruchu jesteśmy w stanie dotrzeć do tej grupy zawodników i w kolejnych spotkaniach będziemy się prezentować tak, jak w drugiej połowie meczu z Koroną. Wtedy wyszedł na boisko inny zespół – akcentował trener Ruchu, który podkreśla, że dzisiaj największy problem nie leży w umiejętnościach piłkarskich, a w podejściu mentalnym i psychice. – Jest obawa, bojaźń – dodaje. Mecz z Koroną mógł być pierwszym krokiem do prawdziwego przełamania, zabrakło kilkudziesięciu sekund…

(td)


Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus