Tym żył cały Chorzów

Michał Mokrzycki żegnał się z Ruchem mając na ramieniu opaskę kapitańską, Tomasz Foszmańczyk palił cygaro, Jarosław Skrobacz mówił, że już trzeba myśleć o tym, co dalej, a prezes Seweryn Siemianowski mówił, że jego serce też ma określoną wytrzymałość. „Niebiescy” świętowali awans do Fortuna 1. Ligi!


Mam nadzieję, że ci wszyscy, którzy kilka lat temu zmazywali gumką Ruch z piłkarskiej mapy, widzieli ten mecz! – krzyknął Kuba Kurzela, spiker „Niebieskich”, w niedzielny wieczór rozpoczynając przy Cichej oficjalną część fety. Choć tego dnia bawił się na weselu reprezentanta Polski, chorzowianina Michała Helika, nie mógł nie wyrwać się na chwilę, by patrzeć, jak jego ukochany klub walczy o drugi z rzędu awans. „Bójcie się chamy, do pierwszej ligi wracamy” – śpiewali kibice 5 lat temu po porażce przy Kałuży z Cracovią, redukującej do minimum szanse na utrzymanie w ekstraklasie. W niedzielę zaśpiewali to samo. Znów wracają, po 4 latach – tyle że innymi drzwiami, w innej atmosferze.

Kolejny awans Skrobacza

Walkę o bezpośredni awans Ruch przegrał ze Stalą Rzeszów i Chojniczanką dość znacznie – ale w barażowej dogrywce nie zostawił żadnych złudzeń, komu należy się promocja. Wynik 4:0 uzyskany w finale z Motorem Lublin mówi sam za siebie.

– Trudno mi nawet okazać radość, bo taka jest adrenalina, tak ten mecz przeżywałem – przyznawał trener Jarosław Skrobacz.

– Ta runda różnie się układała, nie chcieliśmy grać tych baraży, ale skoro tak mają wyglądać, to je przyjmujemy. Weszliśmy do nich z 3. miejsca, zdobywając więcej punktów od rywali i potwierdziliśmy, że zasługiwaliśmy na awans. Emocje były ogromne. Od poprzedniej niedzieli i meczu z Hutnikiem czuło się, że cały Chorzów tym żyje. Trzeba oddać Motorowi, że przy stanie 2:0 miał stuprocentową sytuację, później niewykorzystany rzut karny. Różnie się to mogło ułożyć, ale z każdą minutą wyglądaliśmy coraz lepiej, byliśmy mocniejsi fizycznie. Radość jest ogromna. Patrząc na ten stadion, kibiców: warto to było zrobić. Wygraliśmy, jesteśmy w pierwszej lidze, jest czas na chwilę radości, ale już trzeba myśleć o tym, co dalej – dodawał szkoleniowiec „Niebieskich”, który w 2018 roku wprowadził na zaplecze ekstraklasy GKS Jastrzębie. W tym roku jastrzębianie z niego spadli, a stawkę przedstawicieli województwa śląskiego uzupełnił Ruch.

Nie musieli drżeć

Choć szkoleniowiec zagadywany podczas fety przez kibiców o nowy kontrakt proponował, by… zajęli się zabawą, to prezes Seweryn Siemianowski nie zostawiał wątpliwości, pytany, czy umowa jest już gotowa.

– Myślę, że tak. To tylko kwestia czasu – odpowiadał sternik „Niebieskich”. Jednym z pierwszych, który wyściskał go po ostatnim gwizdku niedzielnego finału, był Eugeniusz Lerch, żywa legenda chorzowskiego klubu.

– W środę z Radunią była dogrywka, znacznie więcej nerwów. Czułem, że z Motorem wszystko zamknie się w 90 minutach, ale nie sądziłem, że wynik będzie tak „konkretny”. Fajnie, że rozstrzygnęliśmy to szybciej, nie trzeba było drżeć. Serca przecież też mają określoną wytrzymałość – uśmiechał się Siemianowski, a kibice mają prawo być dumni, że mają takiego prezesa, którego serce tak bije dla Ruchu.

Dokładnie 1033 dni minęły w niedzielę od wpisu, jaki w lipcu 2019 zamieścił na Twitterze rzecznik Tomasz Ferens. „Jednych to zmartwi, innych ucieszy: koniec już blisko…”. Ruch jednak wtedy przetrwał, wystartował w III lidze, a odbudowując się sportowo i pnąc w ligowej hierarchii w oparciu o wiele osób z regionu, wychowanków, równolegle jako ten sam podmiot stawia też czoło demonom z przeszłości, spłaca długi, po prostu zachowuje godność.

Padały pytania o kontrakt trenera Skrobacza, ale gdy podczas fety obwieszczono, że nową umowę podpisał Jakub Bielecki, publika nie kryła radości. Bramkarz to jeden z architektów awansu, zanotował kilkanaście czystych kont, obronił 4 rzuty karne, nawet w finale z Motorem w niesamowity sposób zatrzymał strzał z bliska Michała Fidziukiewicza, czyli króla strzelców II-ligowych rozgrywek. Choć gdyby sezon potrwał ciut dłużej, pewnie dogoniłby go Daniel Szczepan. W barażach zdobył 4 z 5 bramek, z Motorem ustrzelił hat trick, sezon kończy z 15 trafieniami.

91 dla „Mokrego”

Wiadomo za to od kilku tygodni, że z klubem pożegna się Michał Mokrzycki, odchodzący do Wisły Płock. Gdy ponad 3 lata temu przychodził do Ruchu z Wisły Sandomierz, ówczesny dyrektor sportowy Krzysztof Ziętek podkreślał, że to jeden z zawodników, którzy są sprowadzani z myślą o awansie do 1. ligi. Zamiast awansu był wtedy spadek, ale „Mokry” zakotwiczył w Chorzowie na dłużej i stał się jednym z liderów. Do samego końca myślami był przy Cichej, a nie w Płocku. Pisaliśmy już, że sprawiał wrażenie, jakby miał tu grać do końca życia, a nie do końca tygodnia. To on trafił w niedzielnym finale na 1:0, wykorzystując rzut karny. Pokazał zimną krew i charakter, bo przecież 4 tygodnie wcześniej spudłował z 11 metrów na tę samą bramkę, od strony DTŚ-ki, w meczu ze Zniczem Pruszków. Tym razem się nie pomylił, a jako że w trakcie gry boisko – przy „standing ovations” – opuszczali Tomasz Foszmańczyk i Łukasz Janoszka, swój ostatni mecz w Ruchu zakończył z kapitańską opaską. To była dla niego symboliczna nagroda, wyściskał go trener Skrobacz. Podczas fety kibice długo dziękowali mu, a z rąk działaczy odebrał koszulkę z numerem 91, oznaczającą liczbę występów w barwach „Niebieskich”.

– Nie wiem, co powiedzieć. W szatni nigdy nie wygłaszam przemów… Chcę po prostu podziękować wszystkim kibicom za ogromne wsparcie. To niesamowite, jak wielkim zaufaniem zostałem tu obdarzony. Dziękuję bardzo! – powiedział do mikrofonu Mokrzycki, mając przed oczami murawę wypełnioną fanatykami Ruchu. Zostali poproszeni – jak rok temu – by po przypieczętowaniu awansu nie wbiegać od razu na boisko, a poczekać, aż wszystko zostanie przygotowane. Wytrzymali ciśnienie, posłuchali i za to brawa.

Zaczęło się na „Skałce”

Wytrzymali ciśnienie, tak jak ciśnienie wytrzymywała drużyna. Od momentu spadku do 3. ligi, tak naprawdę w kluczowych chwilach nie zawiodła ani razu. Nie poniosła porażki w żadnym prestiżowym meczu – czy to kibicowsko, czy sportowo. Albo jedno i drugie… W tym sezonie nie przegrała z rywalem z „czuba” tabeli. Na wysokości zadania stanęła też w barażach.

– Ta drużyna pokazała, że jeśli gra o stawkę, to jest bardzo mocna. Tak też się czuliśmy na boisku, dlatego sięgamy po zasłużony awans. Zagraliśmy z Motorem bardzo dobre spotkanie. Kibice, którzy tak licznie przyszli, tak samo jak my zasłużyli na to, by znaleźć się ligę wyżej – mówił Łukasz Janoszka przed telewizyjnymi kamerami.

W niedzielę Cicha pękała w szwach, komplet 9300 biletów sprzedał się już na ponad dwie doby przed pierwszym gwizdkiem.

– Bez was chu… byśmy zrobili. To jest też wasz sukces, gratuluję wam – krzyknął Tomasz Foszmańczyk, a w szatni.. zapalił cygaro.

– Zapamiętamy to do końca życia. Dziękujemy za cały sezon, że cały czas byliście z nami. Naprawdę było nam o wiele, wiele łatwiej – dodawał podczas fety trener Skrobacz.

Prezydent Świętochłowic, Daniel Beger, przypominał z uśmiechem, gdzie to wszystko się zaczęło – czyli od lipcowej prezentacji drużyny w amfiteatrze na „Skałce”. Po ostatnim gwizdku Beger pojawił się nawet na murawie. „To była dobra niedziela! Brawo Panowie” – napisał co prawda w mediach społecznościowych prezydent Andrzej Kotala, ale obok Begera trudno było wypatrywać po meczu włodarzy Chorzowa czy najważniejszych udziałowców klubu. A to samo w sobie jest symbolicznym dowodem, jak trudno będzie Ruchowi w tak mocnej, tak bogatej 1. lidze.

Puchar od wiceprezesa

W drodze do celu zaliczone zostały dopiero dwa przystanki – III- i II-ligowy, które przekreślone znajdą się na okolicznościowych koszulkach, już znajdujących się w sprzedaży.

– To przystanek, kolejny etap naszej roboty. Ale jest czas roboty i czas zabawy. Teraz jest co świętować. Nie każdemu beniaminkowi udaje się awansować. Mam nadzieję, że w pierwszej lidze też zaprezentujemy się godnie – mówił prezes Siemianowski, jeszcze nim wiceprezes PZPN Henryk Kula wręczył „Niebieskim” pamiątkowy puchar.


3 KLUBY wywalczyły – jak Ruch – awans do 1. ligi jako beniaminkowie, odkąd od sezonu 2014/15 toczą się one w jednogrupowej formule. Były to: Odra Opole (2017), ŁKS Łódź (2018) i GKS Jastrzębie (2018), dowodzony przez… trenera Jarosława Skrobacza.


300 TYSIĘCY złotych premii ma otrzymać drużyna Ruchu za awans.


Na zdjęciu: Przed Ruchem nowe wyzwania, ale najpierw – trochę zabawy. Zasłużonej!
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus