Śpiączka na przebudzenie

Już w 4. minucie gry Bartosz Śpiączka w koszulce z trójkolorowym trójkątem na piersi strzelił dla nowego klubu swojego pierwszego gola


Niektórzy mówią na taki początek gry w nowym klubie „wejście smoka”. W przypadku zbliżającego się do 32. urodzin napastnika GKS-u Tychy możemy jednak powiedzieć „Śpiączka na przebudzenie”. Mający na swoim koncie 183 występy w ekstraklasie i 43 strzelone w niej gole, Bartosz Śpiączka swoim wejściem na boisko w II połowie spotkania z Polonią Warszawa wyraźnie rozruszał zespół, który po dwóch ciosach zainkasowanych w pierwszych 10 minutach zdołał się podnieść i wygrał 3:2.

– Na pewno pierwsze minuty w naszym wykonaniu były bardzo słabe – podsumował grę kolegów Bartosz Śpiączka, doświadczony napastnik GKS-u Tychy. – Musimy lepiej wchodzić w mecz. Daliśmy się zaskoczyć stałymi fragmentami, z których żyje dużo drużyn w I lidze. Udało się nam jednak odzyskać równowagę i strzelić kontaktowego gola do szatni. Dodatkowo w II połowie wyszliśmy wysoko i odrobiliśmy straty z nawiązką.

Od razu ruszył do ataku

Trzeba dodać, że wprowadzony do gry w 46. minucie spotkania Bartosz Śpiączka od razu ruszył do ataku. Jego zapał do gry było widać nawet po niecelnym strzale. Pobiegł po nim za bramkę i przyniósł piłkę golkiperowi Polonii, żeby nie „kradł” czasu. – Cieszę się, że w debiucie strzeliłem swoją pierwszą bramkę dla GKS-u Tychy – dodał snajper.

– Na 20. metrze dobrze przyjąłem wybijaną przez obrońcę piłkę. Nie pozostało już nic innego jak tylko skierować ją do bramki. Złożyłem się do uderzenia z woleja i wpadło. Szybko więc wyrównaliśmy i poszliśmy za ciosem. Miałem jeszcze jedną sytuację i mogłem ją lepiej wykorzystać gdybym wszedł przed obrońcę, ale najważniejsze jest to, że wygraliśmy. Mam nadzieję, że tak dalej będzie, ale ten mecz pokazał też, że przed nami jeszcze na pewno dużo pracy. Popełniamy jeszcze sporo błędów, nad którymi w tygodniu trzeba pracować, żeby coraz lepiej grać w każdym kolejnym meczu, bo ta liga jest bardzo ciężka.

Jest charakter

O tym, jak ciężka, było widać także po wysiłku włożonym w grę przez Bartosza Śpiączkę. Rozpoczął grę od II połowy, a mimo to w końcówce spotkania łapały go skurcze. Nie dawał jednak za wygraną i walczył – dosłownie z żółtą kartką na koncie – do ostatniego gwizdka sędziego.

– Mimo, że mamy młody zespól, to jest w nim charakter – stwierdził wychowanek Sokoła Rakoniewice. – Jeżeli będziemy wchodzić w mecz od początku i grać tak jak graliśmy w końcówce I połowy oraz całą drugą część spotkania w Warszawie, to uważam, że będziemy mogli robić fajne wyniki i zadowalać kibiców.


Czytaj także:


– Oczywiście przed nami jeszcze dużo pracy nad taktyką. Na pewno trener będzie zwracał na to dużo uwagi na treningach, bo były momenty, że za mocno się otwieraliśmy. Ale fajne było to, że tym charakterem każdy nadrabiał błędy, jeździł na d…, nie pozwalał na łatwe straty piłek, a gdy zaczęła się przepychanka, to wszyscy jeden za drugiego poszedł w ogień.

To dobry znak

– Tak ma być. W zespole nie może być jednostek, tylko jeden za drugiego musi „umierać”. I to jest dobry znak, bo piłkarską jakość w szatni mamy, więc jeżeli dołożymy serducho i będziemy zasuwać w każdym meczu tworząc zespół, to będziemy wygrywać. Na razie jednak podchodzimy spokojnie, bo za nami dopiero pierwszy mecz. Nie wiedzieliśmy też czego się spodziewać po beniaminku. Zwykle drużyny po awansie są rozpędzone i przyszło też dużo kibiców. Jednak daliśmy radę, więc mam nadzieję, że w kolejnych meczach będzie to wyglądać jeszcze lepiej – zakończył Bartosz Śpiączka.


Na zdjęciu: Bartosz Śpiączka (z lewej) szybko strzelił i otworzył swoje konto bramkowe w GKS-ie Tychy.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus