Babskim okiem. Czego to nie wymyślą…

Oglądam sobie właśnie w telewizji transmisję z zawodów saneczkarskich. Zawodnicy mkną po lodowej rynnie, leżąc na sankach – czy na czymś, co je tylko przypomina – na… brzuchu, głową w dół.


Jeśli ktoś nie wie, spieszę z podpowiedzią: to taki rodzaj saneczkarstwa zwany skeletonem. Oprócz „normalnych” sanek w tej kategorii sportów są bowiem jeszcze właśnie skeletony i bobsleje. Boby to jednak wyższa szkoła jazdy. Prawie… samochód, ślizgający się po lodowej, pełnej zakrętów trasie, z szybkością dochodząca nawet do 155 kilometrów na godzinę. Jak niezła, wyścigowa bryka. No i w końcu kierownicę też mają… Ale i sanki, i skeletony, też nie od macochy. Wyciągają nawet i do 130 km na godzinę.

O sankach było głośno

Dziś o saneczkarstwie mówi się u nas niewiele, ale przed laty, kiedy to NRD zabrała się za ulepszanie tego sprzętu, było o sankach głośno. Tam bowiem najlepsi zawodnicy, trenerzy i naukowcy pracowali usilnie nad stopem metalu, który płozom nadałby jak najlepszy poślizg, a co za tym idzie jak największą prędkość. Bo dziś sport ma być widowiskowy i przyciągać publiczność. Pracowano więc nad tym usilnie i żeby nowinki nie przyciągały oczu niepowołanych, przynoszono sanki na tory w… workach. Skeletony to jednak sport dość oryginalny. Ale to się dziś liczy. No i skeleton przetrwał, czego o wielu innych dyscyplinach powiedzieć niestety nie można.

Pozostańmy chwilę przy tej oryginalności i przypomnijmy niektóre z nich. O wielu słuch w ogóle zaginął. Możemy o nich jednak przeczytać w bardzo interesującej książce Eugeniusza Skrzypka zatytułowanej „500 zagadek olimpijskich”. I tak… Kto wie, że w roku 1912, na igrzyskach w Sztokholmie, fiński miotacz Julius Saaristo, wynikiem 109,42 m ustanowił wszelkie możliwe rekordy w rzucie oszczepem? Ale zaraz trzeba dodać, że policzono mu łączny wynik uzyskany z rzutów lewą i prawą ręką.

Początki nie zawsze są łatwe

Podobnie było z rekordem w pchnięciu kulą. Bo na IO w stolicy Szwecji ustanowiono i taki. To było 27,70 m, i to też była suma rzutów. A kto pamięta, że od 1900 do 1912 roku rozgrywano dwa rodzaje skoków w dal i wzwyż – skok z miejsca i skok z rozbiegu? Tak samo było z trójskokiem. Zaś w latach 1900-1908 przeciąganie liny było jedną z cieszących się wielkim powodzeniem konkurencji lekkoatletycznych. Z kolei w roku 1904, w Saint Louis, były ćwiczenia z maczugami mężczyzn! Dziś jest to jedna z konkurencji gimnastyki artystycznej, uprawianej przez młodziutkie, filigranowe dziewczyny…

Ale wówczas jeszcze panie gimnastyki nie uprawiały. Gimnastykę kobiet wprowadzono do programu dopiero w roku 1928. W różnych czasach królowały różne sporty. Trzeba przecież iść z ich duchem. No i trudno się dziwić, że coraz częściej mówi się teraz o wprowadzeniu do olimpijskiego programu… gier komputerowych. Młodzież siedzieć sobie będzie na krzesełku, przed ekranikiem. Pogimnastykuje… paluszki. Ale co to ma wspólnego ze sportem?


Na zdjęciu: Mkną po lodowej rynnie, na brzuchu, głową w dół. To właśnie jest skeleton.

Fot. Xinhua/PressFocus