W Zagłębiu wystartował program naprawczy

Pozyskanie Macieja Ambrosiewicza to początek realizacji planu, który pozwoli drużynie ze Stadionu Ludowego wyjść z tarapatów.

Maciej Ambrosiewicz – to pierwsze zimowe wzmocnienie sosnowiczan, którzy do rundy wiosennej przystąpią z przedostatniej pozycji tabeli I ligi. 22-letni piłkarz, znany w regionie z występów w Górniku Zabrze, podpisał z Zagłębiem 2,5-letni kontrakt. Przez ostatnie półtora sezonu Ambrosiewicz bronił barw Wisły Płock. Jesienią zdołał zagrać tylko w dwóch meczach. W sumie na boiskach ekstraklasy wychowanek Arki Gdynia zagrał w barwach Górnika i Wisły w 69 spotkaniach. Ma też za sobą pobyt w juniorach czeskiego MFK Karvina.

Klawiaturowe urojenia

– Po rozwiązaniu umowy z Wisłą Płock Zagłębie błyskawicznie zaoferowało mi kontrakt. Na pewno wpływ na wybór klubu miała osoba trenera Kazimierza Moskala. Preferowany przez niego styl gry bardzo mi odpowiada. Mam nadzieję, że spełnię w Sosnowcu pokładane nadzieje i pomogę drużynie. Zagłębie to klub z ambicjami. Jesienią wyniki na pewno nie były zadowalające, wiosną trzeba to zmienić. Dla mnie miniona jesień też nie była udana, dlatego z podwójną motywacją przystąpię do rundy rewanżowej – podkreśla nowy piłkarz Zagłębia.

Transfer Ambrosiewicza to początek zmian kadrowych, które okazały się w Zagłębiu nieuniknione. Przy tej okazji prezes sosnowiczan, Marcin Jaroszewski, rozwiał wątpliwości kto będzie za kadrowe ruchy w Sosnowcu odpowiadał. Wielu nurtowało pytanie czy będzie to Robert Tomczyk, były dyrektor sportowy, który nadal pracuje w klubie, czy Robert Podoliński, doradca zarządu, czy może bezpośrednio trener Kazimierz Moskal.


Czytaj jeszcze: Odbić się od dna

– Tomczyk za transfery nie odpowiada i ten temat zamknijmy. Zajmuje się sprawami administracyjnymi w pionie sportowym. Dlatego opowiadania o jego kłótni z trenerem Moskalem po meczu z Miedzią są tak samo prawdziwe jak bójka Roberta Stanka z Dariuszem Dudkiem po meczu z Lechią Gdańsk.

Urojenia wklepywane w klawiaturę przez żądnych taniej sensacji sobie darujmy, bo na tłumaczenia kolumn w gazecie nie starczy. Nad transferami pracuje wiele osób, w tym Robert Podoliński w konsultacji ze sztabem pierwszego zespołu. Dopiero po takiej weryfikacji kandydat musi zostać zaakceptowany przez pierwszego trenera.

Bez akceptacji Kazimierza Moskala zawodnik w Zagłębiu nie zagra. Tyle. Zresztą nie ma klubu w Polsce ani na świecie, gdzie za transferami stoi jeden człowiek. To nie tak, że odpowiedzialność się rozmywa, ale pracy jest w tym obszarze mnóstwo – podkreśla prezes Zagłębia.

Nie poddać się nagonce

Sternik sosnowiczan odnosi się także do zarzutów, że nie ogląda z trybun domowych meczów Zagłębia, a Robert Podoliński w czasie, gdy drużyna grała z Miedzią, komentował ekstraklasę w telewizji.

– Nie trzeba siedzieć na trybunach, żeby obejrzeć mecz. Nie ma takiego, którego bym nie zobaczył, choćby z opóźnieniem. Co do Roberta Podolińskiego, to widział na żywo cztery z ostatnich pięciu meczów. Jest obecny w klubie. Przypominam, że jest doradcą, ale jego zaangażowanie wybiega znacząco poza zakres obowiązków. Widać, że żyje naszą wspólną sprawą. No i jest coś takiego jak praca zdalna.

Przegrywamy, więc wszystko teraz przeszkadza, środowisko uzurpuje sobie prawo, żeby nas poniewierać. Zasłużyliśmy. Trzeba to rozumieć i wytrzymać. Mogę odbić piłeczkę i wskazać relacje z meczów robione z „neta” czy na telefon, ale nic nam ten ping-pong nie da. Najważniejsze, żeby nie udało się rozbić nas od środka, żebyśmy nie poddali się nagonce i mądrze pracowali. To jedyna droga. Jak zasłużymy i wyjdziemy z kryzysu, pewnie odczujemy to także z zewnątrz – nie ma wątpliwości Jaroszewski.

„Wesołych” dla Puchacza

W ostatnim czasie Zagłębiu obrywa się zresztą nie tylko od kibiców. Swoje trzy gorsze dorzucił Tymoteusz Puchacz, był gracz sosnowiczan, obecnie obrońca Lecha Poznań, który na łamach mediów poskarżył się na klub z Sosnowca.

– Pozyskanie Tymka było dla nas priorytetem po tym, jako zobaczyliśmy go w finale Centralnej Ligi Juniorów między Legią a Lechem w Ząbkach. Wtedy – mogę tak chyba powiedzieć – reprezentowała go mama Małgorzata. Trudny przeciwnik, ale wraz z trenerem Dudkiem pojechaliśmy do ich rodzinnej miejscowości pod Świebodzinem i jednak załatwiliśmy sprawę. Zobowiązaliśmy się, że załatwimy mu korepetycje, że syn musi zdać maturę. Zawodnik – wtedy 19- letni – dostał kontrakt w wysokości 7 tysięcy złotych netto plus premie, mieszkanie, korepetycje i wyżywienie, za namową trenera, zbilansowane kalorycznie jak należy.

Piłkarz grał regularnie, wywalczył awans do ekstraklasy, zdał maturę i przyczynił się do zarobienia pieniędzy przez klub w programie Pro Junior System. Wszyscy byli wygrani. W ekstraklasie po dwóch meczach ten sam trener uznał, że na lewej obronie, na tym poziomie, chłopak jeszcze sobie nie poradzi… Wtedy zadzwoniła do mnie mama zawodnika. Było jej bardzo przykro i przyznam, że mnie też. Miała ogromny żal…

Uznaliśmy w klubie po rozmowach z Lechem, że lepiej, by Tymek odszedł i grał. Tak się stało, trafił do GKS Katowice, a los chciał, że wkrótce po nim także trener Dudek. Finał tej przygody znamy. Choć Tymek wspomina GKS ciepło ze względu na szatnię, to jednak jest praca, a nie wycieczka z kumplami i wujkiem. Skoro mówi, że u nas nie czuł się dobrze i nie był lubiany, to pewnie tak było.

Nie o samopoczucie Tymka tu chodziło, a o interes klubu. Szatnia z Nowakiem, Cristovao, Jędrychem czy Kudłą to był wulkan. Nie było sentymentów. Chciałbym żeby teraz byli tacy liderzy choć w połowie… Z drugiej strony, w tej samej szatni siedział piłkarz nie gorszy, tylko słabiej dziś promowany, Sebastian Milewski – też wtedy młodzieżowiec. Gdyby jego zapytać, pewnie historia byłaby inna. Szatnia seniorów ma swoje prawa. W każdym razie ja przygodę z rodziną Puchaczów wspominam miło i nie tylko z okazji Świąt Bożego Narodzenia wszystkim im życzę, by ich marzenia nadal się spełniały – mówi Jaroszewski.

Krytyka się należy

Prezes klubu ze Stadionu Ludowego doskonale zdaje sobie sprawę, że do tego, aby historia zatoczyła koło i Zagłębie pod jego rządami wróciło do miejsca, z którego startował, jest bliższa niż mogłoby się wydawać…

– No tak. Zaczynałem w 2013 roku w grupie zachodniej II ligi i po jesieni byliśmy na spadkowym miejscu, więc jakby u bram III ligi. Skończyliśmy na 3. miejscu, a potem już pamiętają ci, którzy chcą pamiętać. Ostatnie 2 lata są chude, kibice zawsze chcą więcej i więcej. Jak najbardziej to rozumiem i nie uciekam przed odpowiedzialnością, nie uciekam w trudnej chwili.

Rozumiem wściekłość, nawet wyzwiska, frustrację. Krytyka mi się należy jak psu kość. Gardzę natomiast zimnym wyrachowanym kłamstwem i chęcią ugrania czegoś dla siebie. Toksycznymi zastrzykami, które niewinnym ludziom robią krzywdę. Nie mam z tym problemu, ale nie wszyscy w klubie dobrze to znoszą.

Dlatego klub podejmie kroki prawne, przeciwko godzącym w jego dobre imię i ludzi w nim pracujących. Tyle dygresji. Czy mamy pomysł? Wierzymy, że tak. Jeśli chodzi o sprawy czysto sportowe, to pozyskanie Ambrosiewicza jest początkiem realizacji tego planu – dodaje Marcin Jaroszewski.



Na zdjęciu: Prezes Marcin Jaroszewski przyznaje, że sprowadzenie Macieja Ambrosiewicza z Płocka to start programu naprawczego dla drużyny Zagłębia…
Fot. zaglebie.eu/Marek Rybicki

Z Bukowej na Ludowy

Jak już informowaliśmy, nowym bramkarzem Zagłębia został Szymon Frankowski. 19-latek dotąd był zawodnikiem GKS-u Katowice. Na boiskach II ligi rozegrał 2 spotkania. W Sosnowcu parafował kontrakt ważny do 30 czerwca 2022.