Widzew Łódź. Odmieniony Pawłowski

Doświadczony zawodnik znowu błyszczy na ekstraklasowych stadionach.


We Wrocławiu kibice na pewno nie zapomnieli jeszcze Bartłomieja Pawłowskiego, który przecież grał w Śląsku jeszcze osiem miesięcy temu. Po raz ostatni zagrał w tym mieście w grudniu 2021 roku w meczu z Cracovią. W przerwie został zmieniony… Teraz szykuje się na przyjazd do Wrocławia jako zawodnik Widzewa – w całkiem innej formie fizycznej i psychicznej.

Okrężna droga

Rok temu wyraźnie mu nie szło. Ostatnia bramka na jego koncie pojawiła się jeszcze wcześniej, bo w grudniu 2020 roku! Wyraźnie widać, że woli łódzkie powietrze: wiosną trafił w meczach ligowych sześć razy, a teraz – już w ekstraklasie – strzelał gole w kolejnych trzech meczach: z wolnego Pogoni w Szczecinie, po akcji z gry w Białymstoku i z karnego w minioną niedzielę Lechii. Jeśli wliczymy gola strzelonego Podbeskidziu w ostatniej kolejce w I lidze, to jego seria obejmuje już cztery kolejne mecze z bramkami, co przecież nie jest takie proste.

Tu chodzi jednak nie tylko o łódzkie, odżywcze dla napastnika powietrze. Może po prostu znalazł się trener, który odważył się na przestawienie go na inną pozycję na boisku – ze skrzydłowego na środkowego napastnika? Gdy poszukiwania „klasycznej” dziewiątki w Widzewie się nie powiodły, trener Janusz Niedźwiedź powierzył to zadanie jemu i – zdaje się – przynajmniej na razie trafił. A że do tego ma mu kto w zespole dogrywać piłki, efekty są widoczne. W tym roku kalendarzowym zdobył już dziewięć bramek i jest blisko wyrównania swojego najlepszego osiągnięcia w karierze – dziesięciu goli w roku 2012, gdy grał w III-ligowym Jarocie Jarocin i poznańskiej Warcie w II lidze.

Z jego oficjalnej metryczki wynika, że urodził się w Zgierzu. To prawda, ale z tym miastem łączy go tylko… szpital, w którym przyszedł na świat: w Zgierzu mieści się bowiem szpital wojewódzki, który obsługuje znaczną część województwa i samej Łodzi. Pochodzi z podłęczyckiej Leźnicy, a zaczynał grać w piłkę w ŁKS. Nie sposób jednak zaprzeczyć – i sam to często podkreśla – że czuje się widzewiakiem i jest z tym klubem związany emocjonalnie, nie tylko jako piłkarz na kontrakcie. Może więc także na odmianę jego piłkarskiego losu miał wpływ także powrót do klubu, z którego wyjechał pełen niespełnionych w efekcie nadziei do Malagi, gdzie zadebiutował w sierpniu 2013 roku meczem z samą Barceloną? Wrócił do Łodzi okrężną drogą – przez Kielce, Bydgoszcz, turecki Gaziantep i Wrocław.

Duży potencjał

Widzew wygrał tylko jeden mecz z trzech, ale jego postawa w pierwszej fazie rozgrywek ekstraklasy oceniana jest pozytywnie. W przegranym meczu z Lechią drużyna Janusza Niedźwiedzia miała przewagę i więcej szans bramkowych. Zadecydowało na pewno większe doświadczenie gości i ich ekstraklasowe obycie, a przede wszystkim techniczny geniusz Flavio Paixao, który przy trzeciej bramce dla swojej drużyny pokazał, że finezja ważniejsza jest od „atomowego” uderzenia. Jego gol z 86 minuty meczu w Łodzi bardziej zasłużył na miano bramki kolejki, niż uznany przez ekspertów TVN za najładniejszy strzał Maciej Gajosa z tego samego meczu.

Widzew też ma w składzie gracza podobnego stylem do Paixao. To sprowadzony latem z Hiszpanii Jordi Sanchez, który ma nawet lepszy od Pawłowskiego wskaźnik skuteczności, bo w żadnym z trzech spotkań nie grał dłużej niż trzydzieści minut, a zdobył już dwie bramki. Trener Niedźwiedź musi teraz pomyśleć, jak upchnąć ich obu w składzie, bo szkoda, by gracz o takim potencjale jak Hiszpan siedział na ławce. Tu jednak podczas wypisywania takich pochwał pod adresem zawodników powinna zapalić się czerwona lampka: byli już tacy, co w debiucie strzelali gole przewrotką, a po kilku meczach nie mieścili się w składzie. Pozostając przy Widzewie: taki Fundambu na przykład zrobił furorę, a teraz nie chcieli go już nawet w zdegradowanym do II ligi Stomilu…

Niezależnie od wyników Widzew pozostaje najbardziej „kasowym” zespołem w polskim futbolu: pierwszy od ośmiu lat mecz ekstraklasy na swoim boisku oglądało 17 202 widzów. Na podobnym poziomie kibicowskiego zaufania i sympatii są w tej chwili tylko Górnik Zabrze (16 748 na meczu z Cracovią w pierwszej kolejce) i krakowska Wisła (15 811 oraz 15 176 z Sandecją i Arką w I lidze). Jedyny do tej pory mecz Śląska we Wrocławiu (z Pogonią) oglądało 10 879 widzów. Przypuszczamy, że Widzew ściągnie na wrocławski stadion większą widownię.


Na zdjęciu: Bartłomiej Pawłowski to najskuteczniejszy piłkarz ekstraklasy na początku sezonu.
Fot. Norbert Barczyk/Pressfocus.pl