Wisła Kraków. Zawodnik numer 1

38-letni Paweł Kieszek okazał się ojcem remisu wywalczonego przez Wisłę po drugiej stronie Błoni.


Derby Krakowa miały stać pod znakiem walki Wisły o utrzymanie. Okazało się jednak, że to zajmująca miejsce w bezpiecznym środku tabeli Cracovia, lepiej się czuła na swoim stadionie i miała znacznie więcej sytuacji do przechylenia szali zwycięstwa na swoją stronę.

– Zagraliśmy naprawdę dobre spotkanie, szczególnie w pierwszej połowie – powiedział Jacek Zieliński, trener „Pasów”. – Mieliśmy swoje sytuacje, żeby Wisłę „napocząć”, a wtedy mecz na pewno wyglądałby inaczej. Znakomicie spisał się jednak Paweł Kieszek w bramce rywali i nie udało się. Zagraliśmy długimi fragmentami naprawdę dobrze, ale nic nie chciało wpaść. Nawet w sytuacji, w której Hebo Rasmussen z Konoplanką wyszli sam na sam bramkarz Wisły okazał się lepszy, bo nasi zawodnicy za bardzo chcieli i zabierali sobie piłkę więc skończyło się tak, że nie zdobyliśmy z tego bramki.

Obronił 7 strzałów

Szkoleniowiec Cracovii wspomniał o jednej okazji, która miała miejsce w 17. minucie derbów, ale sytuacji, w której kibice i piłkarze gospodarzy łapali się za głowę było więcej. Dość powiedzieć, że Paweł Kieszek, 38-letni golkiper „Białej gwiazdy” w sumie obronił 7 strzałów swój popis zaczynając już w 6 minucie.

Wtedy to bowiem zatrzymał w sytuacji oko w oko Jewhena Konoplankę i jeszcze leżąc wystawił rękę blokując dobitkę Jakuba Myszora. Po takiej „rozgrzewce” wszystkie następne uderzenia przeciwników były już dla mistrza Portugalii sprzed 11 lat „bułką z masłem” i bez przesady można powiedzieć, że właśnie zawodnik z numerem 1 był ojcem punktu wywalczonego przez walczący o utrzymanie zespół Jerzego Brzęczka.

Utrzymanie zera

– To jest moja praca i kiedy tylko mogę, to pomagam drużynie – skromnie stwierdził wychowanek Polonii Warszawa. – W pierwszej połowie lepiej spisywała się Cracovia, dłużej utrzymywała się przy piłce i stworzyła sobie więcej klarownych sytuacji pod naszą bramką. My z kolei nie mieliśmy zbyt wiele takich momentów, dlatego najważniejsze było utrzymanie zera po stronie strat.

Gospodarze grali na większym luzie i widać było gołym okiem to, na którym miejscu w tabeli się znajdują, a gdzie jesteśmy my. Uważam, że był to jeden z kluczowych czynników, który w naszym położeniu może nieco plątać nogi, a szczególnie w derbach. Po przerwie wyglądało to już znacznie lepiej i pomimo tego, że tych okazji strzeleckich nie było za dużo, to w mojej opinii mieliśmy nieco większą kontrolę nad meczem. Trzeba więc przyjąć ten remis, który daje nam jeden punkt.

O przyszłość klubu

Problem jednak w tym, że Wisła bogatsza tylko o jedno oczko nie wydostała się ze strefy spadkowej. Ma w tej chwili 2 punkty mniej niż plasujące się na 15. pozycji Zagłębie Lubin, a do końca sezonu zostały już tylko 3 mecze: 7 maja w Krakowie z Jagiellonią Białystok, 15 maja w Radomiu z Radomiakiem i 21 maja z Wartą Poznań pod Wawelem.

– Zdajemy sobie doskonale sprawę z tego w jakiej sytuacji jesteśmy i wiemy, że przed nami trzy mecze, z których każdy musimy traktować jak finał – dodał bramkarz, który w 12 występach w tym sezonie dopiero drugi raz zachował czyste konto strat.

– Te najbliższe spotkania zdecydują nie tylko o naszej przyszłości, ale przede wszystkim o przyszłości klubu. Nikt z nas tego nie chce i nie dopuszcza myśli o tym, że w przyszłym sezonie Wisły mogłoby zabraknąć w ekstraklasie. Musimy zrobić wszystko, by się utrzymać, dlatego każdy z nas powinien być świadomy wagi tych spotkań i podejść do nich tak, jak do najważniejszego egzaminu w swoim życiu.


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus