W drodze na szczyt

Dokładnie 50 lat temu reprezentacja Polski rozegrała jeden ze swoich najlepszych meczów w eliminacjach.


Przed mistrzostwami świata na zachodnioniemieckich stadionach w 1974 roku biało-czerwoni znaleźli się w trudnej grupie z Wyspiarzami, faworyzowaną Anglią, mistrzem świata z 1966 roku i dalej liczącym się w światowym futbolu zespołem, a także nieobliczalną Walią. Po przegranej w marcu 1973 z Walijczykami kolejne mecze były już bataliami o wszystko. Najpierw trzeba było pokonać zadufanych w sobie Anglików.

Mecz rozegrano w środę po południu na Stadionie Śląskim 6 czerwca 1973 roku. Niedawno, przy okazji rozgrywania turniejów Silesia Cup dla najmłodszych, którzy mieli możliwość biegania za piłką na pięknym chorzowskim stadionie, przypomniał tą datę najmłodszym adeptom Henryk Kula, prezes Śląskiego ZPN.

A jest co przypominać. Wygrany 2:0 mecz z Anglią w „kotle czarownic”, przy obecności 100 tys. kibiców był porywającym meczem, który przeszedł do annałów polskiego futbolu! To wtedy zaczęła się droga do trzeciego miejsca na MŚ 1974 w RFN.

Włodzimirz Lubański
We wtorek mija 50 lat od meczu Polska – Anglia. Nazajutrz nie tylko katowicki „Sport” triumfował.

Z Anglikami już po kilku minutach prowadziliśmy. Do dziś trwają spory czy tego gola z wolnego wbił Robert Gadocha czy może jednak piłkę dotknął jeszcze Jana Banaś. Jedną z wersji jest trafienie… samobójcze Bobby Moora. Właśnie, jeśli jesteśmy przy wspaniałej, pomnikowej postaci brytyjskiego futbolu, to zawalił przy drugim golu o czym dziś opowiada nam Włodzimierz Lubański. Akurat ten mecz miał dla niego bardzo słodko-gorzki smak, ale o tym też w rozmowie z panem Włodzimierzem.

Anglicy kończyli mecz w dziesiątkę po tym, jak Alan Ball uderzył ręką Lesława Ćmikiewicza. Pomocnik Legii miał swoje sposoby na wyprowadzanie przeciwników z równowagi! „Każdy z dwunastu piłkarzy z zastępcą Lubańskiego Domarskim włącznie, miał jakiś udział w wielkim triumfie. Każdy wniósł coś innego do tego, co stało się trwałą wartością zespołu” – pisał wtedy w meczowej relacji świetny reporter „Sportu” Janusz Jeleń. Co było potem? Wygrana we wrześniu 1973, a jakże na Śląskim z Walijczykami 3:0 i zwycięski remis na Wembley 17 października z Anglikami, który dał nam przepustkę na mundial w RFN.


Eliminacje MŚ, środa, 6 czerwca 1973, godz. 17.30, Stadion Śląski

Polska – Anglia 2:0 (1:0)

1:0 – Gadocha, 7 min (wolny), 2:0 – Lubański, 47 min

POLSKA: Tomaszewski – Rześny, Bulzacki, Gorgoń, Musiał – Kraska, Ćmikiewicz, Deyna – Banaś, Lubański (54. Domarski), Gadocha. Trener Kazimierz GÓRSKI.

ANGLIA: Shilton – Madeley, Moore, McFarland, Hughes – Storey, Ball, Chivers, Bell – Clarke, Peters. Trener Alf RAMSEY.

Sędziował Paul Schiller (Austria). Widzów: 100000. Czerwona kartka: Ball (79.)

W 50. rocznicę meczu Polska – Anglia, wybitni śląscy piłkarze spotkali się we wtorek w „Kotle Czarownic”, by wspominać tamto wielkie zwycięstwo, które otwarło nową kartę w historii naszego futbolu

Tego, kim się jest, nie można zaczerpnąć z przyszłości. Nie można się rozwijać, nie mając w pamięci tego, co było. Takim mottem Jerzy Dusik, rzecznik Śląskiego Związku Piłki Nożnej, otworzył spotkanie w sali konferencyjnej „Kotła Czarownic”, podczas którego wspominano zwycięski mecz Polska – Anglia 2:0 z 6 czerwca 1973 roku w okrągłą, 50. rocznicę jego rozegrania. – Tak zaczęła się nowa karta w historii polskiej piłki. Potem byliśmy świadkami pięknej ery, zajmowaliśmy trzecie, piąte i trzecie miejsce na mistrzostwach świata. Nigdy wcześniej i nigdy później nie osiągaliśmy takich sukcesów, jak wtedy. Byłem wtedy młodym synkiem, z małej Woli, ze wsi. Reprezentanci byli wtedy moimi idolami, a dziś są przyjaciółmi. To coś fantastycznego – mówił Henryk Kula, prezes Śląskiego ZPN i wiceprezes PZPN.


Nie mam pretensji o faul

– Mieliśmy wtedy naprawdę fajną drużynę, której byłem kapitanem. Wszyscy marzyliśmy o tym, żeby pojechać na mistrzostwa świata – mówi Włodzimierz Lubański.

Włodzimierz Lubański
Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus

Rozmowa z Włodzimierzem Lubańskim, złotym medalistą olimpijskim z 1972 roku, 75-krotnym reprezentantem i zdobywcą 48 bramek w narodowych barwach

Jakie uczucia wywołuje u pana data 6 czerwca 1973 roku?

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Specjalne, bo był to przecież dla mnie specjalny mecz, raz ze względu na radość, a dwa ze względu na smutek. Radość, bo wygraliśmy bardzo ważne eliminacyjne spotkanie z Anglikami, które stanowiło krok w zakwalifikowaniu się na MŚ. Smutek, bo doznałem tak poważnej kontuzji, że potem przez długi okres nie mogłem grać w piłkę. Odebrało mi to wiele momentów przyjemności i radości, które były udziałem kolegów grających już w finałach mistrzostw świata.

Wertując w bogatym archiwum „Sportu” naszą gazetę z tamtego okresu, to wcale nie było pewne, że zagra pan w meczu z Anglikami 6 czerwca. Proszę powiedzieć o co chodziło?

Włodzimierz LUBAŃSKI: – To już nie chodzi nawet o obóz w Rybniku-Kamieniu, gdzie przygotowywaliśmy się do spotkania. Jednak o jeden z ostatnich treningów przed zgrupowaniem kadry jeszcze w Górniku. Był deszczowy dzień, a wyszliśmy na zajęciach w zwykłych korkach. Z Jurkiem Gorgoniem wymyśliliśmy sobie, że poćwiczmy dodatkowo grę 1 na 1. I przy jednym z tych pojedynków Jurek zrobił wślizg.

Jego noga poszła po pice na moje kolano, tak gdzieś powyżej. No i została rozcięta skóra, którą trzeba było zszywać. To było pięć, sześć szwów. Niestety była rana i wszystko musiało się zrosnąć, a termin meczu się zbliżał, było do niego parę dni. To był powód, dlaczego na zgrupowaniu w Kamieniu nie byłem w pełnym wymiarze.

Byłem w domu, a dojechałem dopiero później, jak rana zaczęła się goić. Wyszedłem na ostatni trening, żeby się trochę poruszać. Wydawało mi się, że jest wszystko OK, ale ustaliliśmy z trenerem Kazimierzem Górskim, że ostateczną decyzję podejmiemy w przeddzień meczu, kiedy wyjdę już na murawę Stadionu Śląskiego. W ostatnim dniu była gierka 9 na 9 i tam się sprawdziłem. Grałem, a byłem na świeżości. Człowiek dobrze się czuł i z radością biegał po boisku i rzeczywiście po treningu powiedziałem trenerowi, że wszystko jest w porządku. Rana? Owszem, blizna była i niezupełnie było wszystko zagojone.

Co było dalej?

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Jak mówię, nie wyglądało to dobrze na nodze, więc… przypudrowaliśmy wszystko pudrem dla pań, żeby to źle nie wyglądało, żeby to zamaskować (śmiech). Szwy były już zdjęte, ale rana była. Czułem się jednak na tyle dobrze, że zdecydowaliśmy, że zagram. Blizna była widoczna, więc tak to zamaskowaliśmy.

Patrząc z perspektywy czasu, co stało się w trakcie tego jednego z najważniejszych meczów w historii reprezentacji Polski, to może byłoby jednak dla pana lepiej wtedy nie wybiec na murawę Śląskiego?

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Absolutnie nie! Po pierwsze – mieliśmy wtedy naprawdę fajną drużynę, której byłem kapitanem. Wszyscy marzyliśmy o tym, żeby pojechać na mistrzostwa świata i pokonać Anglików, którzy przecież jeszcze świeżo w pamięci mieli tytuł mistrza świata sprzed kilku lat. Chcieliśmy ich ograć i osiągnąć swój cel. Gdybym się nie czuł na siłach, żeby zagrać, to na pewno nie zdecydowałbym się wystąpić.

Natomiast czułem się dobrze, byłem dobrze przygotowany. To, że prze kilka dni przed samym spotkaniem nie trenowałem, to sprawiło, że miałem jeszcze większą chęć do gry. To, że podjąłem odpowiednią decyzję, to myślę że kibice widzieli podczas tego spotkania 6 czerwca 1973 roku. To było coś co chcieliśmy zrobić, pokonać Anglików i pojechać na MŚ.

Czym wtedy zaskoczyliście mistrza świata z 1966 roku i ćwierćfinalistę mundialu 1970? Wtedy jednej z najlepszych reprezentacji na świecie prowadzonej przez legendarnego sir Alfa Ramseya.

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Zaskoczyliśmy ich tym, że sami byliśmy wtedy dobrym zespołem. Pan Kazimierz sprowadził nas wtedy wszystkich do jednej sprawy: walki o jak najlepszy cel dla zespołu. Ten cel został osiągnięty w każdym wymiarze. Poza tym bardzo mądrze selekcjonował zawodników sprawiając swoimi decyzjami, że z roku na rok byliśmy silniejsi. To nie był przypadek, że Polska liczyła się wtedy w światowym futbolu bardzo wysoko.

Bramka którą pan zdobył na 2:0 zaraz na początku drugiej połowy odbierając piłkę w niesamowity sposób samemu Bobby Moorowi, to było świadome działanie wynikające z danych naszego banku informacji czy intuicja snajpera?

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Była informacja, że Bobby Moore od czasu do czasu podejmuje ryzyko wyprowadzania piłki. W momencie, kiedy zdecydowałem się wejść w nim w pojedynek, żeby odebrać mu piłkę i pobiec w kierunku bramki – jakby ktoś mi powiedział, że o tym wtedy myślałem – to tak nie było. Czytałem to co dzieje się na boisku. Bobby Moore był wtedy odwrócony w kierunku swojej bramki i miał dwa wyjścia: albo skierować się do środka boiska, albo na zewnątrz. Zrobił to co trochę przewidziałem, odwrócił się w środku pola, a ja nadbiegłem i odebrałem mu piłkę. Gdyby się odwrócił wtedy w drugą stronę, to podejrzewam, że do tego pojedynku by nie doszło.


Czytaj także:


Faul McFarlanda w drugiej połowie i pana fatalna kontuzja zerwania wiązadeł, skutkująca potem prawie 2-letnim rozbratem z futbolem. W jednym z wywiadów przeczytałem, że nie miał pan o to pretensji do angielskiego obrońcy.

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Tak. Jeżeli ktoś gra w piłkę, jak ja od dziecka i wie czym jest faul złośliwy, to potrafi wszystko rozróżnić. To co się wtedy stało, to był wypadek przy pracy, który się zdarzył. W pojedynku biegowym byłem trochę szybszy Z kolei. on wchodził z kolei wślizgiem tak, jak normalnie obrońca powinien interweniować. Chciał odebrać mi piłkę, trącając mnie lekko w piętę. Niestety, na drugim kroku trzasnęło mi kolano…

Na koniec pytanie, z Włodzimierzem Lubańskim w składzie i kadrze Polska byłaby mistrzem świata w 1974 roku?

Włodzimierz LUBAŃSKI: – To pytanie nie do mnie. To pytanie do moich kolegów, to pytanie do trenerów, którzy wtedy z nami pracowali. Jedno co mogę powiedzieć, to dobrze przygotowany Włodek Lubański na pewno wniósłby coś do polskiej reprezentacji. Na koniec jeszcze proszę pozdrowić wszystkich kibiców którzy wtedy, 6 czerwca 1973 roku dobrze nam życzyli!


Na zdjęciu: Dwie wielkie postacie futbolu przed meczem Polska – Anglia 6 czerwca 1973 roku na Śląskim, Włodzimierz Lubański i Bobby Moore.

Fot. Jerzy Bydliński/Sport


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.