Wstydliwa porażka Śląska

Drużyna trenera Ivana Djurdjevicia podzieliła los Widzewa i Górnika Zabrze, które też opuszczały Kalisz na tarczy.


Obecność drugoligowca z Kalisza na tym etapie rozgrywek Pucharu Polski (1/4 finału) nie była przypadkowa. Wcześniej zespół trenera Bartosza Tarachulskiego wyrzucił za burtę dwa zespoiły walczące w ekstraklasie – Widzewa Łódź i Górnika Zabrze. Dlatego podopieczni trenera Ivana Djurdjevicia nie zamierzali lekceważyć znacznie niżej notowanego rywala.

– Podchodzimy do tego meczu, jak do każdego innego – zapewniał przed pierwszym gwizdkiem arbitra skrzydłowy Śląska, John Yeboah.

– Nie zastanawiamy się, czy rywal jest lepszy, czy słabszy. Każdego traktujemy niezwykle poważnie. Jesteśmy w pełni przygotowani na to spotkanie i czekamy na to, co wydarzy się na murawie.

Deklarację niemieckiego piłkarza złośliwie można skwitować jednym zdaniem – czcza gadanina, gadaj zdrów! Gospodarze w ciągu dwóch minut pierwszej połowy zmusili kapitana wrocławian Michała Szromnika do kapitulacji, w obu przypadkach ośmieszając defensorów przedstawiciela ekstraklasy. Jestem przekonany, a moje przekonanie graniczy z pewnością, że w tych sytuacjach obrońcy Śląska byli tak zakręceni, że nie byliby w stanie podać swojego kodu pocztowego.

Pierwszy gol dla drugoligowca padł w 20 minucie spotkania. Kasjan Lipkowski podłączył się do akcji rozegranej na skraju pola karnego przez Piotra Giela oraz Nestora Gordillo. Piłkarze KKS-u „rozklepali” obrońców przeciwnika, jakby ci byli juniorami, a kończący akcję niespełna 20-letni Lipkowski strzałem z 7 metrów nie miał problemów z pokonaniem bramkarza Śląska. Nim goście zorientowali się, co jest grane, Szromnik po raz drugi został przez swoich kolegów z obrony do stanu wrzenia. Futbolówka trafiła do szalejącego na lewej stronie boiska Giela, którego płaskie dośrodkowanie zostało zakończone uderzeniem z bliska przez pozostawionego bez opieki Michała Boreckiego. W tym momencie Szromnik wściekł się na swoich partnerów z defensywy, ale jego gorzkie i ostre słowa pomogły tak, jak umarłemu kadzidło. Gol dla KKS-u Kalisz był dla nich wystarczająco surową karą.

Gdy w 41 minucie piłka po potężnym uderzeniu Erika Exposito z rzutu wolnego musnęła poprzeczkę, wydawało się, że Śląsk doszedł już do równowagi. Ale to były tylko pozory i pobożne życzenia wrocławian, bo w 44 minucie po krótko rozegranym rzucie rożnym Mateusz Gawlik po raz trzeci tego wieczoru rzucił rywali na kolana.

W przerwie trener Ivan Djurdjević dokonał jednej zmiany, ale w 54 minucie kolejne trzy, co sugerowało, że pogodził się z losem, czyli pożegnaniem z Pucharem Polski. Od 67 minucie kaliszanie musieli sobie radzić w dziesiątkę (druga żółta kartka dla Mateusza Gawlika), ale mimo liczebnej przewagi Śląsk nie był w stanie skruszyć muru obronnego przeciwnika i zdobyć choćby honorowego gola.

KKS 1925 Kalisz – Śląsk Wrocław 3:0 (3:0)

1:0 – Lipkowski, 20 min, 2:0 – Borecki, 21 min, 3:0 – Gawlik, 44 min,

KALISZ: Krakowiak – Zawistowski, Lipkowski, Gawlik, Kendzia, Koczy – Borecki, Wysokiński (70. Gęsior), Łuszkiewicz, Gordillo (80. Kamiński) – Piotr Giel (75. Putno). Trener Bartosz TARACHULSKI.

ŚLĄSK: Szromnik – Verdasca, Poprawa (68. Borys), Gretarsson – Konczkowski, Olsen (54. Bukowski), Nahuel (54. Rzuchowski), Garcia (46. Jastrzembski) – Yeboah, Exposito, Samiec-Talar (54. Łyszczarz). Trener Ivan DJURDJEVIĆ.

Sędziował Marcin Kochanek (Opole). Żółte kartki: Gawlik, Borecki – Poprawa, Yeboah, Bukowski; czerwona kartka: Gawlik (67. druga żółta).


Na zdjęciu: Piłkarze drugoligowego KKS-u Kalisz utarli nosa znacznie wyżej notowanemu Śląskowi Wrocław i zameldowali się w półfinale Pucharu Polski.
Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus