Bez rozgrzewki. Bo zna się na ludziach?

Patrząc na dokonania Rakowa Częstochowa, nie tylko te z minionych miesięcy, lecz również minionych tygodni, zyskuje się wiarę, że trzymająca się kupy, ambitna, rzetelna – po prostu porządna – robota daje spektakularne wyniki.


Dość powiedzieć, że w mistrzostwach Polski i Pucharze Polski klub z Częstochowy osiągnął mniej więcej tyle lub prawie tyle, ile na przykład Cracovia, Jagiellonia Białystok, Pogoń Szczecin, Lechia Gdańsk… A mowa o klubach, o których można powiedzieć, że są w polskiej lidze zasiedziałe. Bo o tym, że Raków prześcignął o dwie długości Górnika Łęczna czy Radomiaka, nie ma nawet co wspominać. Do tego jeszcze dochodzi nadspodziewanie korzystny bilans w Pucharze Konferencji Europy; przy czym, kiedy pisałem te słowa, nie było wiadomo, jak rozstrzygnęły się losy konfrontacji z drużyną z Gandawy.

Czy pod Jasną Górą dokonał się cud? Nie przesadzajmy, acz skojarzenia z tym świętym dla katolików miejscem i samym miastem nasuwają się z automatu. Może do kategorii cudu – a raczej szczęśliwego zbiegu okoliczności – należałoby zakwalifikować to, że urodził się tam, mieszka i rozwija swoje biznesy Michał Świerczewski, człowiek młody (rocznik 1978), w dodatku kochający sport, ze skłonnością do inwestowania weń sporych pieniędzy. Bez nich – co tu dużo kryć – niewiele w wyczynie, a w piłce nożnej zwłaszcza, da się zdziałać. Ani chybi więc to za jego sprawą Raków jest obecnie w tym miejscu, w którym jest.

No ale czy tylko o pieniądze chodzi? Gdyby tak było, to na czele polskiej ekstraklasy i w roli triumfatorów rozgrywek o Puchar Polski nieustannie powinny być Legia, Lech, Cracovia i jeszcze inni rodzimi bogacze.

No to o co chodzi? Michał Świerczewski udzielił właśnie wywiadu portalowi weszło, w którym jednym z wątków była kwestia rodzącej się – na razie krajowej – potęgi Rakowa. Wspólnym mianownikiem tej części wypowiedzi była banalna fraza, że „wszystko zależy od ludzi”. Pieniądze – tak, infrastruktura – owszem, udane transfery – oczywiście, szkolenie młodzieży w swojej akademii – poza dyskusją. No ale są to hasła, za którymi kryje się praca konkretnych ludzi. W nich może być największa słabość każdej struktury, w tym i klubu piłkarskiego, w nich też może być jej największy kapitał. Taki, bez którego o kolejnych krokach naprzód nie może być mowy.

Ów kapitał ludzki to niby sprawa oczywista, ale jakby niedoceniana. Nie tylko w polskiej piłce nożnej, nie tylko w całym polskim sporcie (patrz igrzyska olimpijskie w Tokio), lecz w ogóle. Jak tak człowiek popatrzy sobie na rozmaite władze administracyjne, polityczne, ekonomiczne – byłe i obecne – na ich pomysły i decyzje, również w wymiarze personalnym, to nie może nie dojść do wniosku, że niekompetencji, głupoty, braku wyobraźni, a wszystko to w połączeniu z bezczelnością, arogancją, jest u nas pod dostatkiem. Co z tego może się urodzić? Jakie trwałe wartości? A nade wszystko – jakie korzyści?



Zapewne właściciel Rakowa ma talent do wyszukiwania ludzi zdolnych podołać jego wymaganiom merytorycznym, a jednocześnie pracowitych i lojalnych. To naprawdę musi być talent, jeśli prowadzi się trzy biznesy, a na dodatek ekstraklasowy klub piłkarski, który sam w sobie jest biznesem; kto wie, czy nie najtrudniejszym, bo składającym się z wielu nieprzewidywanych zmiennych. A wszystko to dzieje się nie w wielkim mieście, tylko takim średniej wielkości, gdzie o szeroko rozumiane wsparcie łatwo nie jest.

Kwestia sprowokowana wypowiedziami Michała Świerczewskiego powinna być motywem na zastanowienie dla każdego właściciela klubu. W owym motywie zawierać się powinny m.in. pytania, jak to się stało, że Raków w ciągu kilku lat przeskoczył osiągnięcia „weteranów” lub przynajmniej im dorównał, i dlaczego pan Michał ma odwagę stawiać tezę, że za kilka lat chciałby być na równi w wymiarze finansowym z Legią i Lechem, a sportowo oczywiście ich prześcignąć i wreszcie… porządnie powojować o Ligę Mistrzów. Wystarczy, że zna się na ludziach. Tylko tyle i aż tyle.


Fot. Rafal Rusek / PressFocus