Z drugiej strony. Jeśli pójdzie jak z Płatka

Wiatr na tyle silny i przyjazny, że i z Pogonią w Szczecinie sobie poradzi, i w dalszej przyszłości z… tyloma drużynami, z iloma będzie trzeba, żeby utrzymać się w ekstraklasie. Pogoń postawiła jednak bardzo wysokie wymagania i zabrzanie nie byli pierwszymi, którzy sobie z nimi nie poradzili. Dość przypomnieć, że wcześniej portowcy – na własnym stadionie – wygrali siedem kolejnych meczów o punkty, a gdyby nie fatalny start do sezonu 2018/19 byliby zapewne znacznie wyżej, aniżeli na siódmym miejscu w tabeli.

Po wygranej nad Górnikiem poszli w niej oczywiście wyżej, na czwarte miejsce, aczkolwiek pochwały sypały się dla obu stron – za otwartość w grze, fantazję, agresję… Tyle że goście nie umieli sobie poradzić ze stałymi fragmentami gry szczecinian, a w sumie mieli pecha, że trafili na tak dysponowanego rywala, który bez wątpienia narobi sporo kłopotów wszystkim, z którymi w najbliższej przyszłości się zmierzy.

Mieliśmy więc dobry mecz (choć oczywiście ze wskazaniem na Pogoń) drużyn, które walczą o zupełnie odmienne cele. Ale w Zabrzu same tylko wrażenia artystyczne nie są czynnikiem zdolnym poprawić nastroje. Bez wątpienia znacznie lepiej zrobiłyby to trzy punkty; no, jeden też by nie wzbudził obrzydzenia.

Cokolwiek jednak mówić i pisać, Górnik wygląda obecnie inaczej niż jesienią, bardziej – by tak to ująć – optymistycznie pod względem piłkarskim. Ruchy kadrowe, których dokonano zimą, dodały mu i jakości, i pewności, a już na pewno ujęły mu destrukcyjnego strachu, który w trakcie jesiennych zmagań coraz bardziej obezwładniał młodzież z Roosevelta.

Artur Płatek, który dokonywał zimą transferów do Górnika, stwierdził w „Sporcie”, że bierze za te transfery odpowiedzialność. Właściwie tego typu stwierdzenie powinno uchodzić za oczywiste. Kupujesz towar, polecasz go komuś, zachwalasz, nakłaniasz do wydania wcale niemałych pieniędzy, więc jednocześnie podpisujesz się pod jego jakością i dajesz nań coś w rodzaju gwarancji. Stwierdzenie rzeczywiście jest oczywiste, ale jakże inna jest praktyka. Ruch kadrowy, jaki co kilka miesięcy odbywa się w polskich klubach, w wielu przypadkach zdaje się nie mieć autorów, inspiratorów, mocodawców. Można odnieść wrażenie, że duża część piłkarzy zaplątała się do tego czy innego klubu albo przypadkiem (przechodząc akurat ulicą obok stadionu), albo z księżyca, albo za sprawą nierozpoznanej bliżej siły inercji. Licząc skalę pomyłek w naszej ekstraklasie – pomyłek zwanych powszechnie nabywaniem szrotu – tak to się chyba odbywa, choć nikt nie twierdzi, że handel szrotem to zły interes.

Artur Płatek działa przy otwartej kurtynie i po własnym nazwiskiem, ryzykuje zatem dużo więcej. Ale i może zyskać dużo więcej, pod warunkiem jednak, że Górnik – ze swoimi nowymi nabytkami – utrzyma się w ekstraklasie. Czego trzeba? Po prostu: wrażenia artystyczne pilnie przekładać na punkty.