Zagłębie Sosnowiec. Pechowiec pełen optymizmu

Piłkarz, który dwukrotnie zerwał więzadło z niecierpliwością czeka na nowy sezon. Dla pomocnika Zagłębia Sosnowiec szczególnie ważna będzie runda jesienna, gdyż obowiązująca umowa piłkarza z sosnowieckim klubem wygasa z końcem bieżącego roku.

-Mam kilka miesięcy na to, aby udowodnić swoją przydatność do zespołu. Oby tylko zdrowie było – uśmiecha się Martin Pribula, który w listopadzie skończy 34 lata.

Słowacki piłkarz dwukrotnie w czasie gry w Sosnowcu musiał zmagać się ze żmudną rehabilitacją po zerwaniu więzadeł krzyżowych. Pierwszego urazu nabawił się w spotkaniu kończącym sezon 2016/17 z GKS-em Tychy. W tym miejscu trzeba koniecznie dodać, że był to najlepszy sezon Pribuli w barwach Zagłębia, bo zdobył wówczas 11 bramek.

Jesień sezonu 2017/2018 miał straconą. Do gry wrócił wiosną 2018 roku. Rozegrał zaledwie pięć spotkań. W meczu z Rakowem Częstochowa zdążył jeszcze strzelić pierwszą bramkę po powrocie i niedługo potem ze łzami w oczach opuszczał murawę. Na początku wydawało się, że uraz nie będzie tak groźny jak poprzednio. Ostateczna diagnoza nie pozostawiła żadnych złudzeń – kolejny raz więzadło nie wytrzymało. – Pierwsze chwile po tym jak się dowiedziałem były nieciekawe, ale teraz z perspektywy czasu staram się już o tym nie myśleć. Taki los piłkarza. Kontuzje są wpisane w ten zawód. Dobrze, że miałem choć mały wkład w awans do ekstraklasy – mówi z uśmiechem Słowak.

Zagłębie Sosnowiec. Młodzież pod nadzorem

Niestety, debiut w ekstraklasie nie był mu dany. Wiosną Pribula rozpoczął treningi z zespołem, potem były mecze w rezerwach. Słowak znalazł się nawet dwukrotnie w meczowej kadrze, ale ostatecznie na murawie się nie pojawił. – Nie mam żalu do trenera Valdasa Ivanauskasa. Czułem się na siłach, aby wejść na boisko, ale trener podjął taką, a nie inną decyzję i musiałem ją uszanować. Szkoda, że nie było mi dane jak do tej pory zagrać w ekstraklasie, ale do nikogo nie mam o to pretensji. Wiadomo w jakiej sytuacji był zespół, cały czas była twarda walka o utrzymanie, a ja bardzo długo nie grałem. Pewnie, że mogłem wejść symbolicznie na kilka minut w ostatnim meczu, ale w sumie co by to zmieniło? Było, minęło, trzeba patrzeć w przyszłość – podkreśla Pribula, który w budowanym na nowy sezon zespole uchodzi za gracza z najdłuższym stażem.

Przypomnijmy, że Słowak jest graczem Zagłębia od początku sezonu 2015/2016. – Z tamtego sezonu w kadrze jest jeszcze Dawid Ryndak, ale on w międzyczasie grał w innych klubach. Do niedawna był Żarko Udoviczić. Wraca jeszcze Konrad Budek. Tworzy się nowy team, ale to normalne w takich sytuacjach. Jest nowy trener, czas na nowe rozdanie. Osobiście będę robił wszystko aby wywalczyć miejsce w zespole i pokazać, że jeszcze mogę się Zagłębiu przydać. Na pewno głód piłki ligowej jest spory. Na początku cieszyły mecze w rezerwach, ale chciałbym już zagrać ligowy bój na wyższym poziomie rozgrywkowym. Jedyne marzenie na teraz to pełnia zdrowia – mówi Pribula, który do tej pory rozegrał w Zagłębiu 60 ligowych spotkań, w których zdobył 17 bramek.

Gdyby nie kontuzje, w hierarchii obcokrajowców w barwach Zagłębia byłby zapewne jeszcze wyżej. Więcej bramek na koncie mają jedynie Vamara Sanogo i Hadis Zubanović, a pod względem ilości ligowych spotkań Słowaka wyprzedzają jedynie Dzenan Hosić, Vladimir Bednar, Żarko Udoviczić, Jovan Ninković i Sanogo.

 

Na zdjęciu: Martin Pribula (na pierwszym planie) nie może się już doczekać poważnego grania.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ