Ze Skórasiem, bez trenera

W ostatnim tygodniu z Poznania napływały ciekawe wiadomości.


Trener John van den Brom na nudę w tym sezonie narzekać na pewno nie może. Dowodem niech będzie fakt, że w ostatniej kolejce – w zremisowanym spotkaniu z Radomiakiem 1:1 – poprowadził Lecha już po raz 50.! Oczywiście, wprawne oko zauważy, że „Kolejorz” zagrał w tym sezonie 51 meczów, ale w jednym holenderskiego szkoleniowca zabrakło: jesienią z Rakowem, gdy był zawieszony za… cztery żółte kartki.

Spore zainteresowanie

To nie była jedyna pauza van den Broma w bieżących rozgrywkach, bo i teraz trener ustępujących mistrzów Polski musi cierpieć zawieszenie. To skutek jego zachowania w Radomiu, kiedy miał ogromne pretensje do sędziów i ich decyzji, dał się ponieść emocjom i zaszarżował w stronę arbitra technicznego. Za swoje nerwy został wówczas napomniany czerwoną kartką, a Komisja Ligi postanowiła, że nie będzie mógł być obecny na ławce swojego zespołu w trakcie dwóch kolejnych meczów. Oba Lech zagra u siebie – w niedzielę z Górnikiem, a za tydzień z Cracovią.

Tym jednak nikt specjalnie się w Poznaniu nie przejmuje. Van den Brom co prawda będzie musiał zapłacić jeszcze karę w wysokości 5 tysięcy złotych, ale akurat na pieniądze Lech nie może narzekać. Nie dość, że zarobił za swoje kapitalne występy w Lidze Konferencji, to w dodatku potwierdził też sprzedaż Michała Skórasia do Club Brugge za 6 mln euro, co w przypadku aktywacji bonusów może wzrosnąć o kolejny milion lub dwa.

– Po świetnych naszych występach w Europie było sporo klubów zainteresowanych Michałem i od jakiegoś czasu stało się jasne, że po zakończeniu rozgrywek podejmie nowe wyzwanie. U nas osiągnął właściwie wszystko: wywalczył mistrzostwo Polski, dotarł z klubem do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy, zadebiutował w reprezentacji Polski i pojechał na mundial. Rozegrał ponad 100 spotkań w pierwszej drużynie, więc ma już niezbędne doświadczenie – mówił prezes „Kolejorza” Piotr Rutkowski.

Jeden z liderów

Pochodzącemu z Jastrzębia Zdroju skrzydłowemu zostało jeszcze 5 meczów na pożegnanie się z Lechem. Jego barwy reprezentuje od początku 2015 roku, a w międzyczasie był wypożyczany na ogranie się do Bruk-Betu oraz… znacznie słabszego niż dzisiaj Rakowa. W poprzednich sezonach nie zawsze był czołową postacią drużyny. W ubiegłych rozgrywkach znajdował się w cieniu młodszego Jakuba Kamińskiego, a gdy zniknął jego status młodzieżowca, obawiano się o jego postawę – i niepotrzebnie. Skóraś stał się jednym z liderów zespołu, w efekcie czego razem z Joelem Pereirą rozegrał najwięcej spotkań w tym sezonie (obaj po 48), a także zanotował czwarty najlepszy wynik minutowy (nie wliczając czasu doliczonego), po Filipie Bednarku, Pereirze oraz Jesperze Karlstroemie.

– Cieszę się, że odchodzę z Lecha z mistrzostwem Polski na koncie, bo nie każdy może pochwalić się takim osiągnięciem – przyznał Michał Skóraś.

– Tak samo mają się rzeczy z niesamowitą przygodą w Europie, którą wszyscy przeżyliśmy w ostatnich miesiącach. Poprzedni sezon za trenera Macieja Skorży był dla mnie niezapomniany, bo potrafił on zaszczepić we mnie wielką cierpliwość. Wiedziałem, że nie wszystko można mieć od razu, że trzeba na to ciężko zapracować. Za każdym razem, kiedy siedzimy teraz z chłopakami i wspominamy tamte czasy, jestem im ogromnie wdzięczny za okazane wtedy wsparcie – powiedział śląski skrzydłowy.

Bieżący sezon jest rzecz jasna jego najlepszym w karierze. Licząc wszystkie rozgrywki, zagrał 48 razy, zdobywając 15 bramek i 6 asyst. W poprzednich latach uzbierał 5 goli i 5 ostatnich podań w… 78 występach.


Na zdjęciu: Michał Skóraś ma jeszcze 5 spotkań, aby pożegnać się należycie z Lechem Poznań.
Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus