Babskim okiem. Tradycja zobowiązuje

Któż z nas nie pamięta słynnej przed laty piosenki Maryli Rodowicz o tym, jak to księżniczka Anna znów spadła z konia?


Z tym spadaniem to była lekka przesada, ale dobrze i zabawnie brzmiało. Anna, córka królowej Elżbiety II i jej męża Filipa, księcia Edynburga, znakomicie przecież jeździła konno i w tej sportowej specjalności reprezentowała swój kraj na największych światowych imprezach, z igrzyskami olimpijskimi włącznie.

Królewskie pasje sportowe bywają różne. Znanym bobsleistą – i też olimpijczykiem – był książę Monako Albert II, na listach startowych figurujący pod rodowym nazwiskiem Grimaldi. I nikogo już nie dziwi fakt, że w Igrzyskach Azjatyckich, w wyścigu terenowym jeźdźców, całe podium zajmują arabscy książęta.


Czytaj jeszcze: Babskim okiem. Kogel mogel

Ostatnio zaś do królewskiego grona znanych sportowców dołączyła norweska księżniczka, 16-letnia Ingrid Aleksandra, zostając surfingową mistrzynią swego kraju w klasie juniorek. Trudno się dziwić, że i ona kocha sport. Urodziła się przecież i wychowała w bardzo usportowionej rodzinie… Młodziutka księżniczka poczynała sobie bardzo dzielnie, choć zawody odbywały się w wyjątkowo niesprzyjających warunkach atmosferycznych, przy silnym wietrze i niskiej temperaturze, na plaży Jaeren niedaleko Oslo. Do walki zagrzewała ją najmocniej królewska rodzina, czyli tata Haakon, następca tronu, i mama, księżna Mette-Marit.Księżniczka spisała się świetnie, nie dała żadnych szans rywalkom i wygrała z ogromną przewagą. Nic więc dziwnego, że norweski dwór królewski był z tego sukcesu bardzo dumny i nie omieszkał pochwalić się nim na swej oficjalnej stronie internetowej, podkreślając oczywiście, że księżniczka jest kontynuatorką sportowych tradycji tego rodu. Jej dziadek, panujący w Norwegii, 83-letni dziś Harald V, to znakomity żeglarz i trzykrotny olimpijczyk, który w czasie IO w 1964 roku w Tokio był nawet chorążym norweskiej reprezentacji. Doskonałym żeglarzem był także jej pradziadek, Olaf V, który zasłynął i z tego, że był także zapalonym narciarzem, a kilka razy wziął nawet udział w… konkursie skoków narciarskich, dając sobie całkiem nieźle radę na słynnej skoczni Holmenkollen. Na tym jeszcze nie koniec, bo jej ojciec, książę Haakon, uprawia surfing, kiting – to takie poruszanie się po wodzie na desce z pomocą latawca – i kilkakrotnie uczestniczył też w biegu na 54 kilometry, najdłuższym norweskim maratonie, jednym z najstarszych tego typu biegów na świecie. No i trudno się dziwić, że księżniczka w kraju tak kochającym sport jak Norwegia od razu stała się prawdziwą bohaterką. Wszystkie media piszą teraz o jej wielkim talencie i widzą w niej kandydatkę do medalu w czasie igrzysk w Tokio, gdzie surfing ma mieć swój olimpijski debiut. I wiele mówi się też i o tym, że –-podobnie jak jej dziadek – Ingrid Aleksandra powinna być chorążym narodowej ekipy.


Na zdjęciu: Surfing to wspaniały sport. Norweska księżniczka Ingrid Aleksandra odkryła jego uroki, zwłaszcza teraz, kiedy zaczęła wygrywać.

Fot. PressFocus.pl