Tak trudno to zrozumieć…

Fernando Santos powoływał nowe twarze, ale najwyraźniej nie miał ochoty skorzystać z ich usług. To choćby Bartosz Slisz. Po co więc selekcjoner to robił?


Niepotrzebny stał się potrzebny?

Selekcjoner polskiej reprezentacji Fernando Santos podczas swojej stosunkowo krótkiej kadencji podejmuje mniej lub bardziej zrozumiałe decyzje. Pewnym zgrzytem w decyzjach Portugalczyka są przede wszystkim wybory personalne, które uwidoczniły się podczas ostatniego zgrupowania kadry. Szczególnie razi w oczy sytuacja Pawła Wszołka. Zawodnik Legii w tym sezonie spisuje się doskonale.

Na uwagę selekcjonera z pewnością zasłużył, ale przecież początkowo Santos w ogóle nie powołał skrzydłowego. Dopiero po informacji o kontuzji Nicoli Zalewskiego został dowołany – jako jego zastępca. Początkowo Santos nie widział dla niego miejsca. Jednak to właśnie Wszołek wszedł z ławki rezerwowych, żeby odwrócić losy meczu z Wyspami Owczymi. Jest w tym oczywista niekonsekwencja.

Kolejną trudną do zrozumienia decyzją Fernando Santosa było posadzenie Pawła Dawidowicza oraz Adriana Benedyczaka na trybunach podczas rywalizacji z Farerami. Mogło się wydawać, że spotkanie ze słabszym zespołem będzie idealnym momentem by ich sprawdzić. Tak się jednak nie stało, obaj oglądali spotkanie z wysokości trybun, podczas gdy na murawie znajdował się np. Grzegorz Krychowiak, który od kilku lat nie wnosi zbyt wiele do gry reprezentacji.


Czytaj więcej: Dzieje się coś niedobrego


Slisz i turystyczny wyjazd

Zresztą defensywny pomocnik sam wystawił sobie odpowiednią recenzję swoją grą z Wyspami Owczymi. Nie będziemy się szczególnie znęcać nad nim, jednak poziom jego gry w tym meczu był niezwykle niski. Piłkarz saudyjskiego Abha Club nie radził sobie najlepiej. Mimo to selekcjoner kadry postanowił nic nie zmieniać. Po raz kolejny jego nazwisko znalazło się w wyjściowej jedenastce, tym razem na mecz z Albanią. Tymczasem na trybuny odesłany został Bartosz Slisz, wyróżniający się piłkarz warszawskiej Legii. Ten z pewnością nie obniżyłby poziomu, jeśli wystąpiłby zamiast doświadczonego 100-krotnego reprezentanta Polski.

Po co więc Fernando Santos w ogóle powołuje tych zawodników? Po co ich wpisuj, skoro później, po kilku godzinach treningów, stwierdza, że pójdą oni sobie posiedzieć razem z kibicami. Mija się to z sensem oraz jakimkolwiek długofalowym celem reprezentacji. Jeśli mamy szukać nowych zawodników, budować kadrę na lata, to po co wciąż wracamy pamięcią do tego, co kiedyś działało, zamiast poszukiwać nowych rozwiązań. Być może eliminacje to nie jest dla selekcjonera odpowiedni moment na eksperymenty w składzie. Kiedy jednak je przeprowadzać, jeśli nie podczas meczu z Wyspami Owczymi? Być może po blamażu z Mołdawią teraz polska reprezentacja musi bać się każdego kolejnego rywala. Myśląc w taki sposób, będziemy oglądać przykładowego Krychowiaka przez kolejne 10 lat.


Czytaj także: Zmiana raczej nastąpi?


Przypadek Dawidowicza (choć ten jest już znaną twarzą w kadrze), Benedyczaka i Slisza nie jest specjalnie wyjątkowy. Podobny zabieg Fernando Santos zastosował wobec Bena Ledermana. Powołał 23-latka na czerwcowe zgrupowanie tylko po to, żeby podczas meczu towarzyskiego (!) z Niemcami posadzić go na ławce i nie wpuścić choćby na minutę, a później, żeby oglądał z tego samego miejsca porażkę z Mołdawią.

Należy zadać pytanie, po co ci zawodnicy w ogóle są powoływani, skoro szkoleniowiec nie ma zamiaru zobaczyć ich umiejętności w grze o punkty. Ostatecznie, jak pokazały ostatnie rezultaty polskiej kadry, z pewnością ich obecność na murawie nie pogorszyłaby drastycznie sytuacji Polski w eliminacjach. Skoro przegrywamy „najmocniejszym” składem z Albanią, czy Mołdawią, to wynik z nieco młodszymi zawodnikami, bardziej perspektywicznymi, z pewnością nie byłby gorszy.


Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus