Bez rozgrzewki. Kiedy Bartosz zapłakał…

Przeciętny kibic żużla w Polsce, radując się po tym, jak Bartosz Zmarzlik w Toruniu sięgnął po czwarty w swojej karierze tytuł mistrza świata. Pewnie jednocześnie zadawał sobie pytanie: a co by było, gdyby nie miał on w sobie dość sił – mentalnych i wszelkich innych – by poradzić sobie ze skutkami dyskwalifikacji w Vojens. Konsekwencją mogłaby być słabsza postawa w ostatnim turnieju GP, a ostatecznie ustąpienie miejsca na najwyższym stopniu podium Szwedowi Fredrikowi Lindgrenowi?


Scenariusz mało realny, niemożliwy wręcz? A któż to wie, co się dzieje w duszy sportowca, który w pewnym momencie rywalizacji staje wobec bezradności wywołanej decyzjami sędziów i zapisami regulaminowymi? Tym bardziej poniewierającymi, im bardziej są nieżyciowe lub nawet głupie i pozwalające na rozległe (nad)interpretacje?

Trochę tak, jak – nie przymierzając – piłkarz w trakcie meczu zderza się ze źle nastawionym do niego (i całej jego drużyny) sędzią, gdyż ten jest „zmotywowany” – najczęściej finansowo – przez przeciwnika. Ileż to roboty wyciągnąć jedną, drugą czy trzecią czerwoną kartkę albo podyktować karnego z kapelusza? Niech podniesie rękę ten, kto ma ciut więcej niż 18 lat i z tym zjawiskiem w nie tak dalekiej przeszłości się nie zderzył?

Czytanie po swojemu

No więc w Vojens Zmarzlik z tym miał właśnie do czynienia – czytaniem regulaminu po swojemu. Z jakimś nieżyciowym zapisem, który trudno mieć w głowie w obliczu zbliżającej się rywalizacji. Wtedy myśli się pewnie wyłącznie o rywalach, taktyce, silniku, tudzież swoich własnych i setek tysięcy kibiców oczekiwaniach. Nie jakiejś nalepce na części sportowego stroju. Jasne, sponsor nie frajer, swoje prawa ma. Jednak karanie dyskwalifikacją za brak napisu zapachniało szalbierstwem, a w sumie grą o cudzy interes. Dodajmy, że taki akt dyskwalifikacji zdarzył się po raz pierwszy w historii GP…

Wcześniejsze pytanie o stan ducha Bartosza Zmarzlika miało uzasadnienie; acz ujrzało światło dzienne już po zawodach w Toruniu. Otóż zatelefonował on do szefa Międzynarodowej Federacji Motocyklowej (FIM), Jorge Viegasa. Nie tyle ze skargą, ile… z płaczem wywołanym właśnie przeogromnym stresem, a i poczuciem bezradności.

Decyzja podjęta?

Jak wytłumaczył Viegas w rozmowie ze Sportowymi Faktami, nic w tym przypadku nie był w stanie wskórać. Nawet specjalnie pofatygował się do Torunia (a nie do Japonii czy Portugalii, gdzie też odbywały się motocyklowe zawody). Zrobił to, by oświadczyć, że… nie zgadza się z przepisami. Zapewnił, źe „żaden zawodnik nigdy więcej nie zostanie wykluczony z walki o złoty medal z powodu niewłaściwego kombinezonu lub innej biznesowej sprawy. Decyzja w tej sprawie została już podjęta”.

Na szczęście w Toruniu sprawa rozstrzygnęła się sportowo i Zmarzlik po raz czwarty stanął na najwyższym stopniu podium. Ale czy ktoś – oprócz naszego zawodnika i oczywiście naszych kibiców – miałby kaca, gdyby tak się nie stało, gdyby to zielony stolik rozstrzygnął, komu tytuł mistrza świata przypadnie? I czy nie ośmieszyłoby to żużla?

Nie tylko tam

Skądinąd, znamy podobnego typu przypadki z innych dyscyplin. Przykładowo z tak nam bliskich skoków narciarskich, gdzie o medalach lub ich braku może zadecydować poziom zwisu materiału w kroku zawodnika czy nieznany szerszej publiczności szczegół w kształcie butów. Swoją drogą, czy z taką sama pieczołowitością przyglądają się lekkoatletyczni sędziowie sprzętowi sprinterów (sprinterek) na 100 czy 200 metrów? Kształtowi kolców lub szwów w butach? Albo ubiorowi i butom na przykład maratończyków?


Czytaj także:


Prezydent FIM wspominał również o swoich staraniach, by cykl żużlowej GP wrócił do Australii. Dodał, że ktoś tam nad tym ciężko pracuje. Najpierw warto byłoby postawić pytanie: a co się takiego stało, że ta dyscyplina, tak niegdyś w Australii popularna – z wieloma wybitnymi zawodnikami – już taka nie jest. Dodatkowo czemu tam nie biją się o organizowanie zawodów? Zresztą nie tylko tam. Bo gdzie Wielka Brytania, gdzie Skandynawia, gdzie Niemcy? Czy odpowiedź nie zawiera się po prostu w tym, że im bardziej w dyscyplinie się kombinuje, tym bardziej traci ona na znaczeniu? Jednocześnie tracąc swój globalny wymiar?

I jeszcze jedno pytanie: co byłoby z żużlem, gdyby nie Polska? Czy to nie nasz kraj – poprzez zainteresowanie, a wręcz swego rodzaju uwielbienie ze strony kibiców oraz hojność sponsorów – utrzymuje tę dyscyplinę przy życiu?


Na zdjęciu: Czwarty tytuł Zmarzlika to wielki sukces.

Fot. Marcin Karczewski/PressFocus