Trener ma wpływ

– Trener Górak pracuje jednak wiele lat i to on ma najlepszy pogląd na to, co się dzieje – mówi Dariusz Rzeźniczek


Rozmowa z Dariuszem Rzeźniczkiem, byłym zawodnikiem GKS-u Katowice i GKS-u Bełchatów.

Co u pana słychać? Jak się pan odnajduje w rzeczywistości pozasportowej?

Dariusz RZEŹNICZEK: – Pracuje w siemianowickim Domu Kultury „Chemik”. Jestem tutaj kierownikiem. Od sportu do kultury nie jest tak daleko, jak się wydaję. Jestem jeszcze związany z piłką, bo Dom Kultury Siemianowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej od 10 lat prowadzi swoją szkółkę piłkarską. Tam też jestem jednym z trenerów razem z Robertem Razakowskim, z którym znamy się jeszcze z czasów z GKS-u Katowice.

– Wspólnie prowadzimy zajęcia dla dzieci na osiedlowych boiskach, które są bezpłatne. Sądzę, że jest to fenomen w skali całego kraju, że spółdzielnia mieszkaniowa prowadzi takie zajęcia. Mieliśmy w tym roku dziesięciolecie, na które zaprosiłem Jacka Krzynówka, który się zjawił, za co mu jestem bardzo wdzięczny. Była to super sprawa dla dzieci, bo mogły go zobaczyć z bliska, porozmawiać i wziąć autograf od Jacka, którego nikomu przedstawiać nie trzeba. Był z tej okazji zorganizowany turniej.

– Zagraliśmy też jako oldboy’e mecz przeciwko chłopakom, którzy skończyli już u nas trenować, są dorośli, mają 18-19 lat. Mieli oni okazje zagrać przeciwko trenerom. Była świetna impreza. W tej rzeczywistości pozasportowej się odnalazłem, czuje się tutaj bardzo dobrze i z futbolem wciąż jestem blisko.

Bez pomysłu na grę

Rozmawiamy świeżo po spotkaniu Polska – Mołdawia, po pierwszych meczach Michała Probierza w roli selekcjonera. Widzi pan jakieś zmiany w stosunku do tego, co proponował Fernando Santos?

Dariusz RZEŹNICZEK: – Zaangażowania było więcej. To tyle. Jeśli chodzi o pomysł na grę – tego zdecydowanie brakowało.

Widoczne zmiany, to te personalne. Selekcjoner postanowił dać szansę kilku nowym zawodnikom.

Dariusz RZEŹNICZEK: – To nie jest dobry okres na roszady. Jak nie dostaniemy się na Euro, to wtedy można dokonywać zmian, cudów. Tak jak trener Nawałka, który sprawdzał kilkudziesięciu zawodników na początku kadencji w meczach towarzyskich. Wszyscy wtedy sceptycznie na to patrzyli, a potem w perspektywie czasu przyniosło to efekt, bo był przegląd zawodników. Później, jak zostało tych zawodników dwudziestu kilku, to w tej grupie selekcjoner się obracał.

Dariusz Rzeźniczek

Czy problemem jest to, że w kalendarzu reprezentacyjnym brakuje meczów towarzyskich?

Dariusz RZEŹNICZEK: – Tak, choć z drugiej strony… Nigdy nie podchodziło się do takich sparingów ze stuprocentową motywacją. Myślało się, że trener kogoś sprawdzi, ale skład i tak pozostanie niezmieniony. Takie było podejście. Nawet w klubach. Oczywiście, jak graliśmy mecz towarzyski z Legią, to z zasady byliśmy mocno zaangażowani. Jednak jak gra się ze słabszymi przeciwnikami, to te zaangażowanie jest mniejsze.

To był zaszczyt

Pan w reprezentacji rozegrał dwa spotkania – z Cyprem w 1996 (2:2) oraz z Litwą w 1997 (0:0). W pierwszym z nich zaliczył pan nawet asystę przy golu Krzysztofa Warzychy. Jak pan wspomina te mecze?

Dariusz RZEŹNICZEK: – Powiem szczerze, tego z Litwą nawet nie pamiętam (śmiech!). Ten z Cyprem zapadł mi jednak w pamięć. Zagrałem całe spotkanie, był to debiut, więc dobrze to pamiętam. Był to dla mnie zaszczyt, żeby zagrać w reprezentacji, żeby zagrać z Krzysztofem Warzychą, który na tamte czasy był gwiazdą kadry. To było miłe i pamiętam, że po tym meczu miałem ciemno przed oczami. Nie dość, że wystąpiłem przed własną publicznością w Bełchatowie, to dałem z siebie wszystko.

Wydawało się, ze spotkanie z Cyprem może otworzyć panu drzwi do reprezentacji. Co spowodowało, że licznik meczów w kadrze zatrzymał się na dwóch?

Dariusz RZEŹNICZEK: – Z perspektywy czasu – może gdybym zagrał w kolejnym po meczu z Cyprem spotkaniu z Niemcami, byłoby inaczej. Po moim debiucie trener Piechniczek faktycznie był ze mnie zadowolony. To miał być jednorazowy występ. Razem z Jackiem Berensztajnem zostaliśmy dokooptowani do reprezentacji, bo było jakieś zamieszanie związane z zawodnikami, którzy nie przyjechali zza granicy.

– Było to awaryjne dowołanie do reprezentacji, ale na tyle trener Piechniczek był zadowolony z naszej gry, że zabrał nas na zgrupowanie do Wisły przed meczem z Niemcami. Po cichu liczyłem na to, że po tym nie najgorszym występie z Cyprem, dostanę swoje minuty. Stało się inaczej i później pojechaliśmy na jeszcze jedno zgrupowanie do Ajia Napy, gdzie odbyło się kilka meczów, w tym ten z Litwą. Tam dostałem jeszcze 45 minut i przygoda z reprezentacją się zakończyła.

Gracze doświadczeni

Dużo dzieje się nie tylko w reprezentacji, ale również w pana byłym klubie, w GKS-ie Katowice. Czy obserwuje pan na bieżąco to, co dzieje się przy Bukowej?

Dariusz RZEŹNICZEK: – Nie jestem bardzo blisko, ale śledzę to, co się dzieje i to, jak rośnie nowy stadion. Byłem 2 lata temu na rozdaniu „Złotych Buków”. Dostałem też zaproszenie na zeszłoroczne, ale nie mogłem się pojawić. Jednak kontakt z GKS-em jest i mam nadzieję, że jeszcze w przyszłości będzie. Na pewno miło wspominam czas w Katowicach i w Bełchatowie, bo to był mój najlepszy okres, jeśli chodzi o lata piłkarskie.

GieKSa dobrze rozpoczęła sezon, pojawiły się po raz kolejny nadzieje na awans. Teraz jednak przyszedł okres suszy i sytuacja katowiczan już nie jest tak kolorowa. Co się musi stać, żeby w końcu kibice z Katowic cieszyli się z awansu?

Dariusz RZEŹNICZEK: – Patrząc z mojej perspektywy, jak my robiliśmy awans z drużyną z Bełchatowa, w naszej drużynie było kilku zawodników z przeszłością ekstraklasową. To nie byli zawodnicy, którzy grali po drugich, trzecich ligach, tylko mieliśmy grupę graczy doświadczonych z gry na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, którzy stanowili trzon drużyny. Myślę, że w GKS-ie brakuje takich zawodników, liderów, którzy zasmakowali gry w ekstraklasie, a przy okazji nie są już na tzw. „emeryturze”. To jest kwestia tego, że przydałoby się, żeby zespół miał kilku topowych zawodników z ekstraklasy, ale wiadomo, z czym to się wiąże – z pieniędzmi. Widzę to w taki sposób – awans jest niezwykle blisko, a jednocześnie bardzo daleko.

Sporo do zaoferowania

W mediach społecznościowych kibice domagają się drastycznych zmian, czyli w tym przypadku zmiany trenera. Czy to przyniosłoby jakikolwiek pozytywny skutek?

Dariusz RZEŹNICZEK: – Nie jestem aż tak blisko szatni, żeby czuć się na tyle odpowiedzialnym, żeby stwierdzić, że zmiana trenera przyniesie skutek w postaci lepszej gry. Trener Górak pracuje jednak wiele lat i to on ma najlepszy pogląd na to, co się dzieje. Sądzę, że analizuje to, co się dzieje z drużyną, jakie są problemy i jak je rozwiązać. Zmiana trenera zawsze przynosi jakiś efekt, oczywiście, ale niekoniecznie w perspektywie długofalowej. Zawsze przez pierwsze 4-5 meczów wygląda to dobrze, ale czy nowy trener będzie miał możliwości do tego, żeby zrealizować pewien cel w dłuższym okresie? Trudno mi się wypowiedzieć i nie stwierdzę jednogłośnie, czy zmiana trenera to dobra decyzja, czy zła.


Czytaj także:


Z pana doświadczenia – jak wiele w drużynie zależy od funkcji trenera?

Dariusz RZEŹNICZEK: – Myślę, że trener ma sporo do zaoferowania drużynie. Widzę to po swojej przeszłości. Niektórzy trenerzy we mnie wierzyli, stawiali na mnie, inni nie. Od trenera zależy wiele, czy da szansę jednemu, czy drugiemu zawodnikowi. Poza tym najważniejsza jest sfera mentalna, czyli to, czy szkoleniowiec potrafi zbudować odpowiednią atmosferę w drużynie. Ja miałem okresy, gdy w zespołach tworzyły się podgrupy i drużyna nie była scementowana.

– Nie było tak, że jeden za drugiego by skoczył w ogień. Były jednak też takie chwile, że trener potrafił nas wszystkich scalić w taki sposób, że jeden nie traktował drugiego jak tylko znajomego, ale czuliśmy się jednością, mieliśmy wspólny cel, byliśmy zmotywowani. Jak chodziliśmy na piwo, to nie w czterech, tylko na przykład w dwunastu. To się przekładało też na wyniki. Trener, jeśli potrafi stworzyć atmosferę, może mieć wpływ na lepsze wyniki. Jego rola nie kończy się tylko na analizie i przekazaniu informacji taktycznych.

Wciąż aktywny

Na koniec – mimo tego, że zawodowo w piłkę pan już nie gra, widać, że wciąż jest pan aktywny.

Dariusz RZEŹNICZEK: – Ja się aż tak młodo nie czuję. Jeśli teraz próbuję się ruszać, czy grać w piłkę, to organizm odmawia posłuszeństwa. Kolana, plecy, achillesy dokuczają. Staram się jednak jeździć na rowerze, czy zimą na nartach, żeby się poruszać. Gdybym tylko mógł, to na pewno bym z boiska nie schodził. Ostatnio byłem na orliku pograć, ale odczuwałem dyskomfort.

– Dlatego staram się być aktywnym głównie na rowerze – organizm wtedy mniej cierpi. Jeśli chodzi o granie w piłkę – mając 43 lata, byłem jeszcze zawodnikiem w Spójni Osiek-Zimnodół-Zawada. Jeździliśmy tam w pięciu, m.in. z Danielem Tukajem, który był wcześniej w Ruchu Chorzów, a znaliśmy się ze Śląska Świętochłowice. Graliśmy tam parę lat. Gdyby mi zdrowie pozwoliło, amatorsko może pograłbym jeszcze dłużej. Ciągnęło mnie na boisko, sprawiało mi to dużą satysfakcję.


Dariusz RZEŹNICZEK

ur. 22 maja 1968 r.

  • Mecze/gole w ekstraklasie: 197/5
  • Kluby w ekstraklasie: GKS Katowice (110 występów), Śląsk Wrocław (7 występów), GKS Bełchatów (80 występów)
  • Sukcesy w ekstraklasie (ówczesnej I lidze): Puchar Polski (1991), Superpuchar Polski (1991), 4 x wicemistrzostwo Polski (1987/88, 1988/89, 1991/92, 1993/94)
  • Mecze w reprezentacji: 27 sieprnia 1996 r. Polska – Cypr 2:2 – 90 minut, 14 lutego 1997 r. Litwa – Polska 0:0 – 45 minut

Na zdjęciu: Mateusz Mak miał być liderem GKS-u, jednak ostatnio nie był w stanie pomóc zespołowi.

Fot. gkskatowice.eu