Radość, łzy i niepewność. Feta Rakowa w wielu odcieniach

Feta Rakowa miała w sobie wiele emocji. Sobotnie zakończenie sezonu było momentem radości w Częstochowie, ale i głębokich przemyśleń dotyczących przyszłości nowego mistrza Polski.


Feta Rakowa miała swój urok. Częstochowa mogła świętować pierwsze mistrzostwo Polski od… co najmniej 20 lat. Wówczas w rozgrywkach żużlowych triumfował Włókniarz. Fani Rakowa czekali na ten sukces zdecydowanie dłużej. Ich historie są różne. Jedni z klubem są związani od kilku dekad, inni od kilku lat. Dla każdego z nich mistrzostwo ma jednak wyjątkowy smak.


Czytaj więcej o Rakowie:


„Medalików” coraz więcej

– Pierwszy raz na stadion Rakowa przyszedłem nie tak dawno, bo w 2017 roku. To był sezon zakończony awansem z drugiej do pierwszej ligi. Pamiętam tamten mecz, bo był jednym z niewielu przegranych w rundzie. Raków zagrał wtedy ze Stalą Stalowa Wola i dostał trzy bramki. Nie popisał się przy nich Mateusz Lis. Nie spodziewałem się, że po sześciu latach będę cieszył się z mistrzostwa Polski – mówi nam Krzysztof, jeden z kibiców spotkanych przed meczem pod stadionem. Ten należy do młodej generacji piłkarskiej. Jak sam wspominał, nikt z jego rodziny nie chodził na mecze piłkarskie. Sam zresztą był z okolic Częstochowy.

Wbrew pozorom ma to ogromny wpływ. Feta Rakowa, w kibicowskim przekazie w kraju, traktowana była prześmiewczo. Częstochowianie, w ich mniemaniu, są klubem prowincjonalnym, bez odpowiednio szerokiej grupy kibicowskiej, która nie potrafi w sposób „godny” cieszyć się z tytułu. Zapominają jednak oni o ważnym aspekcie. Raków 20 lat temu był nad przepaścią. O mały włos nie upadł. Została przy nim grupa najwierniejszych fanów, którzy pamiętają mecze na poziomie czwartej ligi.

Wielu z nich będzie ze łzami wspominać baraż o III ligę z Koszarawą Żywiec zakończony awansem po rzutach karnych. Dopiero ostatnie sukcesy powoli będą budowały koniunkturę fanowską w szerszym niż dotychczas sensie tego słowa. Powoli jest to widoczne. Przy trybunie prasowej, gdzie najczęściej przebywają zawodnicy niegrający lub kontuzjowani, pojawia się coraz więcej kibiców. Szczególnie dzieci, które mają „ogień” w oczach na widok Iviego Lopeza czy Tomasza Petraszka. Mistrzostwo Polski tylko wzmocni ten efekt.


https://twitter.com/Rakow1921/status/1662526499583303681

Feta Rakowa pełna niepokoju o przyszłość?

– To historyczny moment. Raków zdobył pierwsze, a kto wie czy nie ostatnie mistrzostwo Polski. Nie wiem, czy dożyję kolejnego – mówi z uśmiechem na ustach Paweł, inny napotkany kibic Rakowa. Ten podchodzi do tytułu częstochowian inaczej. Widać w jego oczach tak radość, jak i niepewność. Ostatnie miesiąca były trudne dla drużyny. Najpierw opuścił ją Andrzej Niewulis, jeden z kapitanów zespołu. Następnie ogłoszono zakończenie pracy w Rakowie Marka Papszuna, a także zmianę pracodawcy przez Patryka Kuna.

– O dziwo nie czuje takiej radości, jak rok temu, gdy zdobywaliśmy wicemistrzostwo i Puchar. Pewnie jest to związane ze zmianami w klubie. Wtedy byłem na fecie i patrzyłem na Marka Papszuna, mojego ulubieńca Patryka Kuna czy Andrzeja Niewulisa. Za kilka tygodni ich już w Rakowie nie będzie – dodaje zatroskany fan.

Jego największe obawy powoduje brak ciągłości szkoleniowej. Trener Papszun po siedmiu latach „wysiada z łódki”, jak to pięknie określił na konferencji prasowej przed meczem. – Boję się przyszłości. Gdy był Papszun czułem pewność, że ten projekt będzie cały czas szedł w dobrym kierunku. Teraz nie jestem o tym przekonany – kończy Paweł.

Związany na zawsze

– Gdy zaczynałem pracę w Rakowie, to miałem jeszcze bezpłatny urlop w szkole. Chciałem mieć alternatywę, bo nie było wiadomo, jak się to skończy. To była moja pierwsza praca na wyjeździe, gdzie opuściłem Warszawę. Różnie mogło się to skończyć – mówił na pomeczowej konferencji prasowej [Marek Papszun]. Ustępujący szkoleniowiec Rakowa dotarł na nią… helikopterem. Taki wygląd miał cały mecz w Częstochowie.

Zaczęło się od pamiątkowej ramy, podobnej do tej, jaką dostali odchodzący Kun oraz Sebastian Musiolik. Następnie w 7. minucie wszyscy zgromadzeni na stadionie wstali z miejsc, by podziękować szkoleniowcowi za siedem lat pracy dla Rakowa. Zwieńczeniem był przylot helikoptera. Wszystkiemu towarzyszyło wzruszenie. – Zostawiłem w klubie przez siedem lat kawał siebie. Zawsze będę już związany z Częstochową i Rakowem – mówił na konferencji wyraźnie poruszony Marek Papszun.



Boli ich „Wielki Raków”

– Gdy Raków po raz pierwszy zdobywał wicemistrzostwo Polski myślałem, że to jest jego sufit. Gdy rok później powtórzył ten sukces, można było wyczuć niedosyt. Tytuł był przecież blisko. Teraz mistrzostwo było wręcz obowiązkiem – powiedział po ostatnim meczu sezonu Iwo Mandrysz. Jest z związany z Rakowem od dekad.

Częstochowa, w pełni zasłużenie świętowała mistrzostwo Polski. Raków przebił kolejny sufit. Za kilka tygodni stanie przed arcytrudnym wyzwaniem – rozbiciem kolejnej szklanej ściany i awansem do fazy grupowej europejskich pucharów. W przypadku sukcesu zapewne wzmocni to tylko niechęć do Rakowa kibiców. Szczególnie tych z większych ośrodków piłkarskich, posiadających bardziej utytułowane zespoły. W Częstochowie niewielu się tym przejmuje. Kibiców cieszy fakt, że innych „boli Wielki Raków”.


Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.