To były nasze błędy

GKS Tychy przed meczem z GKS Katowice. Wahadłowy Marcel Błachewicz potrafi wyciągać wnioski z przegranego meczu.


Po niedzielnym meczu, w którym piłkarze GKS-u Tychy zamiast wspiąć się na szczyt I-ligowej tabeli zostali zepchnięci z pozycji wicelidera i osłabieni na kolejne spotkanie żółtymi kartkami, w ekipie trójkolorowych trwa szacowanie strat. Z szóstki zawodników napomnianych w trakcie spotkania Lechią Gdańsk Nemanja Nedić i Marcel Budnicki mający już na swoim koncie 8 „żółtek” oraz Bartosz Śpiączka po 4 „kartoniku” nie mogą zagrać w najbliższym spotkaniu tyszan z GKS-em Katowice.

Jako widzowie bój z rywalem zza miedzy będą mogli także obserwować usunięci z ławki trenerskiej trener przygotowania motorycznego Mateusz Surawiec i asystent szkoleniowca Michal Farkasz, natomiast Dariusz Banasik został „usadzony” żółtą kartką. Jeżeli do tego dodamy urazy piłkarzy z Wiktorem Żytkiem na czele to może się okazać, że do wystawienia wyjściowej jedenastki potrzebne będą eksperymenty szczególnie w linii obrony, a może także zmiana taktyki.

Nie dojeżdżaliśmy

– W spotkaniu z Lechią mieliśmy swój plan, ale mecz potoczył się inaczej – powiedział w klubowych mediach Marcel Błachewicz. – W związku z tym każdy musi spojrzeć na swoją grę, na swoje zachowanie na boisku i nie mówić, że przegraliśmy jakimś planem czy taktyką. Po prostu w pewnych momentach „nie dojeżdżamy”.

Takie postawienie sprawy przez 20-letniego wahadłowego, powoływanego do młodzieżowej reprezentacji Polski, świadczy o jego dojrzałości piłkarskiej. Kolejnym dowodem na to jest analiza przez „Błachego” najważniejszego dla rezultatu momentu tego spotkania.

Musimy grać na sto procent

– Męczymy się ponad 50 minut, żeby zdobyć bramkę wyrównującą. Potem strzelamy ją i nie wiem czy to jest rozluźnienie czy o co to tutaj chodzi. Tracimy od razu gola – dodał wychowanek Lidera Włocławek. – Dostajemy dzwona na 2:1. Nie możemy po prostu tak grać, tak robić, ponieważ nie o to w tym chodzi. My tu gramy zawsze o zwycięstwo, a tak naprawdę sami sobie utrudniamy. Ostatecznie 35 sekund po wyrównaniu tracimy bramkę i znów trzeba gonić wynik. Nie ma się co tłumaczyć, że po czwartkowym meczu z Legią mieliśmy mało czasu na regenerację.


Czytaj także:


– Owszem, było mało, aczkolwiek było bardzo dużo zmian w składzie. Było dużo zawodników, którzy byli świeży. Nie możemy w żaden sposób usprawiedliwić naszej gry tym, że ktoś tam był przemęczony. Każdy mecz musimy grać na sto procent i jeżeli ktoś nie może tyle dać prosi o zmianę, bo są inni. Więc trzeba powiedzieć jasno. Przegraliśmy. To były nasze błędy.

Nie może się to powtórzyć

Nie znaczy to jednak, że młodzieżowiec z tyskiej drużyny widział tylko minusy w grze swojego zespołu. – Myślę, że po stałych fragmentach gry byliśmy mocni, ale nie potrafiliśmy wykończyć tych sytuacji, które tworzyliśmy – zauważył piłkarz mający już za sobą 7 występów w ekstraklasie. – Mieliśmy przewagę w powietrzu dzięki czemu udało się zdobyć jedną bramkę. Może po prostu zabrakło więcej tych dośrodkowań. Musimy z tego wszystkiego wyciągnąć wnioski i nie może się to powtórzyć jeżeli chcemy walczyć o awans.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus