„Szef” z Rudy Śląskiej

Kamil Grabara może nie zagrać w meczu przeciwko Rakowowi. Jego występ stoi pod znakiem zapytania. Mistrz Polski może „przyczynić się” do transferu golkipera jeszcze tego lata.


Niewątpliwie Kamil Grabara jest jednym z nie tylko najbardziej utalentowanych, ale również jednym z najbardziej charakterystycznych piłkarzy młodego pokolenia w Polsce. Pochodzący z Rudy Śląskiej bramkarz, który jest wychowankiem Wawelu Wirek. W trakcie juniorskiej kariery występował jeszcze w KS Stadion Śląski Chorzów i Ruchu Chorzów, w 2016 roku został zawodnikiem Liverpoolu.

Kiełbaskami w bramkarza

Zbierał zatem bramkarskie szlify na Anfield Stadium i choć nigdy nie zagrał w pierwszym zespole „The Reds”, to wiele się tam nauczył. Występował na wypożyczeniach. Dwukrotnie w Aarhus i raz w Huddersfield Town, aż wreszcie w 2021 roku za 3,5 mln euro trafił do FC Kopenhaga. W juniorskich i młodzieżowej reprezentacji Polski rozegrał w sumie 36 spotkań. W pierwszej drużynie narodowej, z którą był na mundialu w Katarze, ma na swoim koncie jeden występ. Nie brakuje głosów, że to właśnie on jest naturalnym następcą Wojciecha Szczęsnego.

Dziś Kamil Grabara zagra w Sosnowcu czyli niedaleko miejsca, z którego pochodzi. Zmierzy się z Rakowem Częstochowa w pierwszym meczu IV rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów. Trzeba zaznaczyć, że decyzja o tym czy zagra zostanie podjęta niedługo przed meczem. Polak nie wystąpił bowiem w ostatnim spotkaniu ligowym – Kopenhaga wygrała 2:0 z Hvidovre na wyjeździe – z powodu lekkiego urazu, którego nabawił się w poprzednim spotkaniu eliminacji LM.

Świetna postawa

Tydzień temu w Pradze Kamil Grabara był jednym z architektów awansu do decydującej fazy rywalizacji o Ligę Mistrzów. W meczu ze Spartą kilka razy świetnie interweniował i choć puścił 3 gole, to w znacznej mierze dzięki niemu Kopenhaga dotrwała do karnych, w których obronił jedną z jedenastek. Co ciekawe Polak był do konkursu dobrze przygotowany przez swój sztab, bo miał specjalnie przygotowaną… ściągę, z której korzystał i która mu pomogła. Warto również zaznaczyć, że to nie pierwsza obroniona przez Grabarę próba z 11 metrów w ważnym spotkaniu.

W zeszłym roku w meczu Ligi Mistrzów przeciwko Manchesterowi City polski Grabara zatrzymał Riyada Mahreza. Po meczu w Pradze nasz reprezentant nie gryzł się jednak w język, mówiąc o czeskich kibicach. W trakcie rzutów karnych sympatycy Sparty rzucali bowiem w niego czym popadło. – Obrzucili mnie zapalniczkami. W moją stronę poleciały również kiełbaski. Jednak nie ucierpiałem i wszystko jest w porządku. Doceniam kibiców gospodarzy, nawet jeśli zachowują się jak wiejskie głupki – nie gryzł się w język, czego zazwyczaj nie robi 24-letni bramkarz.

Jest wart miliony

W mediach o Kamilu Grabarze bywa głośno nie tylko ze względu na wyczyny boiskowe, choć i tych jest niemało. Wiosną 2022 roku ustanowił rekord duńskiej ekstraklasy pod względem liczby minut bez wpuszczonego gola. Nie dał się pokonać przez 764 minuty czyli przez ponad 12,5 godziny. Wcześniej w listopadzie 2018 roku po awansie młodzieżówki Czesława Michniewicza na Euro, wdał się w internetową przepychankę z Tomaszem Hajtą, wówczas ekspertem Polsat Sportu i padło wtedy ze strony młodego piłkarza słynne „Nie graj szefa”.


Czytaj także:


Później doszło też do wymiany zdań pomiędzy Grabarą, a innym młodym bramkarzem Radosławem Majeckim. Piłkarz z Górnego Śląska skwitował zdaniem: „Oho szefostwo jest grane”. Grabara, co nie ulega wątpliwości, jest świadomy swojej klasy sportowej. Świadoma też jej jest FC Kopenhaga. Kilka tygodni temu Polak był przymierzany do transferu do Fiorentiny, ale duński klub nie chciał go sprzedać za mniej niż 10 mln euro i nic z transakcji nie wyszło.

Paradoksalnie w tym, by jeszcze tego lata nasz reprezentant opuścił Danię pomóc może mu… Raków. „Lwy” chętniej bowiem sprzedadzą jednego ze swoich kluczowych piłkarzy, jeżeli nie dostaną się do Ligi Mistrzów.


Na zdjęciu: Kamil Grabara może nie zagrać przeciwko Rakowowi. Wart jest dziś ok. 10 mln euro. Wydaje się, że – prędzej czy później – opuści duńską ekstraklasę, by grać w lepszej lidze.

Fot. Antonio Pozo/PRESIN/PressFocus