Ich szósty raz

Kielczanie na dobre zadomowili się w czołowej czwórce Ligi Mistrzów. W kolońskiej Lanxess Arenie zagrają po raz szósty, ale tylko raz przyszło im cieszyć się ze zdobycia pucharu, co wspominane jest po dziś dzień.


2013 – Od razu podium

Drużyna grająca pod wodzą Bogdan Wenty w 1/8 finału pokonuje Pick Szeged, by w ćwierćfinale zmierzyć się z Metalurgiem Skopje. Po pełnym napięcia dwumeczu staje się pierwszym polskim klubem z awansem do Final Four Ligi Mistrzów. Wraz z nim do Kolonii jadą: Barcelona, THW Kiel, HSV Hamburg i… 800 kieleckich kibiców, którzy tworzą niesamowitą atmosferę. Wspaniały doping nie pomaga jednak pokonać ekipy z Katalonii. Porażka 23:28 nie załamuje mistrzów Polski, bo w meczu o 3. miejsce detronizują THW Kiel, zwyciężając 31:30 (19:12). Najwięcej (8) bramek w tym spotkaniu zdobywa serbski obrotowy, Rastko Stojković.

2015 – Miła powtórka

W półfinale drużynie, którą od roku prowadzi Tałant Dujszebajew, znów nie udaje się pokonać Barcelony. Mimo ambitnej postawy kielczanie przegrywają 28:33. W „małym finale” ponownie trafiają na THW Kiel, które wcześniej uległo legł MKB-MVM Veszprem 27:31. Vive Targi powtarzają osiągnięcie sprzed dwóch lat i w obecności 20 tysięcy widzów wygrywają 28:26 (12:12). Najlepszym (9 goli) strzelcem w tym spotkaniu zostaje Karol Bielecki. Olbrzymią cegłę do sukcesu dokłada Sławomir Szmal, notując 14 interwencji.

2016 – Najlepsi w Europie

Trzecia wyprawa do „katedry handballu” przynosi największy sukces. Rodzi się on w niezwykłych okolicznościach. Jest wspominany przy każdej możliwej okazji. W półfinale Vive Tauron odprawia z kwitkiem naszpikowane gwiazdami PSG 28:26, by w meczu o 1. miejsce trafić na Telekom Veszprem. Spotkanie nie układa się najlepiej. Przez długi czas górą są Węgrzy, prowadzeni przez Xaviera Sabate, obecnego szkoleniowca Orlen Wisły Płock. Kielczanom trudno jest przebijać się przez zasieki obronne i nic dziwnego, że do przerwy przegrywają 13:17, a na 10 minut przed końcem 19:28. Fani Telekomu skaczą z radości, bawią się w najlepsze i sączą piwo za piwem. Po chwili przychodzi im przecierać oczy ze zdumienia, bo mistrzowie Polski dokonują czegoś niemożliwego.

Tak bowiem należy nazwać szaleńczą pogoń i doprowadzenie do remisu. Bramkę na 29:29 zdobywa Krzysztof Lijewski, dziś II trener kielczan, a po dogrywce jest remis 35:35. O wszystkim muszą więc decydować rzuty karne, które lepiej (4:3) egzekwują zawodnicy Vive, a po trafieniu Julena Aginagalde na zwycięzców sypie się złote konfetti. Kielczanie – stając się pierwszym zespołem w historii polskiego sportu, który wygrywa Ligę Mistrzów – dokonują czegoś wielkiego. Po tym meczu decyzję o zakończeniu kariery podejmuje Grzegorz Tkaczyk.


Czytaj także:


2019 – Rywale za mocni

Po trzech latach od wielkiego triumfu kielczanie znów meldują się Lanxess Arenie. Jednak droga do niej jest znacznie wydłużona, gdyż w grupie zajmują dopiero 3. miejsce. To powoduje konieczność udziału w 1/8 i 1/4 finału, w których nie bez trudu pokonują Motor Zaporoże (33:33, 34:29) oraz PSG (34:24, 26:35). W półfinale rewanż za finał z 2016 roku bierze na nich Telkom Veszprem, zwyciężając 33:30 (13:13), a w konfrontacji o brązowy medal – mimo 10 trafień Arkadiusza Moryty i 6 Arstema Karaleka – lepsza okazuje się „Barca”, zwyciężając 40:35 (20:16). Kibice mają być prawo zawiedzeni, a obecność w „drużynie gwiazd” sezonu 2018/19 hiszpańskiego obrotowego Julena Aginagalde oraz korona króla strzelców (99 bramek) dla jego rodaka Aleksa Dujszebajewa, nie stanowią wielkiego pocieszenia.

2022 – Zabrakło niewiele

Przez fazę grupową Łomża Vive przechodzi jak burza, dokonując przy tym historycznego wyczynu, bo dwukrotnie pokonuje Barcelonę. Najpierw na jej terenie przerywa 6-letnią serię zwycięstw. Tydzień później „poprawia” to w Hali Legionów. W 1/2 finału ponownie trafia na Veszprem i staje się… jego koszmarem. Choć do przerwy przegrywa 16:18, po zmianie stron gra wręcz koncertowo i zwycięża 37:35, zapewniając sobie finał z Barceloną. Rozgrywają fantastyczne i pełne zwrotów akcji zawody, które po dogrywce kończą się remisem 32:32. W rzutach karnych lepsi okazują się Katalończycy. Nagroda MVP turnieju dla Arstema Karaleka nie jest w stanie wysuszyć łez kielczan. – Jestem z was dumny i obiecuję, że wrócimy tu za rok, żeby zdobyć ten puchar – zapowiada swym podopiecznym trener Dujszebajew. Trzymamy za słowo!


Na zdjęciu: Całusy na trofeum zdobytym przed 7 laty składają Ivan Cupić (z lewej) i .
Fot. Norbert Barczyk/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.