Komentarz „Sportu”. Licz na siebie

Nie mam żadnych wątpliwości, że po sobotniej porażce Ruchu Chorzów w Katowicach piłkarze Wisły Kraków zacierali ręce z zadowolenia.


Wynik na Bukowej szeroko bowiem otworzył przed „Białą gwiazdą” drzwi prowadzące do bezpośredniego awansu do ekstraklasy. Ale najwidoczniej podopieczni Radosława Sobolewskiego nie znają maksymy „Umiesz liczyć, licz na siebie”, bo w niedzielę opuszczali boisko ze spuszczonymi głowami. Może ekipa z Reymonta w niedzielne popołudnie nie była pogrążona w czarnej rozpaczy, ale wiślacy przypominali psa, któremu odmówiono spaceru.

Faworyzowanej Wiśle na nosie zagrała drużyna dowodzona przez Marcina Malinowskiego, czyli najlepszego kumpla drugiego trenera „Niebieskich” Jana Wosia oraz dobrego znajomego głównego coacha, Jarosława Skrobacza. Czy otrzyma od nich – oprócz dobrego słowa i pisemnej pochwały – jeszcze jakiś dowód wdzięczności? Być może, chociaż batalia o promocję do PKO BP Ekstraklasy jeszcze nie została zakończona.


Czytaj jeszcze w kategorii FELIETONY:


Za plecami piłkarzy Ruchu czają się bowiem „Słoniki” z Niecieczy, którym najbardziej odpowiada rola drapieżnika tropiącego kulejącą zwierzynę. Chcąc zachować fotel wicelidera do samej mety, jedenastka z Cichej musi zagrać w ostatniej kolejce o niebo lepiej niż przeciwko GKS-owi Katowice. Posypanie się brokatem nie wystarczy, by błyszczeć w potyczce z GKS-em Tychy.


Fot. Marcin Bulanda/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.