Ligowiec. Miłośnicy „grzybobrania”

Bez dwóch zdań, na pierwszy plan w minionej kolejce wysunęły się gole strzelone przez Macieja Gajosa i Jesusa Imaza z kilkudziesięciu metrów.


Obu strzelców należy pochwalić nie tylko za celne oko (nogę), ale przede wszystkim za podjęcie ryzykownej decyzji. Rzadkiej urody było przede wszystkim trafienie pomocnika Lechii Gdańsk, który sprzedał loba bramkarzowi Legii Warszawa Kacprowi Tobiaszowi, uderzając zza koła na własnej połowie! Nie zauważyłem, żeby po tej akcji golkiper stołecznej jedenastki do piłkarzy i kibiców Lechii szczerzył zęby jak szop, jak to miało miejsce w finale Pucharu Polski z Rakowem Częstochowa.


Czytaj także w kategorii FELIETONY:


Nawiasem mówiąc cały czas zastanawiam się, jakie było uzasadnienie „wycieczek” urządzonych sobie przez Tobiasza i bramkarza Cracovii, Lukasza Hroszszo? Wybrali się na grzyby? Nie kupuję tłumaczenia z telewizyjnego studia, że dalekie wyjścia bramkarzy przynoszą więcej korzyści niż „defektów”, a stracone gole są dopuszczalnym ryzykiem. No to wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, bo wstyd pozostanie na długo, zwłaszcza w pamięci kibiców.

Wrażenie robi imponująca seria zwycięstw zabrzańskiego Górnika. Wygrać sześć potyczek ligowych z rzędu to nie pryszcz. Wyczyn tym bardziej godny jest podkreślenia, że poprzednio taka sztuka udała się zabrzanom przed… 36 laty, gdy obecny szkoleniowiec Jan Urban był jednym z wodzirejów w ówczesnej drużynie z Roosevelta. Pochwał i komplementów nie powinien zmącić nawet błąd sędziego Tomasza Kwiatkowskiego, który „okradł” gości z ewidentnego rzutu karnego. „Jedenastka” należała się Pogoni jak psu miska. Nie przesądzam, że wówczas „portowcy” wywieźliby z Zabrza komplet punktów, bo karnego trzeba jeszcze wykorzystać, ale drobny zgrzyt pozostał.

Dobre słowo należy się gdańskiej Lechii, która regularnie przyjmowała ciosy „z liścia” i… nadstawiała drugi policzek. Teraz żegnający się z ekstraklasą gdańszczanie utarli nosa wicemistrzom Polski i błagam tylko, by nie tłumaczyć zespołu Kosty Runjaicia brakiem motywacji. To kiedy ją będą mieli, gdy na ich drodze stanie Barcelona, Real Madryt, czy Manchester City? Żeby mieć szansę gry z takimi tuzami, trzeba być najlepszą ekipą we własnym kraju. A postawa Lechii jako żywo przypomniała mi zachowanie francuskiego generała z epoki Napoleona Bonaparte, Pierre’a Jacquesa Etienne’a Cambronne’a, który podczas bitwy pod Waterloo na wezwanie Brytyjczyków do poddania się odpowiedział: „Gwardia umiera, ale nie poddaje się”.

To żaden koniunkturalizm, ale na laurkę w moich oczach zasłużył również ukraiński pomocnik, Władysław Koczerhin, zakładający koszulkę Rakowa Częstochowa. Pochodzący z Odessy piłkarz dwoma golami strzelonymi w wyjazdowym meczu z Wisłą Płock za jednym zamachem upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie tylko zadał kłam spiskowej teorii, że świeżo upieczony mistrz Polski ordynarnie „podłożył się” walczącym o utrzymanie w ekstraklasie „Nafciarzom”, ale również udowodnił, że jest wartościowym i przydatnym zawodnikiem, również w perspektywie przyszłego sezonu.


Na zdjęciu: Maciej Gajos dał radość kibicom, ale sezon jego klubu uwieńczony został degradacją.

Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.