„Propozycja z Ruchu Chorzów była dla mnie zaszczytem. A sama nazwa klubu stanowi magnes”

Znamy już niemal cały skład III grupy III ligi na sezon 2019/20. Jakie nasuwają się panu refleksje?
Krzysztof GÓRECKO: Że będzie to najsilniejsza trzecia liga w historii tych rozgrywek w Polsce. Nie grzebałem w przeszłości, ale nie wydaje mi się, aby kiedykolwiek ten poziom składał się z takich zespołów.

 

Takich, czyli jakich?
Krzysztof GÓRECKO: Nigdy wcześniej na czwartym szczeblu rozgrywkowym nie występował Ruch Chorzów. Rozwój Katowice i ROW 1964 Rybnik od lat grały w ligach centralnych i chyba już nie pamiętają, jak wygląda trzecia liga. Mamy cztery zespoły rezerw. Śląsk Wrocław, Zagłębie Lubin i Górnik Zabrze to ekstraklasa, zaś Miedź Legnica – już pierwsza liga, nad czym trochę ubolewam, bo kibicowałem jej, aby utrzymała się w elicie. Do tego grona dorzućmy stałych solidnych trzecioligowców: Ślęzę Wrocław, Rekord Bielsko-Biała, Ruch Zdzieszowice, Pniówek Pawłowice. Beniaminkiem będzie Polonia Bytom, a wiemy, że taki klub powinien funkcjonować znacznie wyżej. My jako Gwarek też stanowimy poukładaną drużynę z nieanonimowymi piłkarzami i chcemy się liczyć. Na tej podstawie stwierdzam, że trzecia liga będzie mocna jak nigdy.

 

Z drugiej strony, czy da się już teraz – jeszcze przed rozpoczęciem okresu przygotowawczego – wskazać jej faworyta?
Krzysztof GÓRECKO:  Trudno powiedzieć. Nie wiem, co będzie się działo w Chorzowie. Nie wiem nawet, jak nazwać to, co tam się stało. Trzecia liga dla klubu z takimi tradycjami to potwarz. Ruch i Górnik to liderzy w gronie najbardziej utytułowanych polskich klubów. Skoro jeden ląduje na czwartym poziomie, to jest to straszne. Jeśli tylko będzie wola, by ten klub szybko postawić na nogi i by próbował wrócić na należyte miejsce, to właśnie w nim upatruję faworyta. Jestem mieszkańcem Zabrza. Niektórzy tu może nie tyle cieszą się, co naśmiewają z Ruchu. Mówią, że rezerwy czekają wielkie derby. Pytam się wtedy: „Ludzie, a nie brakuje wam derbów w ekstraklasie?”. Jakie to było wydarzenie! Na to zawsze się czekało, stadiony były pełne, nie mówiąc już o meczach na Śląskim, na które wybierały się rzesze ludzi. Tego nam brakuje. Ruch powinien być w ekstraklasie.

Co pomyślał pan sobie, gdy „Niebiescy” ogłosili, że zorganizują test-mecz dla wszystkich chętnych zawodników?
Krzysztof GÓRECKO:  Można powiedzieć, że tonący brzytwy się chwyta… Jeśli będzie w Chorzowie wola stworzenia dobrego zespołu, to sama nazwa „Ruch” będzie stanowiła dla piłkarzy magnes. Po prostu. Doskonale wiem dziś, że jeśli inne zespoły z naszej ligi będą rywalizowały z Ruchem o tego samego zawodnika, to magia Ruchu będzie go pchała do Chorzowa, a nie gdzieś indziej.

Naprawdę? Problemy finansowe, z jakimi zmagają się przy Cichej, to przecież nie jest wiedza tajemna.
Krzysztof GÓRECKO:  Powiem z mojego doświadczenia. Było mi dane prowadzić B-klasowe Szombierki. O transfery było do pewnego momentu – i pewnego poziomu finansowego – naprawdę łatwo. Dopóki rozbieżności finansowe nie były duże, to nie przegrywaliśmy. Swoje robiła sama nazwa, historia klubu. Przez dobrych kilka lat – może nawet i dziesięć – wszem wobec wiadomo było, że takiego bagna, jak w Polonii Bytom, nie ma nigdzie. Co okienko transferowe przychodzili tam jednak zawodnicy z umiejętnościami i nazwiskami. Ktoś mógł powiedzieć, że oni chyba są głusi, skoro nie wiedzą, co tam się dzieje. Do dziś mam znajomych – wśród trenerów i zawodników – którym Polonia zalega pieniądze. Nic do tego klubu nie mam. Gdyby grała wyżej, byłaby to korzyść dla śląskiej piłki. Ludzie zarządzający nią przez lata jednak się kompromitowali, bo inaczej tego nie można nazwać. A mimo to drużyna zawsze była kompletowana.

 

Wrócę do tego chorzowskiego test-meczu. Jako trener ocenia pan, że Ruch będzie w stanie wyłowić kogoś ciekawego?
Krzysztof GÓRECKO: Jednostki mogą się trafić. Jak najbardziej. Dwa lata temu na pierwszym treningu w Tarnowskich Górach miałem 30 nowych ludzi. Przyszli się sprawdzić. Wiem, że z pewnością podziękowałem wtedy komuś, komu nie powinienem, a po prostu się pomyliłem. Przez tydzień nie byłem w stanie dokładnie ocenić 30 zawodników. Tak się nie da, tak nie działa skauting. Zawodnika trzeba obejrzeć kilkukrotnie, najlepiej jeśli czynią to różne osoby. Jeśli się zgadzają co do wartości sportowej, wtedy można dokonać transferu. Ja działam sam, na ile tylko czas pozwala. Staram się jednak kilka razy obejrzeć kogoś w akcji, zanim zdecyduję się wykonać do takiego zawodnika telefon.

 

Odrzucił pan niedawno propozycję Ruchu. To była dla pana trudna decyzja?
Krzysztof GÓRECKO: Byłem skłonny porozmawiać; chociażby z szacunku do tak ogromnej marki, jaką jest Ruch. Takiemu klubowi nie można sobie odmówić ot tak. Do bardzo konkretnych rozmów – ujmijmy, że ostatecznych – nie doszło. Wcześniej byłem umówiony na takie ostateczne rozmowy w Tarnowskich Górach. Uprzedziłem w Chorzowie, że jeśli przedłużę kontrakt z Gwarkiem, to zadzwonię i podziękuję za złożone mi przez Ruch zapytanie. Tak też się stało. Podziękowałem za zainteresowanie zarówno osobom zarządzającym klubem, jak i stowarzyszeniu kibiców. To zaszczyt, że taki klub brał pod uwagę moją kandydaturę. Ruch to zawsze Ruch. Ileż mamy takich drużyn w Polsce?

 

Mimo wszystko z tego zaszczytu nic nie wynikło. Dlaczego?
Krzysztof GÓRECKO: Z wielu względów. Dziś wszyscy wiemy, że Ruch nie funkcjonuje tak, jak powinien. Gdyby było inaczej, to nie grałby przecież na czwartym poziomie. Nie można tu stawiać znaku równości z Gwarkiem, w którym w trzeciej lidze funkcjonuje wszystko tak, jak należy. Nie ma żadnych problemów. Jasne – można powiedzieć, że fajnie byłoby, gdyby było więcej pieniędzy, ale nie możemy narzekać. Jestem w Tarnowskich Górach już cztery lata. Powstały pewne zażyłości, dlatego gdy kończył się mój kontrakt, mówiłem wprost, że nie będzie tak, iż w przypadku oferty z innego klubu na pewno odejdę. W trakcie rundy wiosennej wiedzieliśmy, że siądziemy do stołu i będziemy dyskutować o dalszej współpracy. Szybko ustaliliśmy konkrety i porozumieliśmy się.

 

Poprzedni sezon zakończyliście na 5. miejscu. Czy w kolejnym Gwarek powalczy o drugą ligę?
Krzysztof GÓRECKO: Zawsze chcemy grać o najwyższą pulę. Podczas rozmów z prezesami powiedziałem: „Jeśli nasz zespół nie będzie w nadchodzącym sezonie gotowy do walki o awans, to spadnie”.

 

Bo?!
Krzysztof GÓRECKO: Bo tak silna jest nasza grupa III ligi! Przewiduję więc, że jeśli ktoś podejdzie do tematu na zasadzie: „zbudujemy sobie taką kadrę, byle tylko się utrzymać”, to będzie miał duży problem. Zwróćmy uwagę, że osiem razy będziemy grali… nie wiadomo z kim. Mówię o meczach z czterema zespołami rezerw. Raz możesz mieć naprzeciw siebie młodych chłopaków, których będziesz w stanie ograć, a raz – zawodników, którzy na co dzień funkcjonują i grają 2-3 szczeble wyżej. Bo akurat będzie przerwa na reprezentację, bo coś tam. Możesz wtedy przegrać i przestać się liczyć w walce o końcowy triumf. Trzeba będzie mieć szczęście. To trochę mnie wkurza, bo regulamin powinien mówić jasno, kto, kiedy i co może. Sport opiera się na idei równości. Niech każdy ma równe szanse, a wygrywa lepszy. Jeśli zespół A gra z Zagłębiem czy Górnikiem, to niech ma takie same szanse, jak zespół B. W poprzednim sezonie graliśmy z zabrzańskimi rezerwami w sobotę. Górnik swój mecz w ekstraklasie grał w piątek. Przyjechało do nas ośmiu zawodników z ekstraklasowej kadry i wyszła figa z makiem. Przegraliśmy 1:2.

 

W naszej grupie trzeciej ligi zdecydowana większość zawodników łączy grę w piłkę z pracą. Załóżmy, że w Chorzowie będzie nadal zawodowstwo. To da Ruchowi dużą przewagę?
Krzysztof GÓRECKO: Mieliśmy przykład tego w czwartej lidze. Zawodowo prowadzona jest Polonia Bytom, trenuje rano, dlatego tę czwartą ligę przeorała. My na pewno będziemy działać po staremu. Rano każdy wypełnia swoje życiowe obowiązki, a po południu spotykamy się na treningu. Dlatego muszę być człowiekiem. Nieraz widzę po chłopaku, że jest jakiś nijaki. Podchodzę wtedy i pytam, jak było w pracy. „Trenerze, dziś ciężko, sześć ton przerzuciłem, nie czuję pleców”. Wtedy muszę przymknąć oko. „Idź do masera, a potem do domu, by odpocząć” – mówię, by go nie żyłować. Drużyny trenujące zawodowo mają fizyczną przewagę. Trener pracujący z zawodnikiem, który normalnie śpi i je, może więcej wymagać. Każde zajęcia mogą być intensywniejsze i obszerniejsze.

 

Zobacz jeszcze: Rozmowa z Łukaszem Matusiakiem

Matusiak: Stać nas na walkę o wyższe cele

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ