Dopełnić formalności

Lech udał się do Kowna w dobrych nastrojach. Poznaniacy ponownie będą faworytem spotkania z Żalgirisem, który tydzień temu pokonali 3:1.


Z Wielkopolski na Litwę daleko nie ma. Zespół „Kolejorza” poleciał do Kowna bezpośrednio samolotem i po krótkiej podróży zameldował się tam wczoraj przed południem. Był więc czas na swobodne zameldowanie i na wieczorny trening na płycie stadionu im. S. Dariusa i S. Girenasa, gdzie dzisiaj o 18.00 lechici zagrają z miejscowym Żalgirisem.

Problemy z transmisją

Jak pokazał pierwszy mecz, Litwinów bać się nie należy. Nie należy ich też jednak lekceważyć, bo nawet pomimo ogólnej przewagi udało im się zdobyć w Poznaniu bramkę honorową. W tamtejszych mediach można było odczuć rozczarowanie przebiegiem spotkania, bo po Żalgirisie oczekiwano zdecydowanie więcej. Swoją wiarę fani znad Niemna upatrywali w tym, że ich drużyna znajduje się w środku sezonu rozgrywanego systemem wiosna-jesień, a Lech dopiero wystartował. Inna sprawa, że z ostatnich 9 spotkań ligowych kowieńczycy wygrali… tylko jedno.

Przeglądając litewskie media wcale nie tak łatwo trafić na jakieś wzmianki dotyczące meczu Żalgirisu z Lechem. Owszem, nazwa Żalgiris pojawiała się w nagłówkach, ale tyczyła się raczej drużyny z Wilna, tej znacznie bardziej popularnej, która w 2. rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów mierzyła się na wyjeździe z tureckim Galatasaray. Zainteresowanie spotkaniem ekipy z Kowna było znacznie mniejsze, ale to nie przeszkodziło Litwinom w próbie… uszczknięcia nieco grosza. Przez długi czas wydawało się bowiem, że transmisji z tego meczu w Polsce nie będzie. Sąsiedzi z północnego-wschodu preferowali system pay-per-view, w ramach którego każdy widz we własnym zakresie mógłby zapłacić za dostęp do transmisji (zapewne niemałą sumę). Negocjacje nie były łatwe, ale ostatecznie udało się porozumieć i spotkanie będzie pokazywane w Telewizji Publicznej.

Kamień spadł z serca

Dyspozycja piłkarzy Lecha stoi na wysokim poziomie. Klub zanotował dobre wejście w nowy sezon ekstraklasy, wygrywając dwa dotychczasowe spotkania – z Piastem Gliwice i Radomiakiem. Tym samym kontynuuje passę rozpoczętą jeszcze pod koniec poprzednich rozgrywek, dzięki czemu może pochwalić się serią 6 kolejnych zwycięstw. Co więcej, tylko gliwiczanie w tym czasie znaleźli drogę do poznańskiej bramki, w efekcie czego bilans goli wynosi aktualnie 14:1 na korzyść „Kolejorza”. Klubowy rekord wygranych wynosi 9 ligowych meczów z rzędu i w Wielkopolsce liczą, że uda się do niego dobić. Spotkanie z Żalgirisem oczywiście się do tego nie zalicza, ale pokazuje, że kowieńczycy zmierzą się z przeciwnikiem znajdującym się w znakomitej formie.

Co więcej, w Lechu cieszą się, że swój dorobek w tym sezonie otwarli napastnicy. Po golu przeciwko Radomiakowi strzelili zarówno Mikael Ishak, jak i wchodzący z ławki Filip Szymczak. Szczególnie temu pierwszemu kamień spadł z serca. Ostatnią bramkę Szwed zdobył bowiem na początku kwietnia, a później musiał pauzować z powodu problemów zdrowotnych. Teraz jest już gotowy do gry, ale wciąż widać po nim brak lekkości, która powinna pojawiać się wraz z kolejnymi występami i tygodniami.


Czytaj także:


– „Mika” strzelił i zdjął z siebie presję, bo od napastników zawsze wymaga się goli. To dla niego bardzo ważne, podobnie jak fakt, że zagrał 70 minut. Cieszę się także z bramki „Szymiego”, który również długo zmagał się z problemami zdrowotnymi, a teraz zanotował fantastyczne trafienie – skomentował występ swoich napastników trener John van den Brom.

W Poznaniu są także więcej niż zadowoleni ze swoich nowych nabytków. Dino Hotić wszedł do zespołu jak do siebie i dał się we znaki Żalgirisowi, trafiając na 1:0. Elias Andersson daje dużo nowoczesnej jakości na lewej stronie defensywy, a Miha Blażicia na środku obrony nie można się jak na razie za nic czepiać.


Na zdjęciu: Gracze Żalgirisu nie będą odpuszczać, ale ponownie to Lech wystąpi w roli faworyta.
Fot. Paweł Jaskółka/Press Focus