Gościnni u siebie

Legia Warszawa nie wygrywa na własnym stadionie i coraz trudniej ukryć ten fakt.


Świętowanie 50-lecia Żylety nie zostało ukoronowane zwycięstwem Legii z Wartą. Zespół Kosty Runjaicia tylko zremisował z poznaniakami, którzy jeszcze w pierwszej połowie wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Ostatni gwizdek w tym spotkaniu oznaczał kolejny, czwarty mecz przy Łazienkowskiej, który zakończył się stratą punktów stołecznego zespołu.

Zawiedli fanów

Pojedynek z Wartą był jednak wyjątkowy, ponieważ Legia była faworytem, a przy okazji miała za sobą wsparcie kibiców. – Kibice nie przestawali nas wspierać, gdy przegrywaliśmy. Starali się nam pomóc, byli wspaniali, bardzo to doceniam. Chcę im złożyć urodzinowe życzenia i podziękować za to, co robią. Nie jest łatwo tak wspierać drużynę, która przegrywa u siebie 0:2 – stwierdził po spotkaniu lider zespołu Josue.

Drużyna Legii doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że zawiodła oczekiwania fanów, którzy na zwycięstwo na własnym terenie czekają od września. – Dzień urodzinowy, dzień świętowania, fantastyczna atmosfera na trybunach, piękne choreografie. My niestety nie dowieźliśmy rezultatu. Nie wykorzystaliśmy szansy, aby zbliżyć się do czołówki tabeli. Jesteśmy rozczarowani i wściekli na ten wynik – powiedział trener Kosta Runjaić i dodał.

– Nie sądzę, żeby cała oprawa meczowa zestresowała lub zdekoncentrowała piłkarzy. Mamy świadomość, że było to wielkie święto naszych fanów, Żylety. Z mojego punktu widzenia cała organizacja była niesamowita, a kibice pokazali ogromną pasję. My sami mieliśmy dużo czasu, aby zdobyć bramkę na 3:2, ale tak się nie stało – zauważył szkoleniowiec. Najprawdopodobniej ma rację, gdy mówi o tym, że zespół nie był zestresowany oprawą kibicowską. W remisie z Wartą nie ma przypadku i nie chodzi o atmosferę danego spotkania, a o fakt, że Legia ma trudności ze zdobywaniem punktów w roli gospodarza.

Jaki problem?

Coś zmieniło się w trakcie sezonu. Warszawianie wygrali 5 ligowych spotkań z rzędu na obiekcie przy Łazienkowskiej, kolejno pokonując ŁKS, Ruch, Koronę, Widzewa oraz Górnika, ale od meczu z zabrzanami licznik zwycięstw u siebie się zatrzymał. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że jest to problem związany z kalendarzem, bo podopieczni trenera Runjaicia przegrywali z Rakowem, a później remisowali z Lechem. Jednak poza tymi starciami były też utraty punktów z rywalami z niższej półki, czyli ze Stalą (porażka 1:3) oraz ostatnio z Wartą. W czym więc tkwi problem?


Czytaj także:


Wydaje się, że Legia powoli może zaczynać odczuwać zmęczenie sezonem. Jako jeden z dwóch polskich klubów walczy na trzech frontach – w Lidze Konferencji Europy, Pucharze Polski oraz ekstraklasie. Na spotkania europejskich pucharów sił wystarcza. Jednak nie tak dawno pokonywali u siebie Zrinjski Mostar, ale na pojedynki w ekstraklasie być może brakuje już „pary”. Wskazuje na to również analiza tabeli. Po 9 kolejkach Legia była liderem ekstraklasy. Teraz, po 15 rozegranych spotkaniach (1 mecz zaległy), znajduje się już na 6. lokacie. Ligowa zadyszka szczęśliwie nie wpływa na to, jak zespół radzi sobie w zmaganiach LKE (Legia zajmuje 1. miejsce w grupie E z 9 punktami), ale czy to pozwala przymknąć oko na ekstraklasową niemoc u siebie?


Za karę

Blaż Kramer dostawał od Kosty Runjaicia w listopadzie parę szans. Zagrał od pierwszej minuty w spotkaniu pucharowym z GKS-em Tychy (zdobył 2 gole), podobnie w starciu ligowym z Radomiakiem. Później wchodził z ławki podczas pojedynków z Zrinjskim w Lidze Konferencji Europy oraz Lechem w ekstraklasie. Jednak w ostatniej kolejce Słoweniec nie pojawił się nawet na ławce rezerwowych.

– Są pewne zachowania, których nie akceptuję. Dlatego podjąłem decyzję, że Blaż nie pojawi się dzisiaj w kadrze. Decyzja była spowodowana konsekwencją jego zachowania. Blaż nie chciał wystąpić w meczu Legii II. Żaden zawodnik nie będzie ponad klubem – wyjaśnił po spotkaniu trener Kosta Runjaić. Najprawdopodobniej kara Kramera nie będzie trwała długo lub już się zakończyła, bo – jak stwierdził szkoleniowiec – temat jest już zamknięty.


Na zdjęciu: Na widok ostatnich wyników Legii u siebie zawodnikom pozostaje jedyni rozłożyć ręce.

Fot. Adam Starszyński/PressFocus