Łukasz Piszczek: Nie było wybitnie

Cztery pytania do Łukasza Piszczka, obrońcy LKS-u Goczałkowice po inauguracyjnym meczu ligowym ze Ślęzą Wrocław.


Jakie odczucia po inauguracji sezonu?

Łukasz PISZCZEK: – Skoro prowadzimy 1:0, przeciwnik gra w 10, a kończy się remisem, to musi być niedosyt. Wiadomo, że Ślęza to w tej lidze bardzo dobra drużyna. Chcieliśmy na tle tak mocnego rywala się sprawdzić, grać od początku w piłkę. Moment dekoncentracji, podpalenia się, sprawił, że skończyło się czerwoną kartką i musieliśmy sobie radzić w równych składach. Nie poradziliśmy sobie, bo straciliśmy bramkę na 1:1. Patrząc na przebieg spotkania myślę, że ten remis jest jak najbardziej zasłużony.

Łukaszowi Mrzykowi brakło chłodnej głowy?

Łukasz PISZCZEK: – Nie ma co ukrywać, ale takie momenty się zdarzają. Piłka nożna to emocje. Ich było dzisiaj sporo, one się udzielały. Przecież po czerwonej kartce przeciwnik przez chwilę grał w jedenastu! Sędziowie muszą sobie tego pilnować, nie my. Wiedzieliśmy, że Ślęza gra agresywnie, czekaliśmy na to, sędzia do tego dopuścił.



Nie chcę jednak broń Boże go krytykować, bo to on ustawia sobie na początku mecz. Gdy w pierwszej połowie wychodziliśmy kilka razy z kontrą, rywale szybko przerywali akcje i odbywało się to bez kartek. OK – rozumiem, początek meczu, ale przy brutalniejszych faulach trzeba reagować, by chronić zdrowie zawodników.

Jak się panu grało?

Łukasz PISZCZEK: – Pierwsze koty za płoty… Nie był to jakiś mój wybitny mecz, ale w swoich momentach, gdy trzeba było wybronić, to wybroniłem. Na pewno może być lepiej przy piłce. Ale spokojnie, wszystko przyjdzie z czasem. To taka pozycja, że do przodu się nie podłączasz. Trzeba rozgrywać, a z tym było różnie.

Czy zaskoczycie jeszcze jakimś wzmocnieniem?

Łukasz PISZCZEK: – Nie, kadrę już mamy zamkniętą.


Fot. Tomasz Kudała/PressFocus