Bez rozgrzewki. Paradoks Szczerbowskiego

Marek Szczerbowski pożegnał się z prezesurą GKS-u Katowice. Wybrałem się ja jego ostatnią konferencję prasową.


Odbyła się 25 sierpnia, niemal dokładnie w 4. rocznicę objęcia przezeń tej funkcji. Jeszcze raz przypomnę, że były to 4 lata obfite w sukcesy, jakich jego poprzednikom nie udało się osiągnąć: dwa tytuły mistrza Polski hokeistów (po 52 latach!), mistrzostwo Polski kobiet w piłce nożnej, powrót do 1. ligi piłkarzy i utrzymanie w niej pozycji, choć oczywiście nie bez trudu. Wreszcie – rosnąca pozycja drużyny siatkarskiej, o co w PlusLidze z założenia łatwo być nie może. Bo w końcu to jedna z najsilniejszych lig świata.

Wychodzi z uśmiechem

To były osiągnięcia sportowe – przy tej okazji warto się przyjrzeć punktowi wyjścia w sierpniu 2019 roku – a były również inne, teoretycznie bardziej przyziemne, ale nie mniej istotne, życiowe wręcz. Otóż 25 sierpnia 2023 roku na koncie klubu było blisko 10 mln zł, a na koniec lipca 2023 klub notował zysk operacyjny w wysokości 7 mln 381 tys. zł.

Można rzec, że to sytuacja jak z marzeń (wielu klubów w Polsce i nie tylko), mógł więc też Marek Szczerbowski powiedzieć na konferencji: – Wychodzę z klubu uśmiechnięty, z poczuciem satysfakcji, że zostały zrealizowane wszystkie cele właściciela. Czyli miasta.

Wydawałoby się, że są to ostatnie okoliczności, jakie zmusiłyby kogokolwiek do rezygnacji z takiej funkcji i wszelkich owoców, jakie z jej sprawowaniem się wiążą. Sukcesy sportowe, stabilizacja finansowa, silna pozycja u właściciela, zapewne swoista… zazdrość części konkurentów, czasem pewnie i niezdrowa. Oczywiście, w życiu, a w sporcie tym bardziej, nic nie jest dane raz na zawsze, ale też jeśli wypracuje się solidne fundamenty, to można na nich wszystko budować – z optymizmem i pewnością, że obrana droga jest słuszna.

Wielki stres

Paradoks Szczerbowskiego polega na tym, że wszystko to opłacił wielkim stresem, i to nie tylko takim, który z natury rzeczy wiąże się ze sprawowaniem funkcji prezesa jakiejkolwiek instytucji, nie tylko klubu sportowego – czyli obawą o wynik sportowy i oczywiście finansowy. Mowa tu o jego konflikcie z kibicami w następstwie wydarzeń podczas meczu z Widzewem, czego następstwem był kilkumiesięczny bojkot meczów GKS- rozgrywanych na stadionie przy ul. Bukowej, nie wspominając o groźbach (również karalnych), jakie kierowano pod jego adresem. W żadnym momencie nie ukrywał, że przypłacił to depresją. – Czułem się, jakbym był liczony po ciosie – skomentował.


Czytaj także:


Mimo to nie ugiął się. Upór to zresztą swoista cecha pana Marka. Upierał się przy pewnych rozwiązaniach natury organizacyjnej – i przeprowadził je. Narzucił ścisłą kontrolę finansów – patrz wspomniane wyżej liczby (zysk, stan konta). Z uporem bronił pozycji trenera piłkarzy, Rafała Góraka, i wiele wskazuje, że prowadzona przezeń drużyna powoli dojrzewa. Czy do ekstraklasy? Ba, „to tylko sport”. Drużynę siatkarzy powierzył wiernemu pracownikowi GKS-u Grzegorzowi Słabemu, siatkarskiej sekcji dyrektoruje Jakub Bochenek, też na swój sposób wychowanek klubu i… „Sportu”. Drużynę piłkarek nożnych prowadzi związana z nią od lat Karolina Koch… A takich – jak to określił Szczerbowski – wewnętrznych awansów było w klubie więcej. Efekty pracy tych „swoich” ludzi widoczne są gołym okiem.

„Na około”

Padło podczas wspomnianej konferencji pytanie, czy wobec tego nie żałuje, że podjął decyzję o rezygnacji z funkcji prezesa. Odparł trochę „na około”: – Pokusa pozostania jest, ale trzeba dotrzymać słowa i dziś się żegnam. Cieszę się, że w takiej atmosferze.

Zasadne było więc i kolejne pytanie; o to, czy zobaczymy go w takiej właśnie roli w innym klubie. Odpowiedź konkretna znów nie padła, ale też nie było w niej zaprzeczenia. Trzeba wobec tego przyjąć (mówiąc enigmatycznym językiem piłkarzy i ich menedżerów), że „są zapytania”, ale nie ma żadnych szczegółów.

Można przyjąć, że na prezesowskim rynku takich postaci – a tym bardziej postaci skutecznych sportowo, organizacyjnie i finansowo – nie jest wiele, zapewne wręcz jak na lekarstwo. I że pewnie w związku z tym propozycji będzie (jest) sporo. Ale wygra na tym tylko ten, kto Markowi Szczerbowskiemu zaufa, wesprze go ze wszystkich sił i da czas – cztery lata albo i więcej.


Na zdjęciu: Marek Szczerbowski pożegnał się…

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus