Rezygnacja w trosce o stan ducha

Było poważnie, było śmiesznie i autoironicznie, ale też niemal… irracjonalnie, gdy na zakończenie z futerału wyjęta została trąbka. Podczas brawurowego wykładu na katowickiej AWF Marek Szczerbowski zapowiedział koniec 4-letniej prezesury w GKS-ie Katowice.


Marek Szczerbowski składa wniosek o rozwiązanie za porozumieniem stron umowy z GieKSą i zakończenia swojej prezesury w wielosekcyjnym klubie z Bukowej. Zapowiedział to w piątkowe przedpołudnie podczas wykładu w auli im. Lechosława Deca na katowickiej AWF.

– Umówiliśmy się z prezydentem Marcinem Krupą cztery lata temu, że jeśli zechcę z GKS-u odejść, mam zasygnalizować tę prośbę. Kilka miesięcy temu ustaliliśmy zasady – mówił Szczerbowski, informując, że chce, by oficjalny koniec jego kadencji przypadł na 26 sierpnia – bo właśnie 26 sierpnia 2019 roku ją zaczynał.

Potrzebuje spokoju

Pytany o powody swojej decyzji, odpowiadał: – GKS Katowice rozrósł się do potężnej organizacji – dzięki zaangażowaniu władz miasta, zarówno operacyjnemu, finansowemu, jak i budowie nowego stadionu. GKS czeka wiele nowych wyzwań, one wymagają nowych decyzji, nowych działań, nowej odpowiedzialności. Boję się, że stan ducha, który mam dziś bardzo dobry, może w znacznym stopniu się pogorszyć. To jedyna przyczyna. Ja po prostu potrzebuję spokoju. Sukcesy sportowców są wielkie i nisko im się kłaniam, mam szacunek też do kibiców, o których zachowaniu można obecnie powiedzieć, że jest albo wzorowe, albo zbliżone do wzorowego. Kolejne wyzwania będą trudne, energii mogłoby mi zabraknąć.

Potem staję się marudny, nieprzyjemny, tego nie chcę. Wiem, że w GKS-ie nie da się nie pracować. Trzeba tam być od 8 do 16 godzin dziennie, słuchać, co mówią inni, ograniczyć albo wykluczyć środki zmieniające nastrój, być uważnym, nie kłamać. To ciężka praca. Wiem, że byłbym w stanie te warunki spełnić, ale nie wiem, jak reagowałby na to mój organizm. Życzę klubowi wszystkiego najlepszego – tłumaczył ustępujący prezes GieKSy.

200 slajdów

Jego wykład na katowickiej AWF był brawurowy, niecodzienny, w świecie piłki niespotykany. Na widowni zasiadło kilkadziesiąt osób, na czele z wiceprezydentem miasta Waldemarem Bojarunem czy prezesem PZHL Mirosławem Minkiną. Swojego szefa słuchali piłkarze GieKSy, będący tuż przed wyjazdem do Chojnic na ostatni mecz sezonu, trenerzy, działacze, zawodnicy innych sekcji, jak hokeista Grzegorz Pasiut czy siatkarz Jakub Jarosz. Wydarzenie transmitowano też w internecie, Marek Szczerbowski często mówiąc o kimś wyrażał nadzieję, że „nie ma go z nami, ale może ogląda transmisję”. Mając w tle trofea zdobyte przez klub za jego kadencji – dwa mistrzostwa oraz superpuchar hokeistów, mistrzostwo piłkarek – na rzutniku zaprezentował około 200 slajdów, podsumowując i wspominając swoją kadencję, długo opisując trudne relacje z kibicami, którzy jesienią ub. roku bojkotowali GieKSę w geście protestów przeciw jego rządom, nie chodząc na domowe mecze.

– Zaczynając pracę w GKS-ie otrzymałem informację, że wpływy z sektora gości mają trafiać do kibiców. Zapytałem, z jakiego powodu. Odpowiedzi nie dostałem, ale przekazano mi, że jeśli tego nie zrobię, to będę miał jakieś kłopoty. Może je mam, może nie mam. Dla mnie byłoby to niezgodne ze sztuką zarządzania spółką – mówił Szczerbowski, sporo czasu poświęcając na ubiegłoroczną zadymę podczas meczu z Widzewem, która okazała się przełomem. Przyznawał, że około 100 razy oglądał fragment kibicowskiego wideobloga, na którym redaktor strony gieksa.pl zarzuca mu, że – spłycając – „wychodził” zamknięcie stadionu na dodatkowe dwa mecze u wojewody. Ten fragment na wykładzie został zaprezentowany kilkukrotnie.

– Bezpieczeństwo było potężnym problemem w GKS-ie Katowice. Wiele rzeczy dzieje się w kuluarach – przekonywał Marek Szczerbowski i oznajmiał, że o jego prezesurze przy Bukowej ma powstać „bardzo poważna publikacja”.

Przygotuj się na depresję

Zwracał uwagę, że „dzięki wypowiedzeniu niekorzystnej dla klubu umowy dotyczącej używania znaku towarowego, dziś znak jest w GKS-ie i dzięki temu realizowane mogły być zadania związane z uruchomieniem sklepu internetowego”. Nawiązywał do niedawnych derbów z Ruchem Chorzów.

– Puściłem informację, że jeśli będzie spokojnie – to odejdę. W ten sposób starałem się zadbać o bezpieczeństwo. To był świetny mecz, dziękuję kibicom za zachowanie – podkreślał Marek Szczerbowski.

Długo prezentował różne komentarze, wpisy kibiców, założoną przez nich i uderzającą w niego stronę „szczerboffski”. – Mam zewidencjonowanych kilkaset komunikatów od przedstawicieli kibiców, próbujących wpływać na moje decyzje. Kilkaset! A wiedzieli, że na mnie to nie działa. Jeśli ktoś nie umie tego dźwignąć, to kupuje spokój – mówił prezes GieKSy. Pokazywał zdjęcia swojego auta z urwanym lusterkiem i naklejką z jego przekreśloną podobizną. Prezentował je też na drzwiach swojego mieszkania. Wspominał, gdy usłyszał „szykujemy dla prezesa wózek inwalidzki”.

– To był trudny moment, moja córka to przeżywała – zawieszał głos. Puścił film z „Jantoru”, na którym atakuje go kibic.

– Nie pokazuję tego jako odwet, tylko zjawisko. Czy z powodu braku „Gieksika” (klubowej maskotki – dop. red.) i marketingu mogą dziać się takie rzeczy? – pytał retorycznie.

Na jednym ze slajdów umieścił cytat: „Jeśli szukasz silnych wrażeń i dreszczu emocji, przygotuj się na depresję”.


Czytaj także:


– Miałem epizod depresyjny. To choroba cywilizacyjna, bardzo poważna, dotyczy dużej części ludzi. Poprosiłem o wsparcie, pomoc i ją otrzymałem. Dziś jestem w bardzo dobrej formie. Dziękuję mojemu psychologowi, panu Michałowi, za całe cztery lata. Wiedziałem, w co wchodzę, w którymś momencie napięcie było duże. Dziękuję też za wsparcie władzom miasta – podkreślał.

W jednym się nie zgadza

Szczerbowski zaznaczał, że z prezydentem Katowic, które są przecież właścicielem GieKSy, zgadza się w 999 na 1000 spraw. Marcin Krupa kilkukrotnie zaatakował ostatnio piłkarzy, mówiąc, że trzeba będzie wstrząsnąć drużyną, albo porównując ich do piłkarek i wskazując, że przynajmniej one „mają jaja”.

– W obszarze oceny piłkarzy mamy inne zdanie. To moi piłkarze, mój trener, mój dyrektor sportowy. To ja biorę za nich odpowiedzialność. Wiem, że w każdym meczu chcieli wygrać. To przestrzeń, w której się z panem prezydentem różnimy. Szanuję prawo do tego, by się tak wyrażał. Piłkarze, wy mnie nie zawiedliście, a w ostatnim czasie mieliście najtrudniej – zwracał się bezpośrednio do drużyny GieKSy. Omawiając osiągi poszczególnych sekcji, zatrzymał się też przy piłkarzach, którzy za jego kadencji po dwóch sezonach awansowali z drugiej do pierwszej ligi i dwukrotnie utrzymali się w niej.

– W poprzednim sezonie, weryfikując koszty funkcjonowania innych klubów w pierwszej lidze, zobaczyliśmy, w którym miejscu jesteśmy. Byliśmy wyżej niż wskazywał nasz potencjał finansowy. W drugim sezonie, w lipcu, postawiliśmy sobie na piśmie cel, by utrzymać się szybciej niż w ubiegłym. Ktoś może powiedzieć, że go nie osiągnęliśmy, bo stało się to w tej samej kolejce (32. – dop. red.), ale każdy musi sobie sam ocenić, czy to tak straszny brak realizacji celu, który ma w konsekwencji decydować o tym, że sezon był całkowicie nieudany. Ja mam w tej materii inne zdanie. Runda wiosenna nie była najlepsza, ale nie unieważnia całej pracy, jaką wykonaliśmy przez osiem rund – przekonywał Szczerbowski.

Kto odkupi akcje?

Jego następcą będzie Krzysztof Nowak, od zimy będący w klubie w roli wiceprezesa. Szczerbowski, który przez kilka najbliższych tygodni ma mu jeszcze pomagać, zdradził, że zaproponował swojemu następcy wykup… akcji spółki.

– Kupiłem je po to, by zarobić. Wiedząc, że jestem członkiem zarządu, który zarządza dobrze, byłem pewny, że zarobię. Publicznie mówię, że teraz sprzedam je każdemu, kto zechce je nabyć. Może stowarzyszenie kibiców… Co to za problem, wartość tych akcji to 400 tysięcy złotych, to nie jest duży pieniądz. Czekam na oferty, kurs jest notowany na giełdzie. Gdy przychodziłem do klubu, akcja była warta 11 groszy, teraz około 19-20, a po moim odejściu, jeśli GieKSa będzie zarządzana lepiej, kurs jeszcze skoczy do góry. Sprzedam po kursie dzisiejszym – zaznaczał Szczerbowski.

Pytany o dalsze zawodowe plany, odparł, że chce pojechać do Zurychu, który dobrze kojarzy mu się dzięki występom hokejowej GieKSy w Lidze Mistrzów, bo „tam się oddycha”.

– Gdy wrócę, chciałbym nauczyć się grać na trąbce. Nie umiem, ani jednej nuty nie zagrałem – Szczerbowski wyjął trąbkę z futerału, a z głośników popłynęły charakterystyczne dźwięki „Niepokonanych” Perfectu…


Na zdjęciu: Cokolwiek powiedzieć, okres prezesury Marka Szczerbowskiego w roli prezesa GKS-u Katowice zostanie bardzo dobrze zapamiętany.
Fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.