Rok jak siedem

25 listopada minął rok Jarosława Królewskiego w roli prezesa Wisły. Jest on także większościowym właścicielem klubu.


W najnowszej historii „Białej gwiazdy” było wiele „gorących” miesięcy. Taki był też listopada 2022, gdy kilka miesięcy po spadku nie działo się dobrze ani na boisku, ani w gabinetach. Jarosław Królewski zadeklarował gotowość oddania swoich akcji, ale po kilku dniach zmienił decyzję o 180 stopni.

Na pomoc przyjacielowi

Nim przejął udziały Tomasza Jażdżyńskiego i kontroluje ponad 53. proc akcji, tymczasowo objął stanowisko prezesa po Władysławie Nowaku, a 25 listopada został na nie powołany przez radę nadzorczą. – Jeden rok w Wiśle jak siedem średnio ludzkich lat – napisał w rocznicę. Jak zaangażował się w życie Wisły? Przez przypadek. Wszyscy pamiętają przełom 2018 i 2019 roku, gdy klub o mało co nie upadł, a Królewski – wcześniej szerzej nieznany prezes firmy z sektora sztucznej inteligencji – włączył się do akcji ratowania. Chciał pomóc Rafałowi Wisłockiemu – swojemu przyjacielowi, z którym grał w piłkę w Gliniku Gorlie – który został prezesem spółki. Zainicjował zbiórkę pieniędzy na najpilniejsze potrzeby Wisły, której groziło odebranie licencji. Potem razem z Jakubem Błaszczykowskim i Jażdżyńskim pożyczyli Wiśle łącznie 4 mln zł i zaczęli budować ją po swojemu. Z niezbyt dobrym skutkiem, ponieważ w 2022 roku „Biała gwiazda” spadła z ekstraklasy, a wśród akcjonariuszy (do trio doszli jeszcze mniejsi) dochodziło do zgrzytów.

Wziął odpowiedzialność

Jaki był dla Wisły rok prezesowania Królewskiego? Jeżeli ktoś skupi się wyłącznie na wyniku sportowym, to wyjdzie mu, że słaby. Drużyna nie wygrzebała się z I ligi, choć była blisko. W tym sezonie też nie jest maszynką do wygrywania i nie ma gwarancji, że awansuje. Tymczasem każdy rok poza elitą oznacza ogromne straty. Choć klub ma ogromną bazę kibiców i sporo sponsorów, brakuje mu kilkunastu milionów złotych z tytułu gry w ekstraklasie. Kolejne sezony bez tych zastrzyków będą jeszcze trudniejsze. Zwłaszcza, że Wisła nie wydaje tylko na bieżące potrzeby.

Mniejsze lub większe pieniądze zalega około 400 kontrahentom, co w dużej mierze jest spadkiem po rządach sprzed 2019 roku. Królewskiego trzeba go docenić za odwagę, bo przejął Wisłę, gdy nikt inny się do tego nie palił. Wziął odpowiedzialność, a potem zasypywał dziurę budżetową swoimi pieniędzmi. Niedługo pewnie znów będzie musiał to zrobić.

Nierozważna komunikacja

Wiśle przydałby się inwestor, który rozwiązałby sporo z tych problemów. Blisko transakcji było w połowie tego roku, ale ostatecznie Królewski nie zdecydował się sprzedać udziałów. Szczegółów nie zdradził, jednak przekazał, że zaważyły „kluczowe drobiazgi”. Wielu kibiców tej decyzji nie zrozumiało, bo już widzieli odkręcony kurek pieniędzy ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ostatecznie fundusz przejął Lechię). W tym przypadku prezes sam sobie zaszkodził, mówić, że stuprocentowej gwarancji nie daje, ale postawiłby pieniądze, że transakcję uda się sfinalizować.


Czytaj także:


W tych tematach zrobił się ostatnio ostrożniejszy, ale wciąż przydarzają mu się niepotrzebne wpisy w internecie/ Ostatni przykład to stygmatyzowanie Filipa Rózgi z Cracovii (jednego a bohaterów afery alkoholowej w kadrze do lat 17), po juniorskich derbach. Zostawmy na boku decyzje sędziego z tamtego meczu. Królewski „wypalił” po porażce swojej drużyny 0:5, że uprawnienie Rózgi do gry w CLJ (czasowo za karę m.in. został odsunięty od treningów z seniorami) jest… patologią. Duża i niepotrzebna kontrowersja.

LICZBA

1 trenera miała Wisła w czasie roku prezesowania Jarosława Królewskiego. Choć kibice wciąż naciskają na zmianę, Radosław Sobolewski jest nie do ruszenia.


Na zdjęciu: Jarosław Królewski (z prawej) stara się mieć dobry i częsty kontakt z zawodnikami.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.