Kilka grzechów głównych

Piłkarze GKS Jastrzębie przegrali ostatni mecz ligowy z rezerwami Lecha Poznań poniekąd na własne życzenie.


Własne boisko w tym sezonie na pewno nie jest atutem piłkarzy GKS-u Jastrzębie. W sześciu spotkaniach rozegranych na Stadionie Miejskim przy ulicy Harcerskiej podopieczni Piotra Dziewickiego zdobyli tylko 8 punktów. Z dwóch potyczek wyjazdowych jastrzębianie wracali z pustymi rękami, czyli po 8 kolejkach mają tyle samo punktów.

Na ten stosunkowo skromny dorobek złożyły się dwa zwycięstwa (z Hutnikiem Kraków i Polonią Bytom), dwa remisy i dwie porażki. Tak przy okazji – w ubiegłym sezonie, gdy kibice z Jastrzębia Zdroju psioczyli na grę zespołu, którym kierował trener Grzegorz Kurdziel, ten mógł się pochwalić 12 punktami, z czego siedem wywalczył na własnym boisku w czterech spotkaniach (dwa zwycięstwa, remis i porażka).

Sędziowie do raportu

Po ostatniej „wpadce” z rezerwami Lecha Poznań trener Piotr Dziewicki nie ukrywał zdenerwowania: – Nie chciałbym mówić, że mierzyliśmy się nie tylko z Lechem II Poznań, bo wydaje mi się, że praca sędziów w tym meczu powinna być do głębokiej analizy przez odpowiednie osoby i nie będę tego komentował dalej. Przykro, że sytuacje identyczne w jedną stronę kończą się faulami i kartkami, a w drugą nie. Ale myślę, że z drugiej strony nie ma co tutaj zwalać na sędziów, chociaż to oni często, niestety, wypaczają wynik spotkania.

– Wydaje mi się, że w spotkaniu z Lechem zostaliśmy skrzywdzeni przez sędziów. Nie wiem, po co oni mają słuchawki w uszach, chyba tylko do komunikowania się, by powiedzieć, że któryś z trenerów na ławce wypowiada się w jakiś sposób, a nie do tego, by sobie pomóc. I to jest przykre. Czasami nie nadążają, nie wiem, czy nie chcą, czy z jakiegoś innego powodu. Ten mecz nie powinniśmy przegrać, powinniśmy go wygrać. Musimy zdecydowanie poprawić skuteczność. Muszę złożyć gratulacje młodemu bramkarzowi Lecha, który uchronił tak naprawdę swoją drużynę przed porażką. Cztery razy nie byliśmy w stanie dobić piłki do bramki.

Żal do kibiców

Nawiązując jeszcze o sytuacji, które miały miejsce i które wpływały na zachowania niektórych zawodników i które nie powinny się wydarzyć. Mam na myśli szczególnie Przemka Lecha, musimy nad tym bardzo mocno zastanowić się. Zawodnikom nie można odmówić, że chcieli wygrać ten mecz, że walczyli, że oddali serducho na boisku. Natomiast martwi mnie sytuacja z kibicami, kiedy my jeszcze byliśmy na murawie, naszych kibiców już nie było. Trochę jest to smutne, a potrzebujemy ich. Właśnie w tej chwili, w tym momencie ich potrzebujemy, żeby byli z nami i wsparli tych chłopaków. Bo oni tak naprawdę w tej chwili tego potrzebują, a nie wtedy, kiedy jest super i możemy się wszyscy głaskać po plecach. My byliśmy na stadionie do końca….

Spartaczona robota

Trener Dziewicki był bardzo rozgoryczony i stwierdził, że jego zespół powinien był wygrać mecz z młodzieżą Lecha (kilku zawodników grało w tym czasie jeszcze w rozmaitych reprezentacjach Polski). Nie do końca podzielam pogląd szkoleniowca, ale jedno wiem na pewno – GKS Jastrzębie przegrał to spotkanie na własne życzenie. Owszem, sędzia Szymon Łężny mylił się na potęgę. Jego asystenci Jacek Babiarz i Paweł Jałowiec w ogóle mu nie pomagali, ale to przede wszystkim piłkarze GKS-u koncertowo spartaczyli robotę.

– Przypomnę chociażby sytuację z 60 minuty, o której wspomniał trener jastrzębian. W jednej akcji jego podopieczni wykreowali na bohatera spotkania 16-letniego bramkarza lechitów, Mateusza Pruchniewskiego. Szymon Maszkowski miał obowiązek skierować futbolówkę do praktycznie pustej bramki, ale to było ponad jego możliwości i umiejętności. Wychowanek Śląska Wrocław zachował się w tej sytuacji jak na strzelnicy odpustowej, gdzie strzelało się z wiatrówki do lizaka.


Czytaj także:


Po drugie – gdyby w 87 minucie bramkarz gospodarzy Jakub Trojanowski nie popełnił błędu przy strzale z dystansu, Norbert Pacławski nie miałby okazji do dobitki. Po trzecie wreszcie – po kiego diabła Przemysław Lech po stracie pierwszego gola „nawrzucał” sędziemu i jeszcze ostentacyjnie kopnął w butelkę z wodą? W dziewięciu gra się znacznie trudniej niż w dziesięciu. Więcej grzechów nie pamiętam…

I jeszcze jedna sprawa – czy to przypadek, że w ośmiu meczach piłkarze GKS-u Jastrzębie zostali 30 razy (średnia na mecz 3,75 kartki) ukarani żółtą kartką. Dodatkowo sześciokrotnie odesłani do szatni w następstwie czerwonego kartonika. Aż taki naiwny nie jestem, by uwierzyć w spisek sędziów.


Na zdjęciu: Trener Piotr Dziewicki nie potrafił przejść do porządku dziennego nad wydarzeniami podczas meczu z rezerwami Lecha Poznań.

Fot. gksjastrzebie.com