Czas zakasać rękawy!

Po meczu Raków Częstochowa – Cracovia. Wynik sobotniego pojedynku z ekipą Jacka Zielińskiego nikogo przy Limanowskiego nie powinien dziwić.


Historia bezpośrednich starć Rakowa i Cracovii wskazywała na to, że mecz na stadionie mistrza Polski zostanie rozstrzygnięty na niekorzyść gospodarzy.

Bez pomysłu na grę

W końcu na 10 meczów ledwie dwa razy triumfowali. Boisko także udowadniało, że częstochowianie wyjątkowo z Cracovią nie lubią grać. Dobrze dysponowane „pasy” w pełni zasłużyły na trzy punkty. Szczególnie tyczy się to postawy defensywnej. Goście jednak nie mieli szczęścia i ostatecznie dwa „oczka” stracili. Jednak w tym wszystkim martwi postawa Rakowa, który kolejny raz nie miał pomysłu na realizację założeń ofensywnych, a co gorsza popełniał w defensywie kolejne błędy.

– W zbyt prosty sposób Cracovia doprowadzała do stałych fragmentów gry na naszej połowie. Wystarczały jej długie podania i stwarzała zagrożenie. W jednym przypadku, przy rzucie rożnym, wystarczyła chwila nieuwagi i straciliśmy bramkę – mówił po meczu [Dawid Szwarga], szkoleniowiec Rakowa. Nie sposób z trenerem się nie zgodzić. Kilka chwil przed bramką Benjamin Kallman doszedł do świetnej sytuacji bramkowej, którą dokumentnie zepsuł. Gdyby nie to, to nie wiadomo czy Raków mecz by chociaż zremisował.

Bez przyszłości

W wymienioną sytuację, jak i straconego gola, zamieszany był Milan Rundić. W końcu to on nie upilnował Virgila Ghity przy golu dla „pasów”. To Rundić był jednym z tych, którzy przy akcji Kallmana nie wyszedł w odpowiednim tempie, przez co pułapka ofsajdowa spełzła na niczym. 31-letni defensor nie pierwszy w tym sezonie raz pokazuje, że jego forma jest bardzo daleka od optymalnej. Dodając do tego jego notoryczne problemy ze zdrowiem jawi się on jako gracz bez większej przyszłości w zespole.

Jego niefrasobliwość kolejny w tym sezonie raz kosztowała Raków „oczka”. Gdyby był jeszcze młodszy, jak choćby Bogdan Racovitan, to takie błędy można byłoby mu wybaczyć. Niestety ale obecnie zdecydowanie odstaje od reszty zespołu i nie ma perspektywy na to, że to się zmieni. Jego umowa kończy się w czerwcu 2025 roku. Mało prawdopodobne, że zostanie przedłużona. Podobny los zapewne czeka Marcina Cebulę.

To nie jest pochwała

Z 27-latkiem jest jednak pewien problem. Ten, gdy był zdrowy potrafił odmienić obraz wielu meczów Rakowa. Podobnie było na początku sezonu. W eliminacjach do Ligi Mistrzów pokazywał się nieźle. Z czasem jednak forma spadała. Częstochowianie nadal szukają odpowiedniej dyspozycji. Podobnie zresztą jest z Cebulą, który w lidze zawodzi. I to zdecydowanie. Nie „wykręca” liczb (ostatnia asysta pod koniec września w starciu z Ruchem, bez gola w tym sezonie). Popełnia wiele błędów w ofensywie. Przegrywa wiele pojedynków jeden na jeden, nie potrafi pokonać bramkarza przeciwnika.


Czytaj także:


Patrząc na ofensywę Rakowa obecnie jest na poziomie Sonnego Kittela. A to wbrew pozorom nie jest pochwała. Obaj bardziej irytują swoją grą, niż nią zachwycają. Pozycja obu jest zresztą niepewna. Szczególnie tyczy się to Cebuli, który niedługo może za darmo zmienić pracodawcę. Ma on umowę z mistrzem Polski do końca sezonu. Gdyby jednak usiąść i przeanalizować, to połowa składu Rakowa zawodzi. Mecz z Cracovią to kolejna strata punktów. Jeżeli nic się nie zmieni, to na wiosnę częstochowianie będą walczyć raczej o „pietruszkę” niż sukcesy,

(pt)


Na zdjęciu: Co się dzieje z mistrzami Polski?

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus