Podbeskidzie. Nasz stadion, nasz charakter

Jakub Bieroński pokazał w meczu z Legią Warszawa, że Robert Kasperczyk – stawiając na niego – podjął słuszną decyzję.


O Jakubie Bierońskim, który dopiero w tym roku skończy 18 lat, w roku poprzednim mówiono już dosyć często.

– Mimo bardzo młodego wieku, jest zawodnikiem niezwykle świadomym – przekonywał Krzysztof Brede, były szkoleniowiec „górali”, który dał mu szansę na zapleczu ekstraklasy. Głośniej o tym piłkarzu zrobiło się tuż po wznowieniu rozgrywek. 17-latek, który w I lidze debiutował jeszcze w 2019 roku, jako szesnastolatek, zagrał od pierwszej minuty w starciu z Olimpią Grudziądz. Było to pierwsze spotkanie po pandemicznej przerwie, a „górale” wygrali na wyjeździe 2:1. Wynik spotkania otworzył właśnie Bieroński, który kapitalnie zachował się w sytuacji sam na sam z Łukaszem Sapelą. Położył na ziemi doświadczonego golkipera i pewnie skierował piłkę do bramki.

Początki były trudne

Pech chciał, że w tym samym spotkaniu młodzieżowiec w barwach Podbeskidzia doznał pęknięcia kości śródręcza. Uraz wprawdzie wydarzył się w pierwszej połowie, ale Bieroński zagryzł zęby i grał do 73 minuty. Później przez miesiąc pauzował. Wrócił na arcyważny mecz z Radomiakiem, popisał się w nim piękną asystą, a do końca sezonu wystąpił jeszcze dwukrotnie. W ekstraklasie zadebiutował przy pierwszej nadarzającej się okazji i trzeba przyznać, że trener Brede od razu rzucił go na głęboką wodę, bo Bieroński zagrał od pierwszej minuty starcia z Górnikiem Zabrze, przegranym przez „górali” 2:4. Młody piłkarz od razu przekonał się, jak wielka różnica dzieli najwyższe klasy rozgrywkowe w naszym kraju. Później młody zawodnik wystąpił jeszcze raz od pierwszej minuty – z Lechią Gdańk (0:4) – a pod koniec rundy trzy razy wchodził na boisko z ławki.

Nowy trener Podbeskidzia, Robert Kasperczyk, postawił na niego na inaugurację wiosny i trzeba przyznać, że wykazał się nie lada odwagą. Kibice „górali” spodziewali się raczej, że tym młodzieżowcem, który zagra od początku, będzie Maksymilian Sitek. Szkoleniowiec zdecydował jednak, kolejny raz, rzucić na głęboką wodę Bierońskiego i na pewno się nie rozczarował. Piłkarz, który… legalnie będzie mógł kupować alkohol dopiero od 18 kwietnia br., spisał się bardzo przyzwoicie. Spędził na boisku 81 minut i po meczu cieszył się ze zwycięstwa swojego zespołu. Starcie z Legią Warszawa, to – bez kwestii – najważniejszy mecz, a jakim brał udział defensywny pomocnik Podbeskidzia w swej dotychczasowej przygodzie z futbolem.

Orali resztki trawy

Jakie to było spotkanie w oczach niespełna 18-letniego zawodnika, który był najmłodszy na boisku, bo młodzieżowiec w barwach Legii, Bartosz Slisz, jest od niego aż o cztery lata starszy?

– Pewnie jest ten wynik swego rodzaju niespodzianką, ale w okresie przygotowawczym bardzo mocno pracowaliśmy i to zaprocentowało – powiedział Jakub Bieroński, który podkreślił, że kluczem do zwycięstwa z mistrzem Polski była walka od 1 do 90 minuty.

– Oraliśmy te resztki trawy, które dzisiaj były na boisku – uśmiechał się młody zawodnik Podbeskidzia.


Czytaj jeszcze: Wszyscy wygrali ten mecz

– Jesteśmy bardzo zadowoleni, że tak to się skończyło. Mam nadzieję, że kibice docenią naszą walkę. Chcieliśmy pokazać rywalowi, że to nasz stadion. Jak również ten nasz góralski charakter. Wszystkie drużyny powinny wiedzieć, że u nas nie będzie im łatwo. Jasne, że to nie był prosty mecz, ale najważniejsze, że wygraliśmy – podkreślił defensywny pomocnik Podbeskidzia.

Jakub Bieroński był jednym z tych graczy, który w środku pola – w meczu z Legią – napracował się najbardziej. Stoczył 18, najwięcej obok Mateusza Marca, pojedynków z rywalami. Wygrał 10 z nich i tylko Milan Rundić był pod tym względem skuteczniejszy. Miał także trzy udane odbiory, a pięć razy odzyskiwał piłkę. Swoją robotę wykonał zatem jak należy – na tle bardzo wymagającego przeciwnika. Na pewno dał Robertowi Kasperczykowi argumenty do tego, by nadal na niego stawiać.


Na zdjęciu: Dla niespełna 18-letniego Jakuba Bierońskiego (z lewej) występ przeciwko Legii Warszawa od pierwszej minuty to najważniejszy moment w dotychczasowej przygodzie z futbolem.

Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus