Mentalność zwycięzców!

W ważnym meczu niepoślednią rolę odegrali dwaj zmiennicy, Bartoszowie: Kurek-Bednorz przy wsparciu kolegów.


Liga Narodów: Polska – Słowenia

Biało-czerwoni na pewno zasługują na miano mistrzów tie-breaka w tegorocznej edycji Ligi Narodów. W inauguracyjnym meczu ostatniego turnieju eliminacyjnego w Pasay City na przedmieściach Manilii Polacy pokonali silny zespół Słowenii 3:2, choć już przegrywali 0:2. T już piąte zwycięstwo w takich okolicznościach! Jednak po raz kolejny wykazali się mentalnością zwycięzców i w kluczowych momentach rywale byli bezradni. Ten mecz w wykonaniu Polaków znów był niecodzienny. Ważne role odegrali dwaj zmiennicy Bartoszowie: Kurek i Bednorz przy dużym wsparciu swoich kolegów.

Trener Nikola Grbić po raz pierwszy w tej edycji LN skorzystał z siatkarzy z Kędzierzyna-Koźla. W składzie pojawili się rozgrywający Marcin Janusz, przyjmujący Aleksander Śliwka oraz atakujący Łukasz Kaczmarek. Ponadto wspierali ich Kamil Semeniuk oraz Norbert Huber do niedawna jeszcze koledzy klubowi. W roli libero wystąpił po raz pierwszy Jakub Popiwczak. Natomiast Słoweńcy w podstawowej „6” mieli trzech przyjmujących: Tine Urnauta, Żigę Sterna oraz Klemena Cebukja. Ten ostatni odgrywał rolę atakującego, choć potem wymiennie grali na tej pozycji. W trakcie pierwszego seta Śterna zmieił z dobrym skutkiem Rok Możić.

W pierwszym secie gra z jednej i drugiej strony była mocno szarpana. Największym mankamentem naszych siatkarzy były niekończące kontrataki. Słoweńcy kilka takowych wybronili, a potem sami wyprowadzali skuteczne akcje. Mimo wszystko biało-czerwoni prowadzili 11:7 i 20:16, ale rywale nie dawali za wygraną. I zbliżyli nawet na punkt (22:21), ale znów objęliśmy prowadzenie 24:21. Wydawało się, że wszystko zmierza do szczęśliwego końca.


Czytaj także:


Najpierw Popiwczak źle przyjął, a chwilę potem Śliwka wpadł siatkę. Słoweńcy wyrównali 24:24 i rozpoczęła się gra punkt za punkt. Rywale w tej części seta mieli pięć piłek setowych, zaś nasz zespół jedną. W końcu uderzyli po bloku i zdobyli zwycięski punkt. Trener Grbić miał prawo być wściekły, bo przegraliśmy tę odsłonę na własne życzenie. Tak klasowa drużyna nie może sobie pozwolić na takie straty w końcowych fragmentach gry. Najpierw Popiwczak źle przyjął, a chwilę potem Śliwka wpadł siatkę. Słoweńcy wyrównali 24:24 i rozpoczęła się gra punkt za punkt. Rywale w tej części seta mieli pięć piłek setowych, zaś nasz zespół jedną. W końcu uderzyli po bloku i zdobyli zwycięski punkt. Trener Grbić miał prawo być wściekły, bo przegraliśmy tę odsłonę na własne życzenie. Tak klasowa drużyna nie może sobie pozwolić na takie straty w końcowych fragmentach gry.

Od początku drugiej partii pojawił się Jakub Kochanowski, który zastąpił Hubera. A później, jak się okazało, rotacji w składzie było znacznie więcej. Wynikały one przede wszystkim kiepskiej postawy naszego zespołu. Przy stanie 14:18 pojawił się Kurek, zaś chwilę później Bednorz zastąpił Semeniuka. Krótko trwała wyrównana gra, a później Słoweńcy szybko wyszli na prowadzenie 13:9 i cały czas trzymali naszych siatkarzy na dystans czterech „oczek”. Wprawdzie biało-czerwoni ambitnie próbowali odrobić straty i nawet zmniejszyli do dwóch punktów. Jednak ostatnie słowo należało do Słoweńców.

W naszym zespole zmiennicy pozostali na parkiecie i gra nabrała rumieńców. A na libero pojawił się Paweł Zatorski. Poprawiło się przyjęcie (63%) i zwiększyła się moc w ataku (62% skuteczności).


Czytaj także:


A ponadto rywale popełnili więcej błędów własnych (9 – 5) i trudno się dziwić, że biało-czerwoni szybko wyszli na prowadzenie 13:9, a potem nawet zwiększyli przewagę do sześciu „oczek” (20:14). W końcowych fragmentach było trochę nerwowości, ale w sumie pewne wygrana i powracamy do gry. Nie było łatwo doprowadzić do tie-breaka. Jednak biało-czerwoni w tych w kluczowych momentach wykazali się nie tylko większą odpornością psychiczną, ale skutecznością nie tylko w ataku, ale równie w elemencie blok – obrona. Ważne punkty zdobywali Bartoszowie: Bednorz i Kurek, ale pozostali dzielnie im sekundowali. Wygrywaliśmy 19:18 oraz 22:20, ale trzy ostatnie punkty zdobyli: Śliwka, Bednorz oraz blok. A decydującej partii emocji nie brakowało i biało-czerwoni prowadzili już 6:3.

Jednak rywale nie poddali się i doprowadzili do remisu 7:7, a potem rozpoczęła się gra punkt za punkt. Przy remisie 10:10 zanotowaliśmy dwie najważniejsze akcje meczu. Kochanowski zablokował rywali, zaś Bednorz zdobył punkt atakiem. Było nerwowo, bo Kochanowski zdobył 14 pkt, a za chwilę popsuł zagrywkę. Zwycięstwo zapewnił Bednorz niezwykle efektownym atakiem.

Polska – Słowenia 3:2 (29:31, 21:25, 25:20, 25:20, 15:13)

POLSKA: Janusz, Śliwka (20), Bieniek (11), Kaczmarek (9), Semeniuk (8), Huber, Popiwczak (libero) oraz Kurek (10), Łomacz, Kochanowski (9), Bednorz (14), Zatorski (libero). Trener Nikola GRBIĆ

SŁOWENIA: Ropret (1), Urnaut (16), Pajenk (8), Cebuj (20), Śtern (4), Kozamernik (11), Kovacić (libero) oraz Możić (16), Mujanović, Planinśić (1). Trener Gheorghe CRETU.

Sędziowali: Iwajło Iwanow (Bułgaria) i Ibrahim Ismail Alblooshi (Zjednoczone Emiraty Arabskie).

Przebieg meczu

I: 10:7, 15:12, 20:16, 24:25, 29:31.

II: 8:10, 11:15, 14:20, 21:25.

III: 10:7, 15:10, 20:14, 25:20.

IV: 10:8, 15:13, 20:18, 25:20.

V: 5:3, 10:9, 15:13.

Bohater – Bartosz BEDNORZ.

Teraz przed reprezentacją dzień wolny, zaś w piątek bladym świtem (5.00) spotkanie z Brazylią.


Na zdjęciu: W meczu Polska – Słowenia, Bartosz Bednorz pojawił się na parkiecie pod koniec drugiego seta i rozegrał świetne spotkanie.
Fot. FIVB