Medalowy kwartet

Przed meczem Polska – Słowenia o finał mistrzostw Europy. Słowenia to kolejna ekipa z Bałkanów, która stoi na drodze biało-czerwonym do finału!


Polska – Słowenia i Włochy – Francja – to pary półfinałowe mistrzostwa Europy, czyli nic nowego. Takiego zestawienia spodziewało się większość ekspertów. W ćwierćfinałach najbliżej sprawienia sensacji była Holandia. Z mistrzami świata i Europy Włochami przegrała dopiero po tie-breaku.

O klasę słabsi

Biało-czerwoni z kolei doskonale zdawali sobie sprawę, że dla nich turniej rozpocznie się dopiero od ćwierćfinału. W fazie grupowej jedynie Holandia zdołała „urwać” im seta. Pozostali rywale byli przynajmniej o klasę słabsi i zgodnie przegrali po 0:3. W 1/8 finału były drobne kłopoty z Belgami, ale skończyło się na 3:1.

Ćwierćfinał to już była prawdziwa gra. Serbia wprawdzie nie prezentuje tak wysokiego poziomu jak jeszcze kilka lat temu, ale jest nieobliczalna i groźna dla każdego. Mecz, potwierdził te przypuszczenia. Trwał 130 minut, zaś sety grane na przewagi trwały po 35 i 44 min. Po takim czasie (78 min) w eliminacjach biało-czerwoni, z reguły, byli już pod prysznicem.

– Straciłem chyba pięć lat życia, ale wolę zdecydowanie wygrywać w takich okolicznościach niż łatwe 3:0 – stwierdził trener naszego zespołu Nikola Grbić, który po ostatniej, zwycięskiej piłce nabrał powietrza i z ulgą je wypuścił. – Spodziewałem się, że Serbowie zagrają na wysokim poziomie, bo przecież mają odpowiednie umiejętności, ale znani są też z waleczności. Są zwartą drużyną i w każdych okolicznościach mocno się wspierają. Wszystkie te walory potwierdzili. Jednak nasza cierpliwość została nagrodzona – dodał.

Dwa powody

Przegranej 26:28 w pierwszym secie można było uniknąć. Dwa powody sprawiły, że odsłona zakończyła się niepowodzeniem. Biało-czerwoni popełnili aż jedenaście błędów. Ponadto nasi skrzydłowi, do tej pory niezawodni Łukasz Kaczmarek i Wilfredo Leon, nie potrafili skończyć ataku w pierwszej akcji. Mocno się starali, ale nic z tego nie wychodziło. Dobrze się stało, że rozgrywający Marcin Janusz, widząc problemy na skrzydłach, szybko „uruchomił” środkowych i jako jedyni w premierowej odsłonie nie zawiedli.

Przegrana wyraźnie zmobilizowała naszych siatkarzy. W kolejnych partiach zaprezentowali się lepiej. Przede wszystkim skrzydłowi odzyskali skuteczność. Świetnie zaprezentował się Leon. Nie tylko mocno atakował, ale też raził rywali silną i precyzyjną zagrywką. Pozostali dołączyli do niego i wydawało się, że biało-czerwoni wrócili na właściwy szlak. Potwierdzeniem była łatwa wygrana druga odsłona.

Zadziorni Serbowie nie powiedzieli jednak ostatniego słowa. Podjęli wyzwanie. Wzmocnili serwis, który był kierowany w stronę Leona. Nasz przyjmujący nie radził sobie w przyjęciu i opuścił parkiet. Jego miejsce zajął Kamil Semeniuk. Gra obronna naszej ekipy zyskała na wartości. Semeniuk nie zawodził też w ataku.

– Rywale doskonale wykorzystali słabości Leona i ostatecznie „zdjęli” go z boiska – przyznał serbski szkoleniowiec. – Pojawił się „Semen”. Rywale nie wiedzieli w kogo zagrywać, a ponadto mieliśmy więcej możliwości w ataku – dodał.

Teraz w Rzymie

To był „kosmiczny” set – to ocena wszystkich obserwatorów. Polacy dopiero, bodaj po dziewiątej piłce setowej odnieśli zwycięstwo. – Dało o sobie znać nasze doświadczenie w takich trudnych i ważnych sytuacjach – podkreślał atakujący, Łukasz Kaczmarek, który po pierwszej, niemrawej odsłonie wyraźnie się rozkręcił.

– Jeszcze nigdy nie grałem w takim secie pełnym zwrotów akcji i niesłychanego napięcia – dodał Aleksander Śliwka, który skończył ważną piłkę, a potem blok przyniósł zwycięski punkt w tej niecodziennej odsłonie.

Teraz wszystkie ekipy przeniosły się do Rzymu, gdzie rozegrane zostaną decydujące spotkania. Biało-czerwoni ze Słowenią potykali się w ME cztery razy. Dwukrotnie miało to miejsce w ME 2015 w Warnie. Wtedy wygrali w grupie 3:1, ale w ćwierćfinale górą byli rywale (3:2).


Czytaj także:


Dwa lata później Słoweńcy zwyciężyli 3:0 i zakończyli udział Polaków na rundzie barażowej. Natomiast w 2019 i 2021 r. dwukrotnie wygrywali w półfinale, za każdym razem 3:1. Czas więc na wyrównanie rachunków…

W drugim półfinale, równie interesującym, mistrz olimpijski z Tokio Francja zmierzy się z aktualnymi mistrzami świata i Europy Włochami, za którymi przemawia atut własnego boiska. Dzisiaj będzie się wiele działo w Palazzeto dello Sport w Rzymie.

Półfinały – czwartek, 14 września

Polska – Słowenia (18.00)

Włochy – Francja (21.15)


Na zdjęciu: Aleksander Śliwka w kluczowych momentach imponował spokojem i skutecznością.

Fot. CEV