Komentarz „Sportu”. Takie kluby zawsze wracają…

Może zakręcić się w głowie na myśl jak niesamowitą drogę przeszedł Ruch Chorzów w ostatnich latach. Jeśli w sobotę pokona GKS Tychy, postawi ostatni krok i niespełna dwa lata od ostatniego meczu w trzeciej lidze zamelduje się w ekstraklasie.


Przed sobotnim meczem Ruchu z GKS-em Tychy mam mętlik w głowie. Może się w niej zakręcić, gdy uświadomisz sobie, jaką niesamowitą drogę przeszedł chorzowski klub w ostatnich latach – a teraz został mu do wykonania już tylko jeden krok. Trudny, na bardzo wysokim tętnie, ale tylko jeden. Tyle dzieli „Niebieskich” od trzeciego z rzędu awansu i spełnienia marzeń o powrocie do ekstraklasy.

Przekorna przepowiednia

Te wspomnienia przecież są tak świeże… „Błąd jak skur…syn” – cedzi przez zęby w stronę kolejnych zawodników „Niebieskich” sędzia Tomasz Musiał w tunelu prowadzącym na murawę stadionu w Gdyni, na którym w maju 2017 roku Ruch Chorzów spada z ekstraklasy. On wie, jak zawalił, ale tak naprawdę ręka Rafała Siemaszki, kierująca piłkę do chorzowskiej siatki – choć legendarna – była tylko symbolicznym zepchnięciem w przepaść przeciążonego problemami klubu, który przez pierwszą i drugą ligę przeleciał niczym napój przez postać kościotrupa w jakiejś kreskówce.

Wtedy, po trzech z rzędu spadkach, nie gryząc się w język byłem zdania, że ekstraklasa za mojego życia do Chorzowa już nie wróci. Oczywiście było w tym sporo przekory. Jednak im bliższa była perspektywa śledzenia upadku 14-krotnego mistrza, tym trudniej dawało się wiarę głosom, które płynęły z innych części Polski. Pamiętam taki jeden, autorstwa chyba Marka Wawrzynowskiego z „Przeglądu Sportowego”, choć mogę się mylić. „Ruch wróci, takie kluby zawsze wracają”…

Bo tu już nie ma z czego brać

Historię ostatnich czterech lat „Niebieskich” można przedstawić na wiele sposobów. W luźnej formie mogłyby to być piosenki. W 2019 roku, na początku trzecioligowej drogi, przebojem w szatni była „Pola”, a odśpiewywane przez Muńka Staszczyka słowa „Ty musisz z kolan wstać. Bo tu już nie ma z czego brać. W pociągach czujesz swąd domowej wojny” idealnie oddawały klimat zadłużonego klubu, który idąc na wymianę ciosów z akcjonariuszami postanowili bojkotować kibice.

Wtedy znikąd pojawił się wiceprezes Marcin Waszczuk. Narobił szumu, stwarzał pozory działania, wszędzie było go pełno, dyskutował z kibicami nawet za pośrednictwem ich internetowego forum. Nim zastąpił go Seweryn Siemianowski, idealnie łączący pokręcone ścieżki między miastem, kibicami a udziałowcami, to Waszczuk swoim wszędobylstwem był niczym przyrząd do wzmagania tlącego się ognia w kominku.

Niecałe cztery lata temu Ruch Chorzów grał w podokręgowym Pucharze Polski derby z… UKS-em Ruch Chorzów na ul. Lompy, bo przez moment kibice wspierali B-klasowy zespół UKS-u. Do dziś mam w głowie obrazek, gdy jechało się „Szicówą”, ulicą Styczyńskiego, w stronę tego małego lekkoatletycznego stadionu. „Aha, i tak to ma w najbliższych latach wyglądać?” – zastanawiałem się, mijając ludzi w szalikach. W okresie przygotowawczym do trzecioligowego sezonu – pierwszego w dziejach Ruchu poza szczeblem centralnym – drużyna grała sparing uświetniający 100-lecie Szombierek Bytom.

– Powoli trzeba przestawiać się na takie pikniki – rzucił wtedy z pokorą mój kolega, wielki fanatyk Ruchu, popijając piwem kawałek wuszta na trybunie „Zielonych”. Skończyło się remisem 1:1.

Plan dziesięcioletni

Z burzliwym latem 2019 kojarzy mi się jeszcze jedna scena – gdy umówiliśmy się na rozmowę w Silesii z Szymonem Michałkiem, by porozmawiać do „Sportu” o tym, dlaczego nie zdecydował się objąć stanowiska prezesa Ruchu. Siedzący obok inny z bardzo ważnych dla chorzowskiej społeczności fanatyków opowiadał mi wtedy o rozpisanym przez kibiców 10-letnim planie powrotu do ekstraklasy, który prezentowali udziałowcom. 10-letni plan. W 2019 roku. A powrót może się ziścić niespełna 4 lata po tamtej rozmowie, od której najważniejsze kwestie wcale się przecież nie zmieniły.

Ruch Chorzów nadal nie ma właściciela, a trzech 25-procentowych akcjonariuszy, z których realnym płatnikiem jest tylko miasto (o nierzucającą na kolana około 2-milionową dotację częstokroć trzeba walczyć). Klub nadal ma długi, niespłacony układ sądowy z wierzycielami. Ruch nadal nie ma nowego stadionu, a po drodze zdążył stracić nawet atut Cichej.

Przecież ostatniej zimy, w obliczu szansy na trzeci z rzędu awans, konieczność wycinki jednego z jupiterów i poszukania stadionu zastępczego to powinna być katastrofa. Ale gdy wynajęto Gliwice, gdy zastanawiano się nad pociągami, efektownymi przemarszami na stadion Piasta, przeszło mi przez głowę: „Tam przecież będzie lepiej niż na Cichej!”. Już pierwszy mecz, z Chrobrym Głogów, przyciągnął ponad 8 tysięcy ludzi. Wielu z nich było zgodnych – w Chorzowie zimą o taką frekwencję byłoby dużo trudniej.

Siła społeczności

Wyprowadzka dodatkowo podpięła kibiców pod prąd – a już wcześniej wiedzieli jak mało gdzie, że trzeba walczyć. O klub. O dotację. Także o stadion – czego świadkami jesteśmy tej wiosny. Ileż osób ujawniło się w tym trudnym „czasie odbudowy”. Bezgranicznie, bezinteresownie kochających Ruch. Ci, którzy w dobrych chwilach raczej chcieli zabierać niż dawać, dziś są na marginesie. Może kiedyś wrócą, ale póki co widoczna jest masa społeczników, którzy wzięli odpowiedzialność. Dzięki tym wszystkim ludziom Ruch – o ile to się oczywiście stanie – wróci do ekstraklasy silniejszy niż poprzednio. Ich twarzami są Szymon Michałek, wydeptujący ścieżki do premiera czy ministrów. No i Marek Godziński, jedna z ważniejszych osób w klubie, pracująca na zasadzie wolontariatu.

Nie sposób nie wspomnień o grupie historyków, wykonujących benedyktyńską pracę przy tworzeniu wielotomowej monografii Ruchu. Po godzinach, pro bono. O stowarzyszeniu Wielki Ruch, zagranicznych fanclubach, wspierających klub wpłatami. Ruch jest napędzany nie dotacjami z miasta, nie gotówką właściciela, nawet nie nadzwyczajną merytoryką, a po prostu siłą społeczności. Choćbyś nie wiem, jak był profesjonalny i jakie warunki stworzył, nic nie zastąpi najzwyklejszej miłości do klubu – takiej, jaką ma się do własnych rodziców czy dzieci. To robi różnicę, mimo że patrząc na strukturę samej spółki, przy Cichej mają mnóstwo do poprawy. Na pewno na tym polu ustępują niejednemu pierwszoligowcowi, którego dystansują dziś w tabeli.

Ruch Chorzów ponad jednostką

To wszystko oddziałuje na boisko. Po pierwszym zwycięstwie w trzeciej lidze, z Rekordem Bielsko-Biała, wysłałem krótkie gratulacje Tomaszowi Foszmańczykowi. „Na galowo jesteśmy w stanie w tej lidze trochę namieszać” – odpisał kapitan zespołu, w którym grał też wtedy Konrad Kasolik. Gdy kilka miesięcy później „Kasol” przedłużał kontrakt do 31 grudnia 2023, nie miał prawa przypuszczać, że końcówka tego okresu może przypaść na Ruch grający w ekstraklasie. Dwa gole Rekordowi strzelił Mariusz Idzik. Był jednym z ulubieńców publiczności, ale po fiasku negocjacji kontraktowych rozstano się z nim bez żalu. Ręka nikomu w Chorzowie przed trudnymi decyzjami nie drżała, by wspomnieć też trenera Łukasza Beretę po awansie do drugiej ligi albo kilkunastu zawodników po awansie do pierwszej ligi. Życie pokazało, kto wychodził na tych zmianach lepiej – czy jednostki, czy jednak stale pnący się Ruch.


Czytaj także:


W trzeciej lidze spędził dwa lata. „Przez pandemię straciliśmy rok” – usłyszałem takie zdanie, gdy Ruch w czwartej kolejce swojego drugiego sezonu odniósł czwarte zwycięstwo – 3:1 w Kluczborku. Wtedy był już zdecydowanym faworytem rozgrywek, kontrolując sytuację i nie dając się groźnej Polonii Bytom. Awans przypieczętował zwycięstwem z rezerwami Miedzi Legnica, a niebawem może wylądować w hierarchii wyżej niż jej pierwszy zespół. Kończąc tamten sezon – niecałe dwa lata temu! – walczył o pieniądze z Pro Junior System. Dla zwiększenia liczby młodzieżowców w meczu z rezerwami Górnika Zabrze wystawił w ataku bramkarza Jakuba Bieleckiego. Przegrał 1:2.

Kółko do skreślenia

Przed sezonem drugiej ligi nie wiedziałem, co o Ruchu myśleć, ale dobrym startem cele szybko się wyklarowały. Przed sezonem pierwszej ligi byłem przekonany, że będzie trudno o utrzymanie w stawce, o której przy Cichej mówiono, że niższy budżet będzie mieć jedynie Skra Częstochowa.

W sierpniu, po dwóch z rzędu domowych remisach – z Łęczną i Chojniczanką – zapytałem Jarosława Skrobacza, czy nie ma obaw, że tych punktów w walce o spokojne utrzymanie może kiedyś zabraknąć. Zaczepił mnie potem szkoleniowiec Chojniczanki Tomasz Kafarski, mówiąc, że współczuje trenerowi Ruchu takich mediów. „Bo Ruch jest na trzecim miejscu, a pan jest niezadowolony!” – powiedział mi po sześciu kolejkach Kafarski, który spadł w tym sezonie z ligi z Chojniczanką i Sandecją. Ciekawie się zatem ta krótka wymiana zdań zestarzała – w sposób, jakiego bym się nie spodziewał. Po poprzednich awansach Ruch Chorzów produkował t-shirty z napisem „w drodze do celu” i kółkami do skreślenia. Najpierw skreślone było kółko z trzecią ligą, rok temu po barażach – z drugą. Trudno było sądzić, że szansa na skreślenie trzeciego kółka, pierwszoligowego, nadejdzie tak szybko.

W lutym 2020 Ruch grał w Kamieniu sparing z GKS-em Tychy. To było pierwsze zderzenie odbudowującego się 3-ligowego klubu z poważniejszym poziomem sportowym. Skończyło się 1:4. Niecałe 3,5 roku później Ruch meczem z GKS-em Tychy może wrócić do ekstraklasy.

Zostaw łzy na inny dzień

Drużyna oparta na ludziach z regionu. Bez gwiazd, już osiągnęła wynik ponad stan – niezależnie od tego, jak zakończy się ten sezon. Skoro Ruch Chorzów zaszedł w nim już tak daleko, potknięcie na ostatniej prostej byłoby wielkim rozczarowaniem. Trudno uciec od refleksji, że w nowym sezonie i tak będzie walka o utrzymanie. Czy to w elicie, czy na jej zapleczu. A uniknięcie spadku z ekstraklasy już dziś jawi się jako wyczyn większy niż wcześniejsze awanse.

Ale – jak to stwierdził pewien amerykański psychiatra- 80 procent rzeczy, których się obawiasz, nigdy się nie wydarzy, na 12 procent nie masz wpływu, a z pozostałymi świetnie sobie poradzisz. Ruch na razie musi sobie poradzić z Tychami. A jeśli nie? Z jednej strony jest poczucie być może niepowtarzalnej szansy. Z drugiej… Od 2017 roku i trzech z rzędu spadków Ruch przeszedł tyle, że perspektywa jednego niepowodzenia nikogo nie powinna złamać. Ani tym bardziej przerażać. Przez ostatnie trzy sezony po porażkach działacze zwykli puszczać sobie utwór „Save your tears for another day”. Może właśnie „another day is coming” i będą to łzy szczęścia. Niezależnie od tego, jak to się skończy, już wiem, że nie wierzyć w Ruch było błędem jak sk…syn. Ruchu od 6 lat nie ma w ekstraklasie – ale przez ten czas Ruch tak naprawdę nigdy nie przestał być ekstraklasą.


Na zdjęciu: Tomasz Foszmańczyk i Konrad Kasolik jutro mogą świętować trzeci z rzędu awans.
Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.