Słuszny wybór

– Nigdy nie wątpiliśmy, że nasz wybór był słuszny. Zawsze w to wierzyliśmy. Praca, którą wykonuje trener Lavarini, to nie tylko trening – mówi Sebastian Świderski, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej.


W ostatnich latach nasze siatkarki były w cieniu siatkarzy. Czy awans na igrzyska olimpijskie w Paryżu będzie dla nich przełomem, że znów będzie moda na siatkarki, jak za czasów „Złotek” Andrzeja Niemczyka?

Sebastian ŚWIDERSKI: – Wierzę, że tak się stanie. Wierzę, że teraz nasza drużyna będzie stałym bywalcem na salonach, że regularnie walczyć będzie o medale. A przed nią jeszcze dużo do wygrania. Pamiętajmy, że mamy wciąż młodą reprezentację, a jest jeszcze kilka zawodniczek, które będą chciały się w niej znaleźć. Nasze szkolenie sprawia, że siatkarzy i siatkarek będzie coraz więcej. Trener męskiej kadry Nikola Grbić ma kłopot z ustaleniem składu, może wybierać z kapelusza kto dziś zagra. Wierzę, że wkrótce trener Lavarini również będzie miał taki sam zgryz, jeśli chodzi o możliwości personalne.

Dla mnie najważniejsze, oprócz medalu Ligi Narodów i awansu do , jest to, że dziewczyny stworzyły fantastyczną atmosferę i cieszą się nie tylko grą, ale i przebywaniem ze sobą. To sprawiło, że przyszły też wyniki. Ktoś kiedyś powiedział, że nasza żeńska siatkówka się kończy i trudno będzie osiągać sukcesy. Dziewczyny odpowiedziały w najlepszy możliwy sposób.

Półtora roku pracy trenera Lavariniego z naszą kadrą to pasmo sukcesów, którego jak na razie, zwieńczeniem jest olimpijski awans. Może pan sobie pogratulować jego wyboru.

Sebastian ŚWIDERSKI: – Nigdy nie wątpiliśmy, że nasz wybór był słuszny. Zawsze w to wierzyliśmy. Praca, którą wykonuje trener Lavarini, to nie tylko trening. Każdy może przyjść, powiedzieć zawodniczkom, co mają robić. On wykonuje jeszcze ogromną pracę mentalną z dziewczynami. On w nie wierzy i to jest najważniejsze. To pozwoliło uwierzyć zawodniczką w swoje umiejętności i stąd przyszły sukcesy.

Awans do Paryża rodził się jednak w bólach. Po przegranym spotkaniu z Tajlandią pojawiła się chwila zwątpienia, że jednak znów nie uda się zagrać na igrzyskach?


Czytaj także:


Sebastian ŚWIDERSKI: – Wtedy chyba nikt nie był pewny tego, co się dalej wydarzy. Po porażce z Tajlandią była niepewność. Ale po wygranej z Amerykankami wróciły wiara i nadzieja w to, że możemy dokonać wielkich rzeczy. I tak się stało.

Trzeba też zwrócić uwagę, że zespoły w ciągu dziewięciu dni miały do rozegrania aż siedem meczów. Trudno było oczekiwać, że forma będzie równa przez cały turniej. Było widać falowanie, ale też walkę. A decydujące starcie z Włoszkami? Cieszę się, że nasze dziewczyny, mimo że przegrywały trzema, czterema punktami, nie traciły głowy. Przyznam szczerze, że tak grających dziewczyn, z takim zaangażowaniem i takim sercem, dawno nie widziałem. Po raz ostatni chyba w spotkaniu o brąz Ligi Narodów. Te wygrane końcówki to także efekt doświadczenia nabytego dzięki rozegraniu wielu meczów na najwyższym poziomie. W ubiegłym roku dziewczyny nabrały pewności siebie, która rosła z każdym meczem. Duża w tym zasługa sztabu szkoleniowego i wszystkich ludzi przy reprezentacji. Nie cegiełkę, ale cegłę do tego sukcesu dołożyli też kibice.

Premie dla zawodniczek i sztabu szkoleniowego już pan przygotował?

Sebastian ŚWIDERSKI: – Mogę zapewnić, że trener ma wpisane w kontrakcie premie za zrealizowane wyniki, każdy medal jest oceniany i wyceniany finansowo. W tym przypadku mamy parytet płci, panie są na równi z męską reprezentacją. Wyrównaliśmy wysokość premii za zrealizowanie poszczególnych celów.

Kogo szczególnie wyróżniłby pan w naszej ekipie?

Sebastian ŚWIDERSKI: – Wszyscy zasługują na wyróżnienie, Każda z dziewczyn zagrała wspaniały turniej. Gdyby miał jednak wskazać jedną osobę, to powiedziałbym, że trener Lavarini. Gdy na początku rozgrywek nie robił zmian, zaczęto go krytykować. Potem pokusił się o rotacje, inaczej zaczął mecz z Amerykankami. Dzisiaj też szukał optymalnego składu i znalazł.


Na zdjęciu: Sebastian Świderski wierzy, że awans na igrzyska w Paryżu wywoła boom na nasze siatkarki.
Fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus



Fot. Lukasz Laskowski / PressFocus