Wisła na zakręcie

Słaba Wisła Kraków. Nie tak miał wyglądać początek rozgrywek w wykonaniu „Białej gwiazdy”, która jest dwa miejsca nad strefą spadkową.


Dla Jakuba Krzyżanowskiego mecz z Odrą Opole na pewno na długo pozostanie w pamięci. Urodzony 19 stycznia 2006 roku obrońca, który po występach w reprezentacji Polski w turnieju finałowym mistrzostw Europy U17 dołączył do seniorskiej drużyny Wisły Kraków, w piątek 18 sierpnia pierwszy raz wybiegł na murawę w wyjściowej jedenastce „Białej gwiazdy”.

Kibice nie pozostawili złudzeń

Gdy schodził z boiska po godzinie gry zespół [Radosława Sobolewskiego] prowadził 1:0. Radość z debiutu w podstawowym składzie zmąciły jednak trzy gole strzelone przez gości. Także atmosfera, jaka zapanowała w szatni po drugiej porażce krakowian z rzędu.

– Bardzo się cieszę, że trener mi zaufał i dał szansę, szczególnie w takim meczu, w którym presja była duża i zagraliśmy przeciwko bardzo dobremu zespołowi – stwierdził zawodnik grający jeszcze w maju w półfinale ME U17, gdzie wpadł w oko skautom Clubu Brugge. – Bardzo mi szkoda, bardzo mi wstyd, że tak się skończył ten mecz. Musimy wykrzesać z siebie więcej. Wspomagała nas niesamowita publiczność, której musimy dać radość. Musimy się wziąć w garść, trenować dalej i walczyć.

Niezadowolenie

Jeszcze bardziej niezadowolony ze swojego występu był 12 lat starszy Alan Uryga. Doświadczony defensor, który ostatni raz na murawie wystąpił 31 października 2021 roku w starciu z Wisłą Płock, a następnie walczył z plaga kontuzji, wszedł do gry z Odrą w 68 minucie i nie pomógł zespołowi utrzymać prowadzenia.

– Ten pierwszy mecz po tak długiej przerwie na pewno jest pewnego rodzaju symbolem – powiedział zawodnik mający na swoim koncie 213 występów w ekstraklasie. – Można powiedzieć, że poczułem ulgę i radość, bo kosztowało mnie to naprawdę bardzo dużo pracy, żeby wrócić. No, ale jest jeszcze kontekst tego meczu, jego wynik. Ta porażka akurat całkowicie zamazuje tę moją radość z powrotu na boisko.

W dodatku kibice też nie pozostawili złudzeń, że nie akceptują takiej postawy zespołu i okrzykami, których nie wypada cytować domagali się zwolnienia trenera Radosława Sobolewskiego.

– Do takiej sytuacji podchodzę spokojnie – zapewnił prezes Wisły Jarosław Królewski. – Mamy czas na spokojnie się zastanowić, przeanalizować mecz.

Nie podda się

Z tym czasem i spokojem większościowy udziałowiec klubu 13-krotnego mistrza Polski na pewno przesadził, bo najbliższy mecz krakowianie grają już w niedzielę podejmując w południe Arkę Gdynia. Potrzebna jest więc szybka reakcja, a coraz mniej fanów Wisły wierzy, że obecny szkoleniowiec, który jako zawodnik będący ikoną klubu, z którym 4 razy świętował zdobycie mistrzowskiego tytułu, jest w stanie wyciągnąć zespół z dołka.

– Z jednej strony nie dziwię się reakcji trybun – przyznał na pomeczowej konferencji prasowej 46-letni trener Wisły. – Jeśli chodzi o początek, wygląda to słabo. Absolutnie nie uciekam od pewnych rzeczy. Natomiast jeśli ktoś sugeruje, że miałbym się poddać, to nie. Nie ma szans! Będę walczył do końca i wiem, że ten zespół zacznie wygrywać.


Czytaj także:


A zapytany o receptę na wyjście z sytuacji, trener mający za sobą 7-letnie doświadczenie w pracy szkoleniowej odparł. – Widzę, że u nas jest od ściany do ściany. Albo wstrząs albo głaskanie. A jest coś pomiędzy. I to „pomiędzy” chciałbym zaproponować zawodnikom. Zwłaszcza mądrą pracę. Mądrą, ciężką pracę – zakończył wypowiedź na konferencji prasowej. Niebawem przekonamy się czy były to też ostatnie słowa Radosława Sobolewskiego w roli trenera zespołu Wisły. Zwłaszcza, że chętnych na jego miejsce nie brakuje…


Na zdjęciu: Trener Radosław Sobolewski (z lewej) na cenzurowanym. Jego dni przy Reymonta są policzone?

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus